Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

piątek, 25 lutego 2011

My reality is like a Truman Show, isn`t it?

wtorek, 22 lutego 2011

Żółte papiery

Aaaa gruba się zrobiłam. Aaaa...Mierzyłam w sklepie spodnie. Aaaa...
Wrócę niedługo do swojego ciała, ciałka może nawet.

W nocy stoczyliśmy prawdziwą bitwę. To już kiedyś było. Ja go ciągnę do łózka, on mnie z niego wyciąga. A to do kuchni, a to do innego pokoju, a to do łazienki. Ciągle coś.
Walczyliśmy ze sobą niemal noc całą. Wstaję, patrzę na zegar- druga. Kładę się. Po chwili zerkam- zaraz trzecia, a potem prawie czwarta. Nie pozwalał mi zacząć marzyć.
Śnie piekielny- nie bij się już ze mną. Nie wypędzaj mnie z ciepłego łóżka, daj siebie trochę, pozwól śnić...
Nie chcę dziś powtórki, chcę zasnąć. Brak snu wpłynął poważnie na dzisiejsze głupot plecenie. Sama nie wierzyłam w to, co mówię. Farmazony. Ni z gruchy ni z pietruchy mówiąc nie wulgarnie. Od rzeczy po prostu. Od samego rano, od przekroczenia progu lokalu co to nam go pracodawca zapewnia.

W pocie czoła (tak, tak, mimo kilkunastostopniowego mrozu- w pocie czoła) uganiam się za sprawami wszelakimi. Nie grzeszę. Przeprowadzam wcale sympatyczne rozmowy i mimo ogromnej chęci popatrzenia na góry w zimowej otulinie, pracuję sobie. Pracuję, co się dawno nie zdarzało- głośno. A to wszystko na wariackich papierach.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Je suis vert

Ta zimowa dieta mnie wykończy. A raczej...jej brak. Jem i jem i jem i przestać nie mogę. Wszystko mi tak okropnie smakuje. A ciała przybywa nieustannie :)
Dziś raczyłam się moją specjalnością, czyli piersiami w warzywach. Deseru zabrakło, w związku z czym jakiś szwendacz mi się włączył.

Jedno jest pewne- potrzeba ruchu. Zimowa aura niby może temu sprzyjać, ale...mnie tak bardzo od mrozu twarz boli:) W środę szykuję się mimo wszystko na górkę i ..tak tak, doczekać się już nie mogę aż deskę jedną lub dwie do nóg przymocuje. W końcu to coś, co uwielbiam od pierwszego upadku.

Póki wiosna nie zawita na Mazury (moje piękne, wspaniałe, najlepsze i jedyne:)) na dobre, pozostają mi łyżwy i...basen. Plan jest całkiem prosty. Zmierzyłam, dotarcie z pracy na pływalnię zajmuje mi spacerkiem dwie (!) minuty. Przerwa, jak każdemu i mi przysługuje. Więc- szukam godziny bez rezerwacji (wszak na internecie jest wszystko), zabieram spakowaną z rana torbę i wychodzę, przebieram się, pływam 20 minut, prysznic, lekki makijaż, co by ludzi nie straszyć, suszenie włosów i za biurko. Godzinka na wszystko wystarczy. So..let`s do it:)


Poza tym, chcę znów zabawić się w domowego majsterkowicza. Lubię pracę chałupniczą:) Malować, przestawiać, ciąć...i kwiaty lubię. Właśnie, zaniedbuję je, że aż wstyd, ale lubię. Raz po raz kupuję jakiegoś nowego pupilka, dbam, podlewam, doglądam, aż nie wyjadę albo nie zapędzę się w obowiązkach i przyjemnościach tak, że zauważam moją roślinkę dopiero, gdy umiera. I słowo daję- jeszcze żadnej nie uratowałam. Dziś przyniosłam do domu ładną. Może zostanie ze mną na dłużej. Nie ma to jednak jak podarowane kwiaty, o te dba się wyjątkowo mocno i cieszą w taki inny sposób:) Tęskno mi do wiosennych kwiatów. Tych z łąki, ogródka, czy lasu. Ciętych, które stojąc na stoliku życie dają całemu mieszkaniu. Tulipanów, róż, żonkili, bratków, stokrotek i....KONWALII.


Jak to przed mediami ukrywać się należy.
Wpada dziś jegomość pewien, z którym zapoznać się przyjemności nie miałam i rzecze:
- Ooo, ja panią zam, to dobrze trafiłem
- Przykro mi w takim razie, że ja pana nie znam
- A bo tam na wsi to to to to i to
- No tak, możliwe więc, że gdzieś już się minęliśmy. A na co skarżyć będziemy?
- Na drogi proszę pani. Na te nieszczęsne drogi i chodniki, przez które zimą przebrnąć tak ciężko. Mogę liczyć na pani interwencje?
- Oczywiście. Zadzwonię, zapytam. Jeśli odpowiednie służby się tym nie zajmą, albo drogi same przejazdu nie ułatwią, chwycę łopatę i będzie dobrze. A...pana godność?
- Ale ja bym wolał nie...
- No tak, pan by wolał, jak większość woli. Tylko pewien konflikt tu następuje, pan bowiem wie z kim rozmawia, skoro mnie pan zna, a ja, cóż...nie mam pojęcia
- XY (padło imię i nazwisko), ale pani nie napisze, że to ja skarżę?
- Nie, nie napiszę...

Ta nieśmiałość zgubi kiedyś ludzi. Nie zbłądzą natomiast nasi młodzi żeglarze, którzy świetne relacje z pobytu w Hiszpanii nam dostarczali. Na gorąco.
Na przykład taka zaduma- "Dziś widzieliśmy przez okno ludzi bez ubrań (chyba są biedni)".

niedziela, 20 lutego 2011

Przy niedzieli

Zima jest tak piękna...




Źle mi dziś. Przykro. Co jakiś czas przekonuję się, że wszystkie grabie grabią do siebie. Wiem, żadna nowość, tak już jest, ale mnie to boli. I wcale nie chodzi tu o mnie, że coś stracę, zbiednieję. Chodzi o to wyrachowanie, z którym inni nie mają problemu. Chciałabym się na to nie godzić, ale pozostaję bez szans. Nie mogę. Mogę tylko trwać w przekonaniu, że nie każdy, że są też ludzie bezinteresowni...

Niedziela. Czas mszy. Wierzący idą dziś do kościoła pomodlić się. Wszyscy? Nie. Ci deklarujący swą mocną wiarę częstokroć wolą udać się w inne niż święte miejsce, nie po modlitwę, a w celach zarobkowych. Pieniądze coś im dadzą, a godzina spędzona w kościele- nic. Pójdą, jak nie będzie okazji do złapania paru groszy. Straszne trochę. I wcale nie o to chodzi, że biegam do kościoła w każdą niedzielę o 8 rano, bo tak nie jest. Chodzę czasem, gdy mam potrzebę, chęć. Dla siebie. Nie głoszę o swojej wierze, czy też jej braku. To moje. Ale- co to za wiara z którą banknot przegrywa? Żeby tylko...

Co to za mocna wiara naszego katolickiego narodu, gdzie się kradnie, oszukuje, zabija, zdobywa cele kosztem innych? Zgadzam się, wiara to nie (a w każdym razie nie tylko) msza w kościele. To znacznie więcej. Ale taki pan Zenek wystroi się na niedzielę, idzie do kościoła, do komunii, po czym na "jedno" pod sklep wstępuje, a w domu leje żonę. Nie będę tu o przykładach się rozpisywać. Nie będę oskarżać nikogo, bo nie jestem wzorcem.
Będę tylko mówić- dziś czuje się zawiedziona. Potrzebuję czegoś dobrego dla ukojenia ducha niespokojnego.

sobota, 19 lutego 2011

Artystka ze spalonego teatru

Na obiad lasagne. Mniam. Miałam ochotę zrobić dziś obiad więc zrobiłam. I to jaki ! :)
Fantazja mnie poniosła, bo nawet deser był. A może z powołaniem się minęłam i powinnam przy kuchni się kręcić? Nie, chyba jednak nie, plecy mnie od tego bolą :)

W każdym razie pałaszując lasagne przypomniało mi się moje niegdysiejsze mięsa nie jedzenie. Ponad 5 lat. Dziś zastanawiam się z jakiego powodu. Zdrowie? Na pewno nie. Bunt jakiś młodzieńczy? Też nie. Zasady? Nie. Dieta może? O nie, nie.
To była chyba po prostu zwykła niechęć. Przestało mi smakować, gdy myślałam z czego to jest. Kompletnie nie miałam ochoty na nic, co było częścią czegoś co zanim zostało zabite, biegało. Życie. Tak musi być i już nie zastanawiam się nad tym dlaczego.
Ponad 5 lat. Ależ straciłam pyszności. Na powtórkę z pewnością już by nie było mnie stać. Zresztą- po co? Lubię mięsko:)
Próbuję sobie przypomnieć co skłoniło mnie do powrotu do mięsnej diety i...nie mam pojęcia. Trochę na pewno ktoś uświadamiający mi bezsens tego i podkreślający walory smakowe. Poza tym- ochota przyszła. Od czego zaczęłam też już nie wiem. Może boczek jakiś, pasztet, nic takiego. Ale na pewno było pychotkowe:)


Słowo daję, dziś dowiedziałam się jak wygląda pani N. Urbańska. twarz, której w ogóle nie kojarzyłam. Nazwisko owszem, obiło mi się o uszy, nic poza tym :)


Z tą wiosną, że już przyszła, trochę mi się pomyliło. Zimę mamy. Jeszcze tydzień...podobno. Póki co pogoda disney`owa:)


Słowa wegetacja nie znoszę.


Lao Che miało w piątek zagrać i ja miałam być tego zafascynowanym świadkiem. Później miało mnie tam nie być, ale pokazać się mieli. Ostatecznie, miałam widzieć i słyszeć, a oni...nie przybyli. Mimo, że nie popsuło mi to piątkowego nastroju, szkoda. Nie ma tego złego, przyjadą do nas innym razem. Czekam :)



Zdjęciowo. To taka moja własna kraina. Kolekcja prawie prywatna obrazów wszelakich. Ludzi lubię fotografować przede wszystkim. Obcych, o których później można tworzyć rozmaite historie. Znajomych, żeby zobaczyli jacy piękni są. Miejsc zwykłych kryjących w sobie szepty kochanków, zwierzenia przyjaciół i zwykłe opowieści świata. Lubię robić zdjęcia moją amatorską ręką. To nie jest pasja, ale satysfakcja, że można zrobić coś ładnego. Czasem mi się te foty podobają. Bywają odzwierciedleniem moich maleńkich wizji twórczych. Kawałek drucika na kolorowym obrusie, krople na liściu kapusty, śmieć obracający się na falach na jeziorze. Są chwile, kiedy muszę chwycić aparat i nie spocznę dopóki nie zrobię takiego zdjęcia o jakim myślę. Piękno czuwa tuż za rogiem.



W teatrze mówią "idź drogą, której pewien jesteś, nawet jeśli wszystko by miało kłaść ci się pod nogi byś zmienił kierunek".

czwartek, 17 lutego 2011

Martynka to córeczka znajomego, cóż nam szkodzi pomóc:)


środa, 16 lutego 2011

Bo fantazja...

poniedziałek, 14 lutego 2011

I cóż, że różowo?




Ten ktoś od patrona święta dzisiejszego przyszedł skoro świt i kwiat na biurku położył.
Nie ujawnił się. Zaskoczenie, nie tylko moje- duże. I miłe. Bo ja lubię być zaskakiwana.


- Różowe, plastikowe święto. Komercha jednym słowem. Ja tam nie biorę w tym udziału, jak innych bawi- proszę bardzo, mnie nie. Witryny sklepowe pełne serduszek i tym podobnych tandetnych bzdet. Uczucia powinno okazywać się na codzień a nie od jakiegoś święta, co to z zachodu do nas ściągnęło.

Tak wyglądają Walentynki w oczach wielu, wielu osób. I w moich też przez długi czas były takim nieświętem- czyli głosić, że inni owszem, ale ja to nie.

Teraz jest trochę inaczej. W porządku, uczucia powinno okazywać się najczęściej jak to możliwe. Czyli także dziś. Co z tego, że na różowo? Czy czegoś nam ubędzie, jeśli bliższej, czy dalszej osobie będziemy życzyć dziś ciepła w sercu? Nie trzeba być zakochanym, by były Walentynki. Wystarczy być. Posłać w świat dobre słowo, może spowoduje uśmiech na czyjejś twarzy. A nóż ktoś czeka. Jeśli nie- to nic. Życzysz komuś szczęścia i serca szybko bijącego? Powiedz to. Bo niby dlaczego mamy się powstrzymywać? To dobre święto, a że skomercjalizowane, to swoją drogą. Nie ma niczego złego w uśmiechu podarowanemu, czy to jednej, czy dziesięciu osobom. Czy to rodzicom, kochance, współpracownikowi, przyjacielowi, koleżance czy miłości swojej.

Obudził mnie dziś dźwięk smsa- "Wesołych Walentynkowych Świąt córciu". Tata wie, co dobre dla jego córek. Czy 14 lutego jest więc zły? Nie jest. No!

Dziś jest także Dzień Chorych na Epilepsję.

niedziela, 13 lutego 2011

Słowo nielubiane- hipokryzja

Oj, biwaku chce mi się...z ogniskiem na śniegu i kiełbaski z tego ognia, z zimnem przerażającym i herbatą z rumem na rozgrzanie...

























sobota, 12 lutego 2011

W pogoni zabrakło czasu na cokolwiek innego niż gonienie właśnie:)

"Powiedzieliśmy sobie już wszystko,
może nawet o wiele za dużo,
a nie zdołaliśmy zabić tego
co wiecznie żyje...

Tak mnie naszło :)

piątek, 11 lutego 2011

Bez ładu i składu..

...czyli Zakochana. Tak:)
To cudowne uczucie lekkiego niepokoju, podniecenia, myśli wciąż skierowane w jedną stronę, marzenia, które powstają ot tak, nagle.

Zakochałam się. Ktoś powie zaraz- znowu? Nie, nie znowu. Teraz. W tej drewnianej podłodze. W kuchni kaflowej na drzewo także, cegłach gołych na ścianie, kocie śpiącym na kanapie, białym zlewie na dębowych nogach, lampie nad stołem wiszącej, drzwiach. Kocham takie drzwi stare uroku pełne. Najbardziej jednak zakochałam się właśnie w podłodze skrzypiącej:)Urzekają mnie okiennice i weranda... Ja, Zuzanna.

Drobiazgi wszelakiego rodzaju, rudości i tym podobne wprawiają mnie w szampański nastrój.


Poza tym...piekę skrzydełka, no dobrze, same się pieką, ja tylko pilnuję, żeby węgiel się z nich nie zrobił. Możliwości tu są dwie- albo będę je jadła przez trzy dni, albo...zapraszam na kolację :)


- Widzę, ze pani już zdarza się nocować w pracy
- Słucham?
- Śpiwór jest, jeszcze pewnie gdzieś materac dmuchany pani ma
- A nie, nie, ten śpiwór to...o tak leży już od jakiegoś tygodnia, do domu nie miałam okazji zanieść

Tak, śpiwór rzeczywiście jest. Po biwaku wparowałam ranka któregoś do pracy, rzuciłam go w kąt i leży. Że niby biwaków zimą nie ma? Szkolnych może nie, ale o wszystkie inne bardzo łatwo :)

Praca w terenie jutro dzień cały :) Luuubie. Pojeżdżę, pobiegam, zdjęcia porobię, poobserwuje, pogadam, pośmieję się, zgubię trzy razy i będę usatysfakcjonowana :) To nic, że już dziś marzę, żeby mieć chwilę na obiad, a wiem, że jej nie będzie. Ale jak kolacja będzie smakować :)

czwartek, 10 lutego 2011

Szary człowiek jestem

Żeby nie było, że ja tak ciągle w obłokach bujam, rozmyślam, wzruszam się i z samą sobą nieskończone dialogi prowadzę. Nie. Jestem normalna. Zdarzają mi się, co prawda chwile, w których odrywam się od ziemi, nie trwają jednak długo. Staram się twardo stąpać po ziemi. "Raczejrealistka". Żyje, jestem w codzienności świata, jak wszyscy niemal. Dzieje się zwyczajnie.

Jak każdy dorosły, normalny człowiek płacę rachunki. Dziś wyjęłam je ze skrzynki, jak co miesiąc. Włączam komputer, siadam przy biurku, kładę teczkę, liczę.
Opłaty eksploatacyjne, fundusz remontowy, prąd, woda- aż tyle??, ogrzewanie- co?? ile??, itd :)
Czasem rozprawianie się z rachunkami pozbawia mnie sosu. Coraz rzadziej. Stało się to bowiem czymś zupełnie naturalnym. Czasem, gdy opłaty są wyjątkowo wysokie mówię sobie- o nie, żadnych wypraw na zakupy teraz nie robię. Zdania, oczywiście, nigdy nie dotrzymuje ;)

Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałam sobie, że mogłabym podołać takim zadaniom, że będę się orientować co, kiedy, komu i do którego. Ogarnięcie takich spraw wydawało mi się znacznie ponad moje możliwości. Dziś uśmiecham się na tę myśl, że przerażało mnie coś, co żadną filozofią nie jest. Ale potrafię sięgnąć pamięcią do czasu kiedy prowadzenie auta wymagało według mnie niesamowitych umiejętności i było tylko dla nielicznych.

Dziś, na życzenie piosenki "na dołowanie" posłałam tę piękną nutę:


W niebywałym duecie.
Nie jest dołująca. Poruszająca.
Zatrzymaj się czasem. Tu. Dziś. Teraz. Warto. Bo życie ucieknie nam w pogoni za pieniądzem, pracą, dążeniem do ideału. Jest chwila obecna. Twoja, moja, nasza. Rzadko takie mamy. Nie idź zaparzać herbaty, robić kolacji, nie włączaj telewizora, nie prasuj, nie nastawiaj prania. Zrobisz to za 6 minut. Teraz zostań. Sam ze sobą i ciastem w dłoni ;)

środa, 9 lutego 2011

Dźwiga cały świat

Miałam dziś pisać o dniu kolejnym. Udanym. O tym, co mnie spotkało, sukience nowej, co w szafie zawisła, bo kobieta to musi i lubi mieć kiecki. Nie napiszę. Nie chcę. To nieistotne.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Ten-9-latek-to-fenomen-zobacz-film,wid,13115231,komentarz.html?ticaid=1bc0d&_ticrsn=3

Wielki młody człowiek.
"Muszę ostrożnie rodzicom pomagać"

Łzy płyną. Wszystko przy tym staje się tak małe...




http://www.youtube.com/watch?v=uCUEXpOpCGM

wtorek, 8 lutego 2011

Błogie wyczerpanie

Na dziesięciu godzinach pracy z jedną krótką przerwą poprzestałam. Nie było wcale tak, że chciałam, że się męczyłam, końca wypatrywałam. Tak się w swojej robocie zapędziłam, że miałam ochotę na jeszcze i jeszcze. Tylko ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa i umysł nieświeżością już trącił.
W brzuchu burczało, literki zamieniały się miejscami, daty myliły, nazwiska przemieszały. Wyłączyłam więc wszystkie sprzęty i powędrowałam na gorący krupniczek.
Ileż przyjemności było w dzisiejszej pracy, ile wyzwań i motywacji do sprostania im. To dni, kiedy czuję, że wylądowałam we właściwym miejscu. I mimo, że w drodze powrotnej do domu wiatr powieki wywrócił na lewą stronę i starał się oderwać mnie od ziemi, to był świetny dzień. Dokładnie tak- świetny. Dużo śmiechu i radości.

A poza tym, czuję się lekko oszukana. Mało, ale znowu. Dlaczego niektórym tak trudno przychodzi powiedzenie prawdy, tej najprostszej o rzeczach zgoła nieistotnych? Nawyk taki, czy co?
P.S. Chętnie bym się do Turcji wybrała

I jeszcze jedno tego wtorkowego wieczoru, Barbra Streisand :) Kolejne "coś" czego nie rozumiem. Jeśli ktoś potrafi wytłumaczyć, to ja bardzo poproszę:)
Dowód osobisty to absolutne must have każdej dyskoteki :)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Pisze i piszę kiedy tylko chwilę mam i weny odrobinę. Historia spisana w kilkunastu krótkich aktach. Podoba mi się- dla siebie, z myślą- kiedyś to komuś wręczę :)

Historie opowiedziane jednym tchem

http://moje.polskieradio.pl/station/30/Pani-Magdo-Pani-pierwszej-to-powiem

Zasłuchałam się :)

Spotkania zwykłe

Pan A., z którym kontakt mam nieczęsty (przez dwa lata zdarzyło się chyba czterokrotnie), wpada dziś do mnie jak burza.
- Dobry. Daj te zdjęcia
Na szczęście wiedziałam o jakie chodzi, bo śmiem przypuszczać, że on niekoniecznie. Folder miałam przygotowany.
- Ma Pan płytę? Zgram Panu.
- A Ty masz?
- No nie, niestety nie mam
- To pożycz pendrive`a
- Nie mogę, potrzebny mi jest
- To ja Ci go jutro przyniosę
- Używam go, dziś też będę, cały czas jest mi potrzebny
- Dobra, to czekaj, pójdę po płytę to mi nagrasz
Minęło pół godziny, myślałam, że może nie usłyszałam, ze zajdzie innego dnia.
Przychodzi, daje CD.
- To nagraj
- Ok. Chwilę to potrwa, musi Pan poczekać.
- Długo?
- Nie, kilka minut
- To dobra
Siedzi, nogami przebiera, opowiada, mówi, tłumaczy coś, nie wiem co, nie rozumiem. Właśnie tu tkwi problem- ja tego Pana nie rozumiem, nie jestem w stanie rozkodować jego słów.
Płyta nagrana. Bierze, dzięki, cześć, cześć, wychodzi. Po 10 minutach wraca.
- Ty, sprawę mam, żebyś przyszła, jak ci mówiłem
- Ale gdzie?
- No tam gdzie ostatnio- patrzy na mnie jak na dziwaka, jak ja mogę nie wiedzieć
- Aha, no dobrze, przyjdę
- Weź daj mi swój numer telefonu
- Ok, tu jest służbowy- zapisuję na kartce
- Ale nie, na komórkę daj
- Jeśli będzie Pan miał sprawę, proszę dzwonić na ten
- Ale komórę nosisz ze sobą
Tu zawiodła moja asertywność, a cierpliwość się wyczerpała. Dopisałam swój numer na kartce.
- Ty, nie mów, że w orendżu masz?
- Mam w orendżu
- Mam z tysiąc minut do orendża to będę dzwonił
nic już nie odpowiedziałam, poczekałam aż wyjdzie i westchnowszy ku uciesze współpracowników "ta praca ma swoje minusy" wzięłam się do pracy. Nie znoszę takich wizyt, podczas których ktoś siada niemalże na moich kolanach, a ja nie mam gdzie uciec. A pan A. tak właśnie ma. Do za pół roku...Aaaaa

niedziela, 6 lutego 2011

Polecam

"Czekając na sobotę"- polecam wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli. Dokument.
"Tyle szczęścia dziś było, że nie umiem sobie z tym poradzić...".
Warto. Na chwilę się zatrzymać, usiąść przed komputerem, czy telewizorem i obejrzeć.
Ja widziałam jakiś czas temu, wraca.

Czy to już?

Spotkałyśmy się dziś po południu. Zaświeciła mi w oczy trzymanym w ręku światłem.
- Tęskniłaś?
- Trochę tak, czasem nawet mocno
- Czekałaś?
- Niekiedy. Miałam bowiem jeszcze plany
- Pokrzyżowałam Ci je?
- Tak, bo to takie śniegowe cele
- Ale, skoro już jestem, to mnie chyba nie wygonisz?
- Nie, wejdź, zostań, śmiało
- Może pobiegamy? Pojeździmy rowerami? Pospacerujemy? Wybierzemy się na konie?
- Jasne! Na to właśnie czekałam

Wiosna- odsłona pierwsza. Już jest, wyszła zza rogu i z całą jej śmiałością słońcem oślepiła. Wiosna, wiosna, wiosna. Jest pięknie :)
Tylko...tylko ja jeszcze tej zimy górkowych sportów chciałam kosztować i kosztować...Nie nacieszyłam się nimi wystarczająco. Nie ma jednak tego złego- śnieg stopniał, można jezioro na łyżwach przemierzyć. I nie ma znaczenia, że na lodzie jest woda. A może i ciekawiej- łyżwami po falach (bo słowo daje tworzą się, gdy powieje) :)

Kobietą być

To do próżności brzegu płynąć czasem.
"Myślisz, że jesteś fajny, bo mi powiesz, że jestem ładna? Dziś jesteś".
Dzień tanich komplementów i męskiej grzeczności był wczoraj. I co z tego, że to puste, płytkie, za co nie zapłaciłoby się grosza? Cóż, że nieistotne i bez klasy? Dzięki tym taniościom wczoraj wracając do domu uśmiechałam się szeroko, a i przygotowania do imprezy przebiegały w bardziej radosnym niż zazwyczaj nastroju (a zaznaczyć tu należy, że ów przygotowania absolutnie zawsze sprawiają mi przyjemność).

Panowie dojrzali.
- A czy Pani ładna i miła wypiłaby coś z nami? A może by zjadła? Alkohol takiej urody nie zepsuje, a słodycze figury na pewno nie zaszkodzą. Może kawki chociaż? Usiądziemy, porozmawiamy.

Chłopaczki dzieciaczki.
- Jak Pani tu tak stoi, to my grać nie możemy bo nas Pani rozprasza. Może usiądzie Pani obok? Czy moglibyśmy sobie z Panią zdjęcie zrobić?

Dorośli kolejni.
- Czy ja mógłbym coś powiedzieć? Ale tak prywatnie? Jest Pani bardzo ładna. Czy można umówić się z Panią na kawę? Czy Pani jest zajęta? Czyli można się starać o Panią? Jeśli Pani przyjdzie do nas za tydzień będziemy mieli lepszy dzień. Dzięki Pani wszyscy się starają i lepiej wychodzi, chociaż niektórych Pani onieśmiela. Niech Pani zostanie. A co z tą kawą? Wypijemy?

Mnóstwo słów prostych, które pewnie normalnie by irytowały, tym razem mnie bawiły. Naprawdę. Czyli, że jak? Że mogę się podobać, czy to żarty? Że ktoś może na mnie zwrócić uwagę, zainteresować się? Chcieć starać się ze mną umówić? Że mogę być atrakcyjna w czyiś oczach? Nie przypuszczałabym. Miłe. Było mi miło, tak po prostu. Jak na podlotka to na mnie podziałało. Czasem chyba każdy uśmiechnąłby się na takie słowa. Ja ich dawno nie miałam.

piątek, 4 lutego 2011

Lubie jeździć samochodem. Lubie prowadzić to jedno. A drugie, takie moje chwile sam na sam ze sobą. Dziś, gdy tylko wsiadłam za kółko, świeża choć niedospana, przypomniałam sobie o amatorskim zespole poezji śpiewanej, który mamy u siebie. Swego czasu zdarzało mi się słuchać, bywać na koncertach. Teraz, jakby czasu ubyło, a i występy rzadziej się zdarzają.

Zaczęłam od nuty stworzonej pod Gałczyńskiego.
Wiadomo, poezja śpiewana o miłości przeważnie głosi. Wstałam w dobrym humorze, więc i miłośnie mogło być.

Przemierzając kilometr za kilometrem (wszystkich łącznie było kilkadziesiąt) śpiewałam wszystko, co mi się przypomniało.


Zaczęłam bajkowo.

A ja tobie bajki opowiadam,
szeptów moich słuchasz bardzo rada.
Lśnień dodaję twym oczom i włosom,
jesteś cała jak srebrny posąg,
a ja biję przed tobą pokłony,
zakochany, zazdrosny, spragniony,
i nazywam ciebie srebrną nocą,
srebrną różą z ręki zwisającą.
Loki twoje mrok barwi na modro
i spokojna jest twoja mądrość.


Przeszłam płynnie do (nie)winności...

Cóżem winien, żem tak się nabłąkał,
żeby w końcu do ciebie przyjść,
żeby w końcu zrozumieć, że ty jesteś łąka
i drzewo, i księżyc, i liść.

Żeby w końcu zrozumieć, że śmiejący się potok
to ty także i muszla na dnie,
i Cerera świecąca nad pszenicą złotą,
i zielony wiatr, który dmie.

...by dojść do czynów zwyczajnych

Jeśli kiedyś zapragniesz odejść
od splątanych ścieżek miłości
Zrób to, proszę, bez niepokoju
Jak najzwyklej, i jak najprościej

Bądź szczęśliwy, gdy wieczorami
z Tobą miły chodzę pod ramię
Ale spokój mnie nie opuszcza
Gdy zostaję sam na sam...z gwiazdami

A czasu znów jakby braknąć zaczyna. Trzeba wszystko poukładać od a do z przed ruszeniem w świat. Już niedługo :)

czwartek, 3 lutego 2011

Chwilę Było Tak :)












Odpoczywamy i chwilą żyjemy. Chwilą i pięknymi spacerami, podczas których chłodu nie czuć i ciemności jakby nie było :)
"Jeżeli Kogoś Kochasz Puść Go Wolno. Jak Wróci Jest Twój...
Jak Odleci - Nigdy Go Nie Było"

Ile piękna i prawdy w tym prostym zdaniu się kryje. Tajemnica świata zawarta w kilku słowach. Dla mnie bomba. Nanana:)

wtorek, 1 lutego 2011

I już. Ot tak, zwyczajnie, choć nie nagle wcale. Już i koniec.
Broniłam się przed tym przemijaniem, bo wydawało mi się, że to ważne, że tak należy. Wcale nie. Trzeba umieć słuchać głosu serca, a nie żywić się tym, co mówiło dawno temu. Ważne to co tu i teraz.
A teraz wiem, że ono ostatkiem sił krzyczało- już. Na szczęście w porę dotarło do mnie to skomlenie. Już. Ot tak. Po prostu. A nawet więcej jeszcze, bo otwarcie dziś mówię śmiejąc się do siebie- no to się dziewczyno pomyliłaś :)