Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

środa, 30 czerwca 2010

Karierowicze w kominiarkach

Okradali sklepy, napadali na stacje benzynowe, apteki, punkty kasowe. Tam, gdzie pracowały kobiety. Straszyli atrapą broni, kijami bejsbolowymi, pryskali gazem łzawiącym. Część przestępczych działań kończyła się fiaskiem, inne- łupami. Niezbyt wielkimi, ale zawsze. Dwóch młodzieńców. Prokuratura postawiła im łącznie 20 zarzutów. Za ukradzione pieniądze rabusie....kupowali fast foody i naprawiali auto. Wpadli szykując się do jednej z "akcji". Teraz nie zjedzą szybko hamburgera, grozi im od 2 do 12 lat za kratkami. Wcześniej nie byli karani. Początek to czy koniec przestępczej kariery duetu?

Chwile ulotne jak ulotka



Katarzyna Groniec. Jakiś czas temu miałam okazje być na jej koncercie. Nie, okazja to złe słowo. Miałam zaszczyt uczestniczyć w niesamowitym widowisku z tą właśnie artystką w roli głównej.


Na deskach sceny domu kultury w jednym z mazurskich miasteczek występująca boso Groniec raz po raz zachwycała zgromadzoną, zresztą wcale nie tak licznie, jak można było się spodziewać, publiczność.
Pierwszy utwór- chwila, którą mogłam wykorzystać na zrobienie kilku zdjęć. Później takiej możliwości nie było. I słusznie, bo pochłonięta fotografowaniem mogłabym przegapić coś ważnego. A tak, wróciłam na swoje miejsce na balkonie we właściwym czasie. To, że spadłam z dwóch schodków nie mogło popsuć mi nastroju.
Koncert był nadzwyczajny. Groniec zabłysnęła mistrzowskim aktorstwem. Śpiewając, recytując wprawiała mnie w osłupienie. Łzy wzruszenia, śmiech, istna huśtawka emocji. Trudno słowami wyrazić to, co działo się na tej niewielkiej sali. To się po prostu przeżywało. Każdy z uczestników spektaklu odbierał wszystko na swój sposób. Piękny wieczór. To było jedno z takich wydarzeń, po których przez jakiś czas nie ma się potrzeby ani ochoty rozmawiać. By trwało jak najdłużej.

wtorek, 29 czerwca 2010

Miasteczko na wesoło

Myślę, myślę, myślę, MYŚLĘ.

Już tak bardzo chciałabym przestać, że myśl o tym nie daje mi spokoju. Ta karuzela mogłaby trochę pomyśleć o mnie...Nie chce.
Diabelski młyn, mimo moich usilnych starań nie zatrzymuje się ani na chwilę, a mi kręci się już w głowie.
Ale... jest już lepiej, spokojniej. Jestem niemal pewna, że zmierzam we właściwą stronę, do tego rozsławionego bezpiecznego portu. Póki co wolę jeszcze nie zostawać sama w tym wesołym miasteczku. Póki co...
Ostatnie dni przyniosły wiele pozytywnych myśli. O przyszłości, a nie o tych nieszczęsnych zdarzeniach z kiedyś. Błędy, pomyłki, naiwność ciężko sobie darować, ale nie ma wyjścia, trzeba (MIMO WSZYSTKO) z podniesioną głową kroczyć do przodu.
Przez dwa tygodnie będę siłować się ze swoimi odczuciami. Dwa tygodnie. Dziś wydaje mi się, że będą trwały nieskończenie długo.

Wesołe miasteczko, które właśnie zagościło nieopodal plaży, jak każdego roku zaczyna niepokoić dziwnymi odgłosami. Ciekawe, czy podczas tego sezonu wybrańcy dłużej niż by tego chcieli będą podziwiać molo "z lotu ptaka". W każdym wesołym miasteczku zdarzają się przecież awarie...

niedziela, 27 czerwca 2010

Na dzień dobry

Jakiś czas temu zostałam oszukana. Zaufanie nigdy nie było moją mocną stroną. A gdy w końcu się zdarzyło, mój błąd miał tak na imię. Z kilkudziesięciu stron książki wyciągam (a może już wyciągnęłam?) wnioski. Zaczynam poznawać moje miejsce.


Co myślą mężczyźni całując kobietę w rękę na powitanie? Nie znoszę tego. Moja dłoń może być całowana tylko przez jednego. Nie tylko na "dzień dobry".

My- dzikusy





Wycieczka rowerowa, uroki jezior podziwiane ze wzgórza, masa zdjęć, rozgrywki w siatkę kosza i piłkę nożną na łące. Wieczorny wypad do knajpy z kupnem chleba w miejscowej piekarni w drodze powrotnej, co stało się już tradycją. Do domu donosimy pół bochenka. I zawsze wychodzi na to, że drugie pół pochłonęłam ja. Pierwsza w tym roku kąpiel w jeziorze. Łatwo nie było. "Do kolan" poszło gładko, a później zastanawianie się, czy aby na pewno jest chęć na popływanie. Woda zimna, nie powiem. Ale udało się. Warto było. Przy takiej pogodzie chwila pluskania może zdziałać cuda. Chęć życia rośnie. Udany (i poza pracą) weekend. Na łajbę ciągnie. Rejs po jeziorach z cumowaniem na dziko, gotowaniem wody na herbatę i zupkę chińską na małej kuchence, nocnymi kąpielami. Z dala od cywilizacji. Chęci muszą jeszcze troszkę poczekać.







Jak to jest, że od jakiegoś czasu oboje budzimy się rano (oddzielnie rzecz jasna) z myślą, że coś w swoim życiu należałoby zmienić. Mówimy otwarcie- "coś trzeba zrobić". Czasem planujemy, rozpędzamy się w zamierzeniach i...stoimy w miejscu. Jakimś takim niepewnym. Ma to swój urok, ale głowy nam zaprząta. Rozmawiamy, to mi się najbardziej podoba. I ta przemawiająca przez nas dojrzałość. Powroty do oddzielnych światów pustkami świecących.

Zamyślenie przerywa dźwięk smsa. Tęsknię...

Czy tylko ja idąc do ogródka po natkę pietruszki wracam z selerem?

sobota, 26 czerwca 2010

W czasie zaklęte

- Dziewczyny, a pamiętacie jak....?
- Jasne, że pamiętamy! Ale nie to było najlepsze. Najlepsze było, jak...
- A tego nie pamiętam. Kiedy to było?
- Nie pamiętasz??? Byłaś przecież. Wtedy był ten, ten i ten. Byliśmy tam i tam...
- Aaaaa no tak !

Mnóstwo odgrzanych radosnych wspomnień, przywoływanie zdarzeń sprzed lat, wiele uśmiechu. I ta puenta- to były czasy...

Kochane moje, jakie piękne czasy jeszcze przed nami!

piątek, 25 czerwca 2010

niepozorny czwartek

Kilkanaście, no może kilkadziesiąt chwil po 8 z jeszcze nie do końca otwartymi po nocy oczami wkraczam do pracy. Włączam komputer, robię kawę, planuje w głowie i na papierze dzień. Dzisiejszy, ewentualnie kilka następnych. Żeby o niczym i nikim nie zapomnieć. Odczytuje wysyłane o dziwnych porach maile, odpisuje. Zaczynam dzień.

Chyba weszłam do wyjątkowej budki telefonicznej.

Rozmówca pierwszy, miejscowy.

- Dzień dobry, bo ja do pani pisałam, czy otrzymała pani moją wiadomość?
- Tak, właśnie odpisuje
- A czy możemy liczyć na pani obecność na imprezie
- Oczywiście, dziękuję za zaproszenie będę na pewno
- Bo nam bardzo zależy...
- Tak, rozumiem, na pewno przyjadę
- To może tak przed 17, dobrze?
- W porządku
- Ale jak by się dało chwilę wcześniej byłoby jeszcze lepiej
- W takim razie do zobaczenia o 16.30
- Dziękuję bardzo, do widzenia


Kilka minut później telefonuje nie miejscowy
- Dzień dobry (w tym miejscu mój rozmówca grzecznie się przedstawia), ja wysłałem do Państwa maila z informacją o...czy dotarł?
- A na jaki adres pan wysłał?
- (pada adres)
- Zaraz sprawdzimy, jeśli wiadomość jest odpiszemy, jeśli nie, proszę o ponowne przesłanie
- Dziękuję,do usłyszenia

Poczty sprawdzić nie zdążyłam. Budka wzywa.
- O, jak to dobrze, że to pani. Ja z taką prośbą- ostatnio robiła pani zdjęcia, czy mogłaby pani mi je wysłać?
- Niema problemu, za kilkanaście minut wyśle
- Bo potrzebuję ich do....
- Wyślę na pewno, pozdrawiam

Łyk kawy. Nie za duży.
- Cześć, będziesz za godzinę?
- Będę, a co jest?
- A mam sprawę, wpadnę to powiem
- Czekam, wpadaj

Kawa, rogalik. Wysyłanie, odpisywanie, sprawdzanie i raz jeszcze to samo. Lubię to.
Nadgryziony rogalik musi poczekać na swoje pięć minut. Mam gościa. Po kilkunastu minutach rozmowy wracam do konsumpcji.

Dzień podobny do innych.

Po 18 bardzo powolnym krokiem wracam do domu.
- A pani chyba dziś coś nie w sosie?- zagaduje ktoś na ulicy
Podnoszę głowę. Znam tego pana. Na pewno go znam. Zaraz, kto to do cholery jest.
- Dzień dobry, w sosie w sosie, tylko głodna i lekko zmęczona
- Oj, to trzeba szybko coś zjeść i poleżeć przed telewizorem
- Nie, nie, ja w separacji z nim jestem. Do widzenia.
Któż to mógł być? Myślę, myślę, dochodzę do domu, o spotkaniu zapominam.

Po jakimś tygodniu może dwóch spotykam ów pana ponownie.
- Dzień dobry! Jaka uśmiechnięta dziś pani. Nie głodna? Zdrówko w porządku? Wypoczęta?
- Tak, kilka dni na urlopie byłam, zdążyłam się najeść i wyspać
- A gdzie pani tak urlopowała?
- Na wsi, na łące
- Pozazdrościć tylko. A nie w pracy dziś?
- W pracy, w pracy

Minęło kilka krótkich, pogodnych i bezstresowych dni. Ten sam pan, lat ok. 50 staje przy moim biurku. Sprawa służbowa. Rozmawiamy, słucham uważnie, pytam, notuję. Na koniec z plecaka wyjmuje małego pluszaka.
- To dla pani, żeby się przyjemniej pracowało
- Nie trzeba, mi się naprawdę bardzo dobrze pracuje
- Taka smutna pani ostatnio była...
- Nie smutna, zamyślona
- Ale miś nie będzie przeszkadzał, on się nawet nie odezwie. Będzie pilnował, żeby smutno nie było.
Mój sprzeciw został oddalony. Miś siedzi i czuwa, by się usta w podkówkę nie wyginały. Nie przeszkadza.

Idziemy na most ?




Miejsce, do którego "wpadam" od zawsze. Brzmi tak jakoś strasznie trywialnie. Ale...
Umorusane buzie po zabawie na polu "u dziadka", czarne stopy po grze w gumę na czarnej ulicy, wyprawy nad rzekę (i rywalizacja kto ile da rady popłynąć pod prąd), ogniska, zabawy na sianie, jeżdżenie na wozie (pod wozem jedziemy teraz), chowanie się w stodole i moje ulubione wykopki.
Kilka, kilkanaście lat później zabawy w klimatycznej knajpie nad rzeką po trzykilometrowym spacerze. Powroty do domu nad ranem wspominamy do dziś. Był też czas na bardziej dyskotekowe noce w miasteczku oddalonym o kilkanaście kilometrów. Na imprezy jeździło się ROWERAMI. Im gorsze, tym lepsze. Na powrót właścicieli z nocnego tourne czekały w krzakach.
Najlepsze były jednak i tak posiadówy na moście. Dysputy o życiu, nieśmiałe zwierzenia, opowieści o miłościach i miłostkach. Każdy mając "naście" był na randce na moście. Naturalna kolej rzeczy. Miejsce jak najbardziej sprzyjające romantycznej ciszy.

Wojnowo.

Polanka nad rzeką traci swój urok. Śmieci rzucane gdzie popadnie przez tych, którzy uważają się za pełnych kultury, oburzają. Połamane na moście deski- komuś najwyraźniej przeszkadzały. Dzieci, bo przecież nie młodzież, spijające ukradkiem piwo. Tylko woda wciąż tak samo czysta.

Wrócę tu.

czwartek, 24 czerwca 2010

Step by step




Krok 1
Burza. Z piorunami i błyskami. Ciepła, wiosenna. Zamieszanie

Krok 2
Rozpogodzone niebo, buzia łapczywie chwyta pierwsze promienie słońca

Krok 3
Spokojna woda na ogromnym jeziorze. Nie widać brzegów, zmierzanie w stronę bezpiecznego portu

Krok 4
Stały ląd

Krok 5
Nadciągają chmury wraz z nimi przychodzi poczucie burzenia. Nie tylko stabilizacji, ale też monotonii, szarości. Czas na zmiany.

Krok 6
Łajbę znosi nie wiadomo dokąd. Gdzieś wyląduje, ale nic nie jest pewne

Krok 7
Burza. Znów pioruny. Tym razem jest zimno.

Krok 8
Wiatr ucichł. Pustka. Co dalej?

Krok 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1
Parter. Trzeba wspinać się od nowa. Mogłoby być łatwiej. Nie będzie...

Wiele

Są myśli nie do opanowania. Natrętnie wracają, męczą, dręczą, skłaniają do wspomnień, Po nich przychodzą następne, każące spojrzeć w przyszłość. Mało kto skupia się nad teraźniejszością. A przecież można zrobić wiele. Tu i teraz. Dziś, nie jutro. Ważnych decyzji nie powinno odkładać się na nie wiadomo kiedy, bo taki czas może nie nadejść. Tracimy czas mozolnie rozgrzebując przeszłość. Powinność jest oczywista- zapomnieć o tym co było i z bagażem doświadczeń, mądrzejszym iść dalej. Myśleć o tym, co jest teraz i brać pod uwagę skutki dzisiejszych działań. By porażki były coraz mniejsze. Warto. Ale jak teoria ma się do praktyki?




Żyć, nie myśleć za dużo, iść swoją drogą, zmierzać do postawionych sobie celów pomimo napotykanych trudności. Oby nie było ich zbyt wiele...

środa, 23 czerwca 2010

Zanucone przed snem

To ballada o zabitej,
która nagle z krzesła wstała.

Ułożona w dobrej wierze,
napisana na papierze.

Przy nie zasłoniętym oknie,
w świetle lampy rzecz się miała.

Każdy, kto chciał, widzieć mógł.

Kiedy się zzamknęły drzwi
i zabójca zbiegł ze schodów,

ona wstała tak jak zywi
nagłą ciszą obudzeni.

Ona wstała, rusza głową
i twardymi jak z pierścionka
oczami patrzy po kątach.

Nie unosi się w powietrzu,
ale po zwykłej podłodze,
po skrzypiących deskach stąpa.

Wszystkie po zabójcy ślady
pali w piecu. Aż do szczętu
fotografii, do imentu
sznurowadła z dna szuflady.

Ona nie jset uduszona.
Ona nie jest zastrzelona.
Niewidoczną śmierć poniosła.

Może dawać znaki życia,
płakać z różnych drobnych przyczyn,
nawet krzyczeć z przerażenia
na widok myszy
Tak wiele
jest słabości i śmieszności
nietrudnych do podrobienia.

Ona wstała, jak się wstaje.

Ona chodzi, jak się chodzi.

Nawet śpiewa czesząc włosy,
które rosną.


Wisława Szymborska,
Ballada

wtorek, 22 czerwca 2010

Czasem chce się wrócić...

Niesamowite widoki, sprzyjający ludzie, pozytywna atmosfera, zapachy, smaki, wygoda, sentyment, chęć przeżycia czegoś jeszcze raz.

Każdy ma miejsce lub miejsca, do których chętnie wraca. Odnajduje się tam, gdzie inni mają swoją szarą codzienność. Do takiej wędrówki w przeszłość pcha jakaś niezrozumiała siła.

Dziś ja mam ochotę wrócić. Nie po to, żeby pomyśleć, ale żeby nie myśleć. Chcę przez chwile wspomnień, czy beztroski oderwać się od świata, który sobie stworzyłam. By później wrócić do realiów. Być może z innym, mądrzejszym spojrzeniem na wiele spraw.

niedziela, 20 czerwca 2010

zgubna technika