Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

piątek, 25 czerwca 2010

niepozorny czwartek

Kilkanaście, no może kilkadziesiąt chwil po 8 z jeszcze nie do końca otwartymi po nocy oczami wkraczam do pracy. Włączam komputer, robię kawę, planuje w głowie i na papierze dzień. Dzisiejszy, ewentualnie kilka następnych. Żeby o niczym i nikim nie zapomnieć. Odczytuje wysyłane o dziwnych porach maile, odpisuje. Zaczynam dzień.

Chyba weszłam do wyjątkowej budki telefonicznej.

Rozmówca pierwszy, miejscowy.

- Dzień dobry, bo ja do pani pisałam, czy otrzymała pani moją wiadomość?
- Tak, właśnie odpisuje
- A czy możemy liczyć na pani obecność na imprezie
- Oczywiście, dziękuję za zaproszenie będę na pewno
- Bo nam bardzo zależy...
- Tak, rozumiem, na pewno przyjadę
- To może tak przed 17, dobrze?
- W porządku
- Ale jak by się dało chwilę wcześniej byłoby jeszcze lepiej
- W takim razie do zobaczenia o 16.30
- Dziękuję bardzo, do widzenia


Kilka minut później telefonuje nie miejscowy
- Dzień dobry (w tym miejscu mój rozmówca grzecznie się przedstawia), ja wysłałem do Państwa maila z informacją o...czy dotarł?
- A na jaki adres pan wysłał?
- (pada adres)
- Zaraz sprawdzimy, jeśli wiadomość jest odpiszemy, jeśli nie, proszę o ponowne przesłanie
- Dziękuję,do usłyszenia

Poczty sprawdzić nie zdążyłam. Budka wzywa.
- O, jak to dobrze, że to pani. Ja z taką prośbą- ostatnio robiła pani zdjęcia, czy mogłaby pani mi je wysłać?
- Niema problemu, za kilkanaście minut wyśle
- Bo potrzebuję ich do....
- Wyślę na pewno, pozdrawiam

Łyk kawy. Nie za duży.
- Cześć, będziesz za godzinę?
- Będę, a co jest?
- A mam sprawę, wpadnę to powiem
- Czekam, wpadaj

Kawa, rogalik. Wysyłanie, odpisywanie, sprawdzanie i raz jeszcze to samo. Lubię to.
Nadgryziony rogalik musi poczekać na swoje pięć minut. Mam gościa. Po kilkunastu minutach rozmowy wracam do konsumpcji.

Dzień podobny do innych.

Po 18 bardzo powolnym krokiem wracam do domu.
- A pani chyba dziś coś nie w sosie?- zagaduje ktoś na ulicy
Podnoszę głowę. Znam tego pana. Na pewno go znam. Zaraz, kto to do cholery jest.
- Dzień dobry, w sosie w sosie, tylko głodna i lekko zmęczona
- Oj, to trzeba szybko coś zjeść i poleżeć przed telewizorem
- Nie, nie, ja w separacji z nim jestem. Do widzenia.
Któż to mógł być? Myślę, myślę, dochodzę do domu, o spotkaniu zapominam.

Po jakimś tygodniu może dwóch spotykam ów pana ponownie.
- Dzień dobry! Jaka uśmiechnięta dziś pani. Nie głodna? Zdrówko w porządku? Wypoczęta?
- Tak, kilka dni na urlopie byłam, zdążyłam się najeść i wyspać
- A gdzie pani tak urlopowała?
- Na wsi, na łące
- Pozazdrościć tylko. A nie w pracy dziś?
- W pracy, w pracy

Minęło kilka krótkich, pogodnych i bezstresowych dni. Ten sam pan, lat ok. 50 staje przy moim biurku. Sprawa służbowa. Rozmawiamy, słucham uważnie, pytam, notuję. Na koniec z plecaka wyjmuje małego pluszaka.
- To dla pani, żeby się przyjemniej pracowało
- Nie trzeba, mi się naprawdę bardzo dobrze pracuje
- Taka smutna pani ostatnio była...
- Nie smutna, zamyślona
- Ale miś nie będzie przeszkadzał, on się nawet nie odezwie. Będzie pilnował, żeby smutno nie było.
Mój sprzeciw został oddalony. Miś siedzi i czuwa, by się usta w podkówkę nie wyginały. Nie przeszkadza.

2 komentarze:

  1. Dzień jak co dzień? czy jakoś tak wyjątkowo wszyscy się uwzięli? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień, jak co drugi dzień:) Ale czwartki przeważnie bywają spokojne:)

    OdpowiedzUsuń