Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

wtorek, 31 lipca 2012

Na drodze




Nad tym, że relacje międzypersonalne bywają różne i nie da się ich ubrać w żadne ramy, nie trzeba podnosić dyskusji. Nie zmienia to faktu, że zagadnienie jest ciekawe, a drążenie tego, kto z kim i dlaczego, mimo, że bezcelowe, może być porywające.

Bo z jednymi potrafimy śmiać się bez wypowiadania słów, a z innymi setki zdań nie pomagają, by dojść do zrozumienia. Przy niektórych płaczemy, a reszcie wstydzimy się okazać emocje. Za pewnymi osobami gotowi jesteśmy rzucić się ogień, a innych jak ognia unikamy. To oczywiste i o tym prawić nie będę (nie dziś w każdym razie).

Spotania na ulicy- to to co mnie zajmuje. Czy zatrzymujemy się, by wymienić grzecznościowe "co słychac" (nie znoszę), czy kłaniamy uprzejmie i idziemy dalej? Czasem krótkie "cześć" zamienia się w godzinną pogawędkę i rozglądaniem się za miejscem, gdzie można by na kawę przysiąść, a innym razem uciekamy gdzie pieprz rośnie, byle uniknąć choćby mijania. Na to wszystko składają się albo relacje przeszłością namalowane, albo nasze subiektywne odczucia względem drugich osób. I to mnie nieco zajmuje. Zdarza się nam zobaczyć kogoś pod domem i po przywitaniu się zapomnieć o spotkaniu, a bywa i tak, że "dzień dobry" dźwięczy w uszach do końca dnia.
W obcych miastach jest inaczej. Tu widząc nawet dalszego znajomego, czujemy się jak w domu. W końcu "swój" człowiek na ziemi obcej. Można bez końca- o przypadkach, wypadakach, wymijaniu, wyprzedzaniu, omijaniu i rozmowach. Można, ale nie sposób dotrzeć tu do brzegu. Relacje nasze kolorami świata malowane.

A, że wciąż na kogoś "wpadam", poświęciłam temu pięć minut dzisiajszego dnia :)

poniedziałek, 30 lipca 2012

O krok od płaczu

niedziela, 29 lipca 2012

tęsknoty

To jest właśnie moja dwudziestogodzinna przyjemność. U jej kresu, w aucie 100 kilometrów przed domem Morfeusz trącał mnie w ramię. Dotrwałam :) Od początku do końca- przyjemność. Mimo wszystko i dzięki wszystkiemu.





Ciężko się odnaleźć po takim dniu. Chciałoby się więcej, mocniej, dłużej, jeszcze...Pozostaje niedosyt i wcale nie tylko muzyczny. Walnąć się na trawie, chwycić w dłoń aparat, czuć okołodźwiękowy klimat. To nie działa na zasadzie- było, skińczyło się i już. To tęsknota za chwilą, która jest tak ulotna. I mimo, że to wiemy, czasem uzmysłowienie sobie tych zwykłości nie przychodzi naturalnie. Potrzeba czasu i wdrążenia się w codzienny rytm. Z poczuciem pragnienia wybicia się z niego. To takie oczywiste...
Dni uciekają, nocy brakuje, a ja patrząc na kalendarz zachodzę w głowę gdzie podziały się ostatnie miesiące, jak to możliwe, że minęły tak szybko? Czas goni tak, że nie sposób sprostać wszystkiemu. Coś odbywa się po trochu kosztem czegoś innego.
Staram się w tym wszystkim nie odmawiać sobie radostek, bo...jeśli nie teraz to kiedy? Chcę coś robić dla siebie, mieć przyjemność i wspomnienia, do których kiedyś będę wracać. Nie zrezygnuje z wydarzenia, które jest dla mnie ważne z powodu pracy. Albo skończyły się te czasy, albo staram się lepiej operować czasem, jaki mi góra daje do dyspozycji. A w tym czasie nie może zabraknąć mnie.

Wiele spraw nakłada się na siebie w codzienych zawirowaniach. Staram się być w tym wszystkim uczciwa. W stosunku do siebie i do innych.
Nie zwodzić- to powinno być wewnętrzne przykazanie każdego człowieka. W relacjach kobieta- mężczyzna przede wszystkim. Nie zwodzę, jakkolwiek byłoby to odbierane. A bywa różnie. Są zarzuty zdystansowania, chłodu, braku sympatii, zarozumiałości, egoizmu, ba! nawet wojskowego reżimu, bo ponieść się nie daję. A jest wręcz odwrotnie- nie chcę się ponosić i nie chcę by kogoś ponosiło z mojego powodu. To nie klasztorne wychowanie, tylko prostosta, bo tu nie ma miejsca na tęczowe barwy, jest białe albo czarne. A gdy jest czarne, szkoda czjegoś czasu.
Stawiam się sprawę jasno i dokładnie tłumaczę w czym rzecz, żeby propozycje spacerów, kaw, wyjazdów odrzucić sensownie argumentując. Pojęcie tego zabiera innym sporo czasu. Po złości, oburzeniu, dziesiątkach pytań, przychodzi refleksja. Gdy widzę, że spotkałam zrozumienia, gdy słyszę o szacunku, jestem z siebie dumna. Kiedyś nie było mnie na to stać, teraz wiem, czego nie chcę i nie boję się tego powiedzieć. Ważniejsza jest zwyła uczciwość od przyjemności bycia adorowanym. I nie o mnie tu chodzi, ale o drugą osobę, która bez powodu mogła by zabrnąć zbyt daleko.
Czy ma to sens? Pewnie nie :)

poniedziałek, 23 lipca 2012



So so so amazing!


Wyplątuję się ze wszystkiego co się pzyplątało. Zbyt dużo zamieszania się zrobiło znienacka. Wiem już na czym przyszło mi stanąć i nie chce na tym stać.

I irytują mnie obściskujące się pokątnie nastolatki. Nie 17-, a 13- latki.

niedziela, 22 lipca 2012

A tymczasem na motorze niedziela :)




Porywcy nastoletnich tłumów! :)

piątek, 20 lipca 2012

prowokacja?



No i zostałam na kilka dni sama w pracy. Nowe doświadczenie :)

Nic to jednak przy prowokacjach, jakie mi się zdarzają. Jestem prowokowana i zaczepiana. Pogubiłam się w tym, nie mam pojęcia o co chodzi. Gdzie zaczyna, a gdzie kończy żart. Nadążałam do czasu, już przestałam. Pewniak jest jeden- spaaaać :)

środa, 18 lipca 2012

Od rana myślami byłam w lesie. Chciałam uporać się z pracą szybciej niż zwykle i mieć dla siebie choć godzinkę na wsi. Udało się. Wróciłam zalana. Od stóp do głów, kapało ze mnie jak z rynny. Ale co się nawochałam lasu i najadłam malin, to moje :)

I nikt mi nie powie, że takie zakątki nie są piękne. Daleko nie trzeba jechać, by mieć widoki jak z kalendarza :)








wtorek, 17 lipca 2012

Ja? Ja nieeee

Przyznaje. Początki są pełne buntu. Niby dlaczego? Z jakiej racji? Tylko kieeedy? Nie ma czasu, no i oczywiście- Po co?

Trudno jest w coś się zaangażować, jeśli nie widzi się w tym sensu. Pomijając brak jakichkolwiek korzyści łącznię z tą zwaną satysfakcją. Ale zlecenie to zlecenie. Niespodziewanie i bardzo niepostrzeżenie wdarły się pod moje palce kolejne dwie strony internetowe. Nie, nie chciałam. Ale po cichu, rozglądając się, czy oby nikt nie patrzy, zajrzałam, żeby sprawdzić co jest i coma być. Zaskoczyło. Bo jak już mam jakiś błysk, pomysł (którego słowo daję tym razem wcale nie chciałam), przychodzi chęć na sprawdzenie siebie. A jak już zaczynam, wkręcam się na całego. No i tu też zaczyna mnie ponosić. Godzina 22. a ja patrzę sobie co by tu jeszcze... Skoro powiedziałam "A", nie chcę, by ktoś inny mówił "B". Swojego zalążka przecież nie oddam. Chcę być realizatorem dzieła. Chcę pracować nad projektem, tworzyć publikacje i układać z puzzli całość. Sama siebie uczę, bo nikt mi nie mówi jak ma być. Będzie tak, jak postanowię. A gdybym jednak się pomyliła, mogę liczyć na sugestię. Ktoś musi wiedzieć, że to lubię i że jeśli zaczynam się angażować, to choćbym noce miała zarywać, doprowadzę to do końca.
Nie dla kogoś, dla siebie przede wszystkim. I staram się jak mogę, by nowe przedsięwzięcia nie rozwijały się kosztem tych istniejących. Niestety, działając w pojedynkę, fizycznie nie jest się w stanie sprostać wszystkiemu. Doba mogła by być nieco (ostatnio moje ulubione słowo) dłuższa. A przecież i na grilla trzeba czasem znaleźć chwilę tej letniej jesieni ;)

Ubaw mam dziś z siebie, bo jeszcze parę dni temu powiedziałam "oooo nie". A już po głowie mi błyskawice latają :)

poniedziałek, 16 lipca 2012

spod sceny

Z takim aparatem i obiektywem, który waży tyle co moja lewa noga,to ja mogę na koniec świata :)










A jak się do tego dorzuci Open'erowskie historie, człowiek chciałby na chwię zamknąć swój świat w muzyce.

sobota, 14 lipca 2012

w bajkowych okolicznościach










sobota, 7 lipca 2012

Jaaa nie mam czasu :)

Na bardzo szybko. Z rzeczy, które znalazłam pakując się w biurze, tych absolutnie niezbędnych: szczoteczka i pasta do zębów (wiadomo, o higienę jamy ustnej należy dbać niezależnie od czasu i miejsca), stanik (czasem trzeba się przebrać przed wyprawą na plażę), koszulka (z tego samego powodu), śpiwór (nie wiem co powiedzieć), dwie torebki (na zmianę, w zależności od tego, co trzeba zapakować wychodząc), kurtka (a jak się nagle zrobi zimno?), dwa parasole (pogoda wciąż taka niepewna), apaszka (a nóż zawieje i trzeba będzie szyję osłonić), aparat, z którego korzystam+ dwa inne (mały, duży, lepszy, słabszy- w pomieszczeniu, na zewnątrz, zawsze inny może się przydać), kolczyki (bo mam nawyk zdejmowania), kartki od znajomych (cieszą oko i przypominją, że ktoś przeżył przygodę i pamiętał), buty (wstyd trochę, ale uzasadnienie jest słuszne- ostatnio wracałam na rolkach), ochraniacze na nadgarstki (w razie wyjścia na rolki), książka (nie nie, nie czytamw pracy, bo nie ma czasu, wróciła do mnie akurat gdy byłam przy biurku), krem do rąk (no co?). Więcej nie pamiętam. Praca naszym drugim domem, lubię się tu czuć jak u siebie, bo u siebie jestem. Żeby nie było- mam porządek, wszystko jest ułożone. Czasem tylko pożartujemy sobie, że gdyby doba była dłuższa, nie wychodzłabym. W końcu- wszystko mam pod ręką :)

P.S.
Mam już wystrugane śledzie do namiotu. Jakkolwiek by to nie brzmiało:) Drewniane oczywiście, bo z innmi w podręcznym bagażu by mnie do samolotu nie wpuścili. Latanie nie jest moim hobby. Byłoby ok,gGdyby nie wsiadanie (a najpierw kolejka przy kontroli, bo może mam bombę albo broń), startowanie i zakręcanie czy krążenie nad lotniskiem. Muszę zatkać uszy, zamknąć oczy i śpiewać sobie w sobie, by znieść takie ekstremalne doznania. Ale dla widoków jakie mam gdy nieba chmury nie przykrywają, mogę znieść wiele :)

poniedziałek, 2 lipca 2012