Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

czwartek, 27 grudnia 2012

wschód bliższy


niedziela, 23 grudnia 2012

ho ho hoł

Nadszedl czas, który nazwę dojrzałością.

Święta właściwie już są (pomijając fakt, że są od listopada). Ani razu  nie pomyślałam w tym roku o prezencie dla siebie. Nie potrzebuję niczego, na niczym mi nie zależy. Nie chcę, żeby ktoś musiał w głowę zachodzić co mi kupić, wybrać, dać. Jest mi wszystko jedno, czy będzie to skarpetka, czy kolczyk.
Wszystko mnie ucieszy. A nie zawsze tak było.

W tym roku, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, sprawia mi ogromną radość przygotowywanie paczek. I tych dla najbliższych i tycj dla obcych. Te ostatnie zrobiłam dwie. Jedną już podarowałam, drugiej jeszcze nie, ale mam nadzieje, że zdąże przed  gwiazdką. Mam potrzebę ciagłego dokładania czegoś dla dzieciaków, które to dostaną. A to robiąć zakupy dorzucę żelki, a to płatki czekoladowe, batoniki. I chciałabym jeszcze i jeszcze. Miała być ogólnopaczkowa paczka, zrobiła się paczka moja i koleżanki i zupełnie mi to nie przeszkadza. Soczki, rękawiczki, kaszki. Cieszy mnie kupowanie wszystkiego.

Po raz pierwszy też w tym roku podarunków dla rodziny nie wkładam do kupionych toreb. Zawijam w papier, owijam sznurkiem, ozdabiam jemiołą. Pracy sporo, ale jaka to radosna praca. Mogłabym parać się tym nie tylko raz w roku.

A jutro zasiądę przy stole i jak większość Polaków zacznę jeść. Skończę za trzy dni. Żołądek woła o pomstę na samo haslo "święta". :)

Zatem- jak najmniejszego obżarstwa życzę sobie i każdemu. I świadomości, że to ważne święta i magii niesionej przez bożonarodzeniowy czas. Poczujmy zapach świerku, pocałujmy się pod jemiołą, zamyślmy patrząc na choinkowe świecidełka. Stańmy się lepsi. Od dziś na zawsze.


PS. Do szczęścia nie brakowałoby mi niczego, gdyby nie szwankujące zdrowie. Coś jest nie tak, a to, że z każdym dniem gorzej, podpowiada najczarniejsze scenariusze. Ból głowy uziemia w czterech ścianach. To dziwne, gdy człowieka nie stać na to, by zebrać siły i...ubrać się. O wyjściu z domu nie wspominając. Leżę, czekam aż minie, nie mija. Wiem, nie minie samo. Skoro coś jest nie tak, musi być przyczyna, a może i skutek. Przyznaje bez bicia, że zaczyna mnie to przerażać.

I chce mi się strasznie spotkać ze znajomymi, bo zwyczajnie zaczyna się tęsknić za spotkaniem, rozmowami wesołymi, spędzeniem razem czasu, za  głupotami. A gdy człowiek nie może dotrzeć na umówione spotkanie, zostaje sam w domu, łza się w oku kręci. Tym bardziej jeśli jest to przedwigilijne składanie życzeń. HEH.


środa, 19 grudnia 2012

biało mi dziś

Dwie noce. Zlana potem, trzęsąca się z zimna i majacząca myślę sobie, że to nie może przecież trwać długo. Nie jestem w błędzie. Noc w cieple, jakieś tabletki, inchalacje i wracam do świata żywych. Piękny ten świat. Zimowy, mroźny, biały. Temperatura dokucza, ale zachęca też do rozgrzania się w pokonywaniu zasp. Uwielbiam zaspy. W zime znajduję dzieciństwo i chce mi się wracać do tych rumianych pliczków, mokrych rękawiczek i dziur w kolanach, bo przecież nie tylko na sankach człowiek jeździł :)


Czasem trzeba nabrać dystansu i zamknąć się w chatce zasypanej śniegiem po komin. Z potrzeby wyszarpnięcia codzienności jakiejś chwili dla siebie, warto nie rezygnować. Ja nie zrezygnowałam, a wystarczyły trzy dni żeby sobie poukładać co nieco.

Po pierwsze, zdarzają się chwile kiedy warto się pohamować. Zamiast otwierać buzię od razu, policzyć do dziesięciu albo nawet stu. W różnych sytuacjach, gdzie każdego słowa możemy żałować. Żarty bywają bolesne, ale pal licho, jeśli mówi je wróg, czy obcy. Dotykają te, którymi raczą nas bliscy, przyjaciele. Nie mają złych intencji, tylko..żart jest dobry na raz, a usłyszawszy przytyk po raz n-ty zaczynamy zastanawiać się, czy oni jednak tak nie poważnie. Jasne, można wprost i otwarcie powiedzieć, że to nas nie bawi, że dociera ze spotęgowaną siłą. Z tym, że może lepiej nie. Ta rozmowa zostanie na dłużej, wiele może zepsuć, a żart..przecież zaraz pójdzie w zapomnienie.

Po drugie. Czas. Nie trzeba wielu dyskusji, polemik, analiz, czas jest odpowiedzią na wiele pytań. Tych czy warto (było) także.

W końcu po trzecie- trochę obiektywizmu. Nie tylko ja, mnie, moje, ale spojrzenie na siebie oczami osoby postronnej, może zdziałać cuda. I nie ma- taki jestem, nie zmienie się. Chcesz, to zmienisz swoje zachowanie, nawyki, trochę dystansu, empatii i nowe jutro już czeka. I nie chodzi o tabula rasa, tylko wyciąganie wniosków i branie pod uwagę doświadczenia w podejmowaniu dezycji wszelakich.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Izrael, Ziemia Święta. Prawie da się tam modlić, prawie da się poczuć klimat sprzed tysiącleci i prawie czuje się to, co czuć się być może powinno.
Prawdziwe w podróży na nieznany ląd było społeczeństwo, a najprawdziwszy konflikt izralesko- palestyński. Konflikt, którego będąc tu tak naprawdę nie da się pojąć. Człowiek uświadamia sobie jego ogrom stojąc przy murze, na granicy za kratą, siatką, drutem z tłumem "bydła", które niczym zagrażające światu terroryzmem chce się przedrzeć do lepszego świata. W tłumie dzieci w wózkach, kobiety, starsi ludzie i ignorancja uzbrojonych po czubek głowy strażników. I nikt mi nie powie, że to nie jest inny świat.

czwartek, 29 listopada 2012

Jerozolima wzywa

Spalcie mnie i rozsypcie prochy pod jego oknem

A tak poważnie nie odczuwam już żadnego stresu związanego z wyjazdem. Nie odczuwam nic. Żadnej radości, nie jaram się tym, za godzinę wyjazd, wieczorem odlot. Piszę to tylko dlatego, żeby po powrocie zajrzeć tu sobie i przypomnieć, że ta podróż nie budziła we mnie żadnych emocji :)
Dziś jest tu szaro, obudziły mnie jeżdżące po mokrej jezdni auta, jutro usiądę na plaży. To mnie zachęca.

"Ten, który na łożu śmierci powie, że spędził z Tobą życie będzie szczęściarzem". Książkowe wręcz. Łzy poleciały gdy to usłyszałam. W tym całym szale złych czynów, ktoś odnajduje we mnie coś dobrego. Nie rozumie, ale szanuje i akceptuje.

*** Bez żalu, bez wyrzutów sumienia, z poczuciem normalności opuściłam stanowisko pracy na 10 dni. Coś się zmieniło. Poczucie obowiązku wygasa, zadowolenia z tego co się robi coraz mniej, inne zajęcia wydają się ciekawsze. Tylko klimat wspólnego żartu i ciszy pochłoniętych pracą nas wciąż ten sam.

środa, 21 listopada 2012

Dzołki dżołkami. Żart jest dobry na raz. A ja już za dużo razy powiedziałam, że Izrael to ostatnia wycieczka, bo zwłoki moje sprowadzą w skrzynce. Że mowę pożegnalną napiszę sama na pogrzeb, żeby nikt głupstwa nie palnął. No i napisze. Tylko, że to wcale już nie jest śmieszne.

To taka ciągła myśl, że media jednak rozdmuchują wszystko, że nie może być przecież tak źle.
Dziś atak terrorystyczny spotkał jadących autobusem w Tel Awiwie. Nic nie mówię rodzinie naiwnie wierząc, że nie dotrą do najświeższych informacji.

Umieram ze strachu. Wszystko się odwraca, bo możliwość tego, że urlop tam spędzę przegania prawdopodobieństwo pozostania w domu. Zła jestem.

wtorek, 20 listopada 2012

Wpakowałam się na mieliznę. Wpłynęłam w nią pełnym pędem, bez pomyślunku.

sobota, 17 listopada 2012

piątek, 16 listopada 2012

nuta odrazy

Byłam dziś na ładnym koncercie muzyki żydowskiej. Nie zmieniło to faktu, że z  godziny na godzinę coraz bardziej liczę się z tym, że z urlopu nici....



Wieczór z muzyką byłby naprawdę udany, gdyby nie pewien incydent. Niby nic.

Nie przepadam za tym, jak mnie ktoś dotyka. Jeśli jest to obca osoba, a do tego mężczyzna, gotuje się we mnie. Jakikolwiek gest by to nie był, jest dla mnie drażniący. Często mówi  o chamstwie i  braku kultury. Ktoś może tego tak nie odbierać, ja inaczej tego nie nazwę. Dziś pewien pan z rzędu za mną, znajomy na "dzień dobry", więc niemal obcy wymyślił sobie, że będzie mnie zaczepiał dotykając moich włosów. Za pierwszym razem odwróciłam się oburzona. Nic. Za drugim powiedziałam, że mnie to nie  bawi. Trzask- uśmiech i nic. Za trzecim wstałam i wyszłam. Koncert zbliżał się ku końcowi, a ja nie będę wdawała się w dyskusje na poziomie przedszkola. To, że wyglądam jak dziewczynka z gimnazjum nie znaczy, że można sobie ze mną pogrywać. Gdyby nie szacunek do jego wieku (tylko i wyłącznie wieku, bo nie od dziś uważam, że jest prostakiem), zachowałabym się inaczej.

PS. A zdjęcie perkusisty, bo taki piękny...:)

piątek, 9 listopada 2012

No i już. Poczytałam przewodnik i wiem, ze jest lęk. Kosmiczny. Celnicy robią co chcą, z przeszukiwaniami bagażów i rewizjami osobistymi włącznie.Pytają po co, na ile, dokąd, a nawet jakie relacje łączą podróżnych. Decydują, czy wjeżdżasz do kraju, czy zwyczajnie cię do niego nie wpuszczają. I przed tym mam największy strach.

Poza tym kobiety bywają zaczepiane w małowyszukany sposób, musza przeważnie lokować się w oddzielnym hostelach niż mężczyźni. Na ulicy często zdarza się legitymowanie, no i lepiej na temat religii nie zagajać.W ogóle lepiej nie robić wielu rzeczy. Ja wiem..strach miewa wielkie oczy, ale jak będę wsiadać do samolotu na pewno o tym zapomnę.

stop

Znam takich, którzy mają przykry wyraz twarzy, ale są tacy, którym po prostu jest przykro. Mi jest.
Uwierzyłam. Tak zwyczajnie, z czasem, z kilkoma dobrymi słowami, wspomnieniami i planami. Z przekonania, że jak nie tu to już nigdzie. Dałam wiarę wyznaniom i zapewnieniom, że nic i nikt ważniejszy się nie zdarzył i nie zdarzy.

To nie jest tydzień, kiedy mogę pochwalić się szczytową kondycją. Jedno popołudnie w łóżku, drugie, w końcu cały dzień. Bez siły, z bolącym wszystkim i gorączką, która pewnie z niedopatrzenia i zignorowania  pierwszych objawów, przywędrowała. Nie ma nikogo ważniejszego. Do apteki biegam sama. Nie ma nic ponad Ciebie. Muszę nakładać na siebie 5 warstw, by nie zmarznąć w drodze do sklepu. Liczysz się tylko Ty. Gotuję sobie obiad, żeby jakieś siły jednak mieć. Jestem Twój. Kupiłam sobie pomarańcze. Zawsze jesteś na pierwszym miejscu. Odebrałam dwa telefony, jakby przypadkiem wybrał mój numer. Czasu zabrakło, żeby porozmawiać, odwiedzić. Przecież to tylko przeziębienie. Nie z takimi rzeczami sobie człowiek radził. Potrzeba matką zaradności. Szłam i szłam, myślę w dobrą stronę. Dziś się zatrzymałam.



wtorek, 6 listopada 2012

Rozłożona na łopatki. Bez siły i odporna na wszelkie bodźce. Choroba wepchała mnie do łóżka. Źle od stóp  po kok. I ten rosół, specjalnie czosnkowo- cebulowy. Sama robiłam i sama zadecydowałam jaki smak będzie miał. Szkoda, ze przez ból całej twarzy z zatokami na czele, nawet go nie poczuję.

Poczytałabym, ale mi się litery zlewają. Nie poskacze, nie pochodzę, nie pośmieję się, bo zwyczajnie sił za mało. Leżę i wymyślam głupoty.Filmy sobie w głowie kręcę.


Mam potworne wyrzuty sumienia,, zamiast po 18-19 wyszłam z pracy po 14. Nie byłam i tak w stanie nic robić, ale mnie to pożera. 

niedziela, 4 listopada 2012

Z trójką

W kuchni, w łóżku, w wannie.
Może to jedyny w roku moment, kiedy żałuję, że nie mam telewizora. Jubileusz 50- lecia trójkowej historii.

Uwielbiam te głosy, muzyczne (za)grania, żarty, artystów, anegdotki. Uwielbiam cały ten teatr wyobraźni.

Choćby Brodka w mojej ukochanej kultowej piosence "do Ani". Coś wspaniałego.

Niespokojna noc za mną.

piątek, 2 listopada 2012

Mały człowiek, oj mały. Świadomy swojej małości (?) nie idzie w stronę potencjalnych swoich wyżyn. Przykre to, czy zwyczajnie żałosne? Świadomy zła, jakie robi, nie zmienia nic, nie przestaje. Prosty przykład. Kradnie w sklepie cukierki. Wie, że to zakazane, złe, ale nie może się oprzeć. Pokusa jest zbyt silna. Kradnie i się zajada. Dzieli się nawet z innymi, co w żadnym wypadku nie zmienia czynu w poprawny. Wie, że w końcu może go spotkać kara, ale odpycha od siebie tę myśl. Nawet gdy jest pewien przykrych konsekwencji, nie myśli o nich. Bo...może się uda? Może nikt nigdy?
Zostaje złapany..tak przecież musiało być. W końcu otwiera oczy, w końcu rozumie, w końcu wszystko okazuje się proste. Za zło jest kara. " Dlaczego byłem tak głupi, przecież wiedziałem..".

A może sposobem by było chodzenie do sklepów tylko w towarzystwie policjanta? Tylko tych monitorowanych?

Proste niby wszystko. Czy warto dla "cukierków" poświęcać tak wiele?


Przestój mam po całej linii. Nie mogę nic robić, zmobilizować się, skupić. Nie nabieram rozpędu. Stoję. Nie mam pojęcia skąd taki dziwny stan. A może to zwykłe lenistwo.

Usłyszałam dziś to, a następnie kilka godzin szukałam. A znam, przecież ZNAM. Szczęście nie do opisania, gdy zabrzmiało w końcu w moich głośnikach.



You and I, bloodlines
We come together every time.
Two wrongs, no rights
We lose ourselves at night.

But from the outside, from the outside
Everyone must be wondering why we try
Why do we try.

Baby in the wildest moments
We could be the greatest, we could be the greatest
Maybe in the wildest moments
We could be the worst of all

czwartek, 1 listopada 2012


Być

Nie naw­ra­caj mnie,
Bo wiesz że Cię nie usłucham.
Nie myśl o mnie,
Bo wiesz że Cię zlekceważę.
Nie prze­bywaj przy mnie,
Bo wiesz że Cię zranię.
Nie rób nicze­go dla mnie,
Bo wiesz że te­go nie docenię.
Po pro­su pozwól mi:
Być przy Tobie,
Myśleć o Tobie,
Prze­mawiać do Ciebie,
I czy­nić dla Ciebie dobro.
Jed­nak mam jedną prośbę.
Nie porzuć mnie.
Bo wte­dy stoczę się w krainę ciem­ności i bólu. 

czwartek, 25 października 2012

Wstrząsająco przykre informacje z kraju i świata, rozmowy, które od przyjemności dzielą kilometry, mnóstwo spraw, którym trzeba sprostać, ta ciągła niepewność bytu. I jeszcze obejrzałam film płacząc od początku do końca, a przecież to (ani oglądanie, ani płakanie) raczej mi się nie zdarza. Jesień? Pada i pada, chociaż jeszcze nie zdołał mnie deszcz porządnie zlać. W weekend mają być przymrozki, a ja już cholernie boję się poranka, kiedy to wyjrzę przez okno i zobaczę pierwszy w tym roku śnieg.
Nawet lubię zimę, ale to jeszcze nie jest ten czas.
Smętne, marne, nudne, szare. Tak, to na pewno jesień daje się we znaki. Światła brak. Od niedzieli może troszkę się to się zmieni, cofniemy wskazówki w zegarkach i poranki nie będą aż tak straszyć.


niedziela, 21 października 2012


Czas zatrzymał się tu przed wiekami, wielonarodowy tłum stąpa po starych kamieniach, pątnicy pielgrzymują do miejsc świętych, a kupcy głośno zachwalają swój towar. Właśnie dlatego nie mogę doczekać się wyjazdu do Izraela. Mam bilet. Nic poza tym, bo to miejsca, które zawsze wydawały mi się wręcz nierzeczywiste. Nawet wiedzy nie mam. Jeszcze. Jeszcze miesiąc :)

sobota, 20 października 2012


Nie spodziewałam się, a powinnam, bo to był naprawdę świetny koncert...Popłynęłam z Jaśkiem, Jasieńkiem,, Jerzym i Kasieńką. Na ludowo popłynęłam i z klarnetem mnie porwało. Kontrabas zauroczył, perkusja posypała przyprawami, no i Baśka tak radośnie pląsająca :)

sobota, 13 października 2012

głos ludu

W czterdziestokillutysięcznym tłumie na Stadionie Narodowym. Towarzyskie spotkanie repreentacji Polski i RPA. Byłam, widziałam, kibicowałam, robiłam fale.

Cała otoczka wydarzenia, atmosfera jaka panowała wokół murawy, Polacy poubierani w barwy narodowe, śpiewający i wstrzymujący na ułamki sekund oddech- to jest właśnie to czego chciałam doświadczyć. Poczuć stadionową atmosferę.

Ale...przyznam szczerze, że spodziewałam się fajerwerków. Miałam piać z zachwytu nad poziomem spotkania takiej rangi. Zakładałam, teraz już sama nie wiem dlaczego, super popisy, niesamowite akcje i zawrotne tempo ambitnej, mądrej gry. Przeliczyłam się. Brakowało umiejętności, jakich oczekiwałam, techniki i klasy.

Choć raz w życiu trzeba w takim wydarzeniu uczestniczyć. I z okna skmki patrzeć na zmierzającą na drugą stronę Wisły rozentuzjazmowaną hordę.



czwartek, 11 października 2012

"Miło mi się spędza czas w Twoim towarzystwie"

Czy to jakaś zmowa? Że nagle, tak bez szczególngo powodu, nie jednostce a kilku jednostkom miło jest usiąść obok i gawędzić ze mną? Miło mi jest, że komuś może być za moją przyczyną miło.

środa, 10 października 2012

Pomieszało się wszystko tak, że nie wiem, w którym miejscu jest rzeczywistość, a co sobie kreujemy.

Mnóstwo zdarzeń, historii, obdarte plecy i posiniaczone kolana. Wspomnienie niecodziennego wieczoru i ubogi w myśli i słowa poranek. Chcę. Właśnie tak chcę. Póki mogę chcę czuć, że chwile mogą być beztroskie. Nie potrzebne jest ani zakłopotanie, ani ukrywanie, czy zażenowanie. Szczerze, otwarcie, bo nawet ta niezbyt ciekawa prawda bywa przyjemniejsza od kłamstwa. Słowo "przyjemność" ma ostatnio dla mnie wymiar taki jak nigdy wcześniej. Po prostu się zdarza, jest, i nie ma co szukać na siłę czegoś co ją uszczupli.


Nie wiem na ile to wszystko jest możliwe, a właściwie gdzie jest kres pozwalania sobie na lekkość bycia. Liczę się z innymi i gdy dają mi pewność, że jest im w moim towarzystwie dobrze tak, jak jest, że nie potrzebują niczego więcej, wchodzę w to.
Gdy ludzie czują się przy sobie swobodnie, mówią co myślą, nie krępują się gestu, nie szukają drugiego dna, jest lato. Uwielbiam lato mimo świadomości, że jest krótkie.

poniedziałek, 1 października 2012

Nie ma nic gorszego miedzy dwojgiem ludzi jeśli niczego sobie nie dają. Trafie powiedziane. Czerpmy zatem, póki jest co.

wtorek, 25 września 2012

Pismo z nieziemskimi wywodami i groźbą skierowania sprawy na drogę sądową, jeśli nie spełni się czyiś żądań. Otrzymać tę wspaniałą nowinę w poniedziałkowy poranek, tuż po urlopie, nie ma ceny. A ja sobie myślę, że się ludziom w głowach poprzewracało. Kto by się spodziewał...

poniedziałek, 24 września 2012

Dziwna sytuacja to taka, w której człowiek nie wie jak się zachować. Właściwie to nie wie czy w ogóle jakoś się zachowywać.

Przy przejściu dla pieszych stał za mną znajomy. Obok jakaś kobieta. Wyraźnie nie czuł się komfortowo z powodu jej obecności. Zaczęła się afera. Pani po czterdziestce lekko chyba niezrównoważona, zaczęła biedaka wyzywać od najgorszych. Leciały wulgaryzmy i jak sama zauważyła, gdyby nie to, że stoją na ulicy, by mu przypiep...
Światło zmieniło się na zielone, wszyscy przeszliśmy, znajomy szybciej. Chciałam zapomnieć o tym i żeby on też puścił w niepamięć. Pół godziny później się zobaczyliśmy, niezręczna cisza. Każdy zajął się swoimi obowiązkami, a po kilkunastu minutach porozmawialiśmy w przerwie jak zwykle. Nie mam pojęcia, czy jemu było bardziej głupio, czy mi.

środa, 5 września 2012

Małomiasteczkowość to mentalność




niedziela, 2 września 2012

"Boję się, że Ty wcale tego mojego kochania nie czujesz, bo nie przejawia się ono w żadnej formie dbania o Ciebie. Chciałabym jednak, żebyś pamiętał, że ja o siebie też przecież nie dbam. Jestem czasem dla Ciebie nieczuła, ale ja i dla siebie jestem nieczuła. Zwłaszcza w drobiazgach. Nie zrobię Ci śniadania, ale wiesz – ja i sobie nie zrobię śniadania.'



'Często kocha się „z przerwami”. To znaczy czasem jest tak, że aż brzuch boli i oczy pieką, a czasem jest tak, „że można wytrzymać” i w ogóle myśli się mocno o czym innym.'

Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze

sobota, 1 września 2012

ą ę

Premierowy pokaz, czyli uroczysta gala, podczas której w roli głównej wystąpił film. Rola drugoplanowa (a może jej ujmuję) również była ważna. Na salony wkroczyło ą i ę. To coś, czego moja mała głowa nie jest w stanie ani traktować ze szczerą radością ani z powagą. A skoro na własną szczerość liczyć nie mogłam, musiałam nieco się zabawić. Czyli jak mając do dyspozycji niekoniecznie wymarzone okoliczności, zafundować sobie rozrywkę.

O samym filmie rozpisywać się nie będę. Bankiet zapewne trwał długo, ja urwałam z niego zaledwie kawałek.

Wzięłam do ręki kieliszek wina i rozpoczęłam grę. Popijałam sobie i podgryzałam "coś" z miną jak wszyscy- jestem najlepsza, wszechwiedząca, znakomicie się bawię i pasuje tu jak nikt inny. Uśmiechałam się szczerze, bo to dość zabawna sytuacja wpasować się w taką narzuconą sobie przez siebie rolę. Zatem, z szerokim uśmiechem ucinałam krótkie, niezobowiązujące pogawędki. No, w końcu takie bankietowe, nie byle co. Kuluary przepełnione elegancją i wyższymi sferami. Zawsze chciałam być wieśniaczką :). A tu nie, trzeba było trzymać fason, więc trzymałam. I sama siebie zaskoczyłam uzmysławiając sobie, że owszem, mogłabym tak do rana. :)
Witkacy - Z "Nienasycenia"


O dziwne ciche letnie popołudnia
i pełnych głebi soczystych owoce
w chłodnawym cieniu zapomniana studnia
potem obłędne wieczory i noce

wtorek, 28 sierpnia 2012

Im więcej burzliwych myśłi, tym trudniej poskładać je w zdania.

niedziela, 26 sierpnia 2012

"Chcenie chce tego co chce."
Martin Heidegger


Jakiś czas temu biegnąc po domu nie trafiłam w drzwi. To znaczy nie trafiłam cała. Mały palec u nogi zatrzymał się z trzaskiem (!) na futrynie. Co tu kryć, nieco cierpiałam, co nie zabrało mi kpiny z samej siebie.

A żeby palec obolały nie był sam, zaliczyłam wypadek na rowerze. Wstyd mi było niezmiernie i nijak tego wytłumaczyć nie mogę. Prosta ścieżka rowerowa, żaden zakręt, dziura, czy nieprawidłość na trasie. Nic. Padłam jak długa zaplątując się w rower i...słup. Ręka boli, ale to nic w porównaniu z palcem (tym razem u dłoni). Cieżko pisać czy to na klawiaturze, czy na kartce długopisem, nie mówiąc o innych prostych czynnościach.
Nie, nie jestem ciamajdą. To się zdarza.:)

Ból palca dał o sobie znać, gdy rozwieszałam pranie.
Mniej więcej czwarty na liście moich ulubionych zapachów jest ten, który przynosi świeże pranie. Wilgotne jeszcze i roznoszące zapach płynu do płukania po całym mieszkaniu. To jest moje zboczenie. Pewnie nie jedyne, ale..:) Kryzys dla takich jak ja zaczyna się w sytuacji gdy pralka odmawia posłuszeństwa. Niestety, moja się zbunotowała i mimo próśb, gróźć jasno dała do zrozumienia, że wody się z siebie nie pozbędzie. A przecież, gdy kończą mi się rzeczy do prania takie powiedzmy codziennego użytku, zabieram się za te z dna szafy, czy to zimowe, czy pościele, itd. Podnoszę stan alarmowy. Gdzie są serwisnaci ja się pytam!!

sobota, 25 sierpnia 2012

Nie mogę patrzeć na biedę, nie mogę znieść, nie mogę myśleć. Strasznie boli mnie ubóstwo, z którym się spotykam. A nawet to, którego nie widzę, ale jestem świadoma.

Bezdomni, ludzie zbierający puszki, grzebiący w śmietniku. W jakich czasach przyzło nam żyć, że godność człowieka zaczyna wyznaczać zawartość portfela?

Zdarzają się, przede wszystkim na wsiach, gospodarstwa, których bieda piszczy. Nie raz do nich zaglądałam. Bywają takie, w których umorusane dzieci bibegają po podwórku, a mama czy babcia gotuje coś dla całej gromadki. Cokolwiek, byle wystarczyło. Dziatki radosne, rodzice zataroskani, ale nie widać tu tragedii. Bywają też domy, w których jest tragicznie, bo nie sposób związać końca z końcem. I nawet tego "cokolwiek" nie ma, żeby do garnka wrzucić. Nasze problemy wydają się przy tym niczym, nawet jeśli mierzyć je inną miarą. Ile razy popłakałam się wychodząc z takiego domu, by zaraz zebrać się w sobie i zastanowić co mogę zrobić. No właśnie, co?

Wracam z pracy rowerem roześmiana i mijam starszą panią, zgarbiona,widać gołym okiem, że zdrowiem nie kipi, a na wózku ciągnie jakąś makulaturę, butelki, ubrania, szmaty,...
Jak mogę dalej się uśmiechać.

Czasem w nocy budzi mnie dźwięk przewracanych śmieci w kontenerze. Nie zasypiam już do rana.

Nie mogę patrzeć na biedę, bo nie jestem w stanie znieść tu swojej bezsilości. Chciałabym pomóc, ale nie potrafię. I co z tego, że komuś dam jakieś złotówki, to nie wyleczy świata z biedy, a mnie z bólu nią powodowanego.

Po zderzeniach z ubóstwem, potrzebuję czasu, by wrócić do radości. Podobnie mam, gdy widzę inne ludzkie tragedie. Ja jestem szczęśliwa, nie brakuje mi niczego z dołu piramidy potrzeb. Oczywiście, często mówię, że chciałaby mto, czy tamto, wymyślam albo kupuje nipotrzebne rzeczy. Jestem normalna, żyje zgodnie ze standardem, na jaki mogę sobie pozwolić, ale tak bardzo chciałabym, by każdy mógł tak żyć.

Jesteśmy inni, różni, ile ludzi tyle osobowości, to czyni świat kolorowym, pięknym i zróżnicowanym. Czy to nie może wystarczyć?

czwartek, 23 sierpnia 2012

Przeczytałam dziś, że morały prawią mężczyźni hipokryci i brzydkie kobiety.
Jeśli to co ja prawię jest "umoralnianiem", to czas stanąć przed lustrem i nad mocniejszym makijażem popracować. Może pomoże, moze zatapetuje brzydotę. Ha! Ale pewności nie mam.

maski znieczulicy?

Chyba zła kobieta jestem i myślenie o tym wcale nie czyni mnie lepszą.

Znam osoby, które są mistrzami w nie myśleniu w określonych sytuacjach, nie posiadaniu moralności i sumienia. Czasem wydaje mi się, że to nie możliwe zeby tak nie czuć i nie mieć empatii, że tylko skrywają się za maską znieczulicy. Czasem im też zazdroszczę.
Nie mam na myśli tylko mężczyzn, ale też kobiety. I wcale nie wiem, czy za kilka lat nie miałaby na myśli głównie kobiet.


Uwielbiam zupę gulaszową i z tej właśnie okazji dziś w kuchni po raz pierwszy staję z nią oko w oko. Nie wiem jak to kucharzenie się skończy :)

środa, 22 sierpnia 2012

bój się Boga

Księża i ich dzieci. Brzmi dziwnie? Chleb powszedni. Jeszcze dziesięć lat temu mało kto był tego świadomy, nie mówiąc o roztrząsaniu przeważnie lokalnych, afer. Jeśli sprawa ksiądz- kobieta- dziecko nagle wychodziła na jaw, sprawnie zamiatano ją pod dywan. Z roku na rok o tego typu sytuacjach mówi się coraz głośniej i bardziej oficjalnie. Im więcej jest takich przypadków, tym mniejsze zgorszenie sieją. Ci, wydawać by się mogło, nieco bardziej świadomi, nie widzą w tym większego zła i komentują krótkim "medialne szczcie", drudzy natomiast oburzają się każdym sygnałem dotyczącym życia księdza bez sutanny.

Rok temu w Poznaniu kobieta zaszła w ciąże z księdzem. Oboje zdawali się ingnorować ten fakt, mimo, że mieszkała na plebani, udawali sami przed sobą (oboje, czy tylko on?), że dziecka nie ma. Kiedy zaczął się poród, ksiądz zostawił dziewczynę samą, poszedł do innego pokoju słuchać muzyki. Dziecko zmarło. Gdy upewnił się, że nastąpił zgon, wezwał karetkę. Czy później mówił podczas kazań o wzorcach, prawym zyciu, trwaniu w zgodzie z Bogiem, o byciu dobrym człowiekiem? Sprawę umożono. Temat powrócił na wokandę miesiąc temu, ale ksiądz jest już misjonarzem na Ukrainie.

Brakuje słów, żeby to skomentować. Nawet gdy pominie się fakt, że sprawa dotyczy księdza, jak mężczyzna może pozwolić umierać dziecku i godzić się na ryzyko śmierci (ukochanej?) kobiety. Przypadki związków księży mozna mnożyć, postulatów o zniesienie celibatu nie brakuje. Przeciwników również. Tylko czy tu chodzi tylko o (wy)godne życie księdza, czy może o świadomość i prawdę, a co za tym idzię godność innych osób?

Takie sytuacje to czysta patologia, ale czy wypada w kontekście kościoła wypowiadać to słowo głośno? Mi włos jeży się na głowie.

Ile razy dotarłam do tekstów zaczynających się "Mój tata jest księdzem...". Kiedyś poznałam historię dziecka duchownego, które od kiedy pamięta żyło w stresie. Tak niewyobrażalnym, że w wieku 10 może 12 lat miało zawał. Godziny się na to.
‎"nadwrażliwość to mój wróg, przerost duszy nad rozumem..."

niedziela, 19 sierpnia 2012

Maaaaacieeeek

kooocham Cięęęęę!




Nieziemska Brodka porwała i rzuciła na kolana. Znakomity koncert, fenomenalny.
Nieco paradoksalnie, im więcej muzycznych doznań, tym mój apetyt na nie wzrasta.
Mogłabym tak godzinami, a może nawet dniami i nocami. Nie wierzyłam, gdy żegnali się z publicznością, że minęło więcej niż 10 minut...
I chyba już nic więcej tu nie dodam, bo wyjdzie na to, że żyję samą muzyką, a ja i kawę czasem lubię wypić.

PS. Widownia niemal całkowicie opustoszała, zespół zbierał sprzęt, a w amfiteatrze rozbrzmiało "Maaaaaacieeek, koooocham Cię!". Nie mogło to nie powalić na ziemię perkusisty. Widać, nie tylko artysta, ale i publiczność czasem potrafi mocno zapaść w pamięci.

Jeśli już użyłam słowa na "a", Brodka jest Artystką przez to wielkie "A". Jeszcze tam jestem, jeszcze we mnie gra :)


wtorek, 14 sierpnia 2012

"Lepiej znamy intencje naszych czynów niż owe czyny. Lepiej wiemy, co chcieliśmy powiedzieć, niż co naprawdę powiedzieliśmy. Wiemy, kim chcemy być - nie wiemy, kim jesteśmy."
-Jacek Dukaj, 'Lód'


"Pisanie jest jak całowanie, tyle że bez ust. Pisanie jest całowaniem głową."
-Daniel Glattauer, 'Napisz do mnie'


"Ani różnice poglądów, ani różnica wieku, nic w ogóle nie może być powodem zerwania wielkiej miłości. Nic. Oprócz jej braku."
-Maria Dąbrowska

Straciłam ochotę na mówienie. Nie wiem czy jutro czy za tydzień wróci mi chęć do rozmów rozmaitych. Na pewno wróci, a póki co mam spokojniejsze dni, gdy samemu ze sobą prowadzi sie wewnętrzne monologi. Myślenie nie pozwala mi spać. Nie jest to żadna jedna natarczywa myśl, a krążące ich dziesiątki po głowie. Niewyobrażalne rozmiary od ogółów do szczegółów. A rano...Jestę wrakię. Kawa z mlekiem (a raczej mleko z kawą) stawia na nogi w 10 minut, o łóżku zapominam natychmiast, inaczej nie sposób spojrzeć w słońce. Właśnie, gdzie jest ono? Gdzie ono jest, to słońce?

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Mam piętę achillesową. Taką o. Nazywa się marzenie. Gdyby świat wiedział, spokoju by mi nie dał. A tak poważnie- to marzenie takie, o którym się nie mówi absolutnie nikomu. Wypowiedzenie na głos zabrać by mogło kawałek czegoś bardzo osobistego. Marzę więc sobie skrycie. Wczoraj był deszcz meteorytów. Byłam zbyt zmęczona na oglądanie. Zdążyłam zauważyć dwa, ale zaaferowałam się tym za mocno i nie zdążyłam pomyśleć, że życzenie trzeba pomyśleć.

O marzeniach nie wiem nic, nawet tego, czy coś wiedzieć trzeba. Nie mam pojęcia, czy marzy się o tym, co realne, czy nie do osiągnięcia. Nie wiem jakie jest to moje marzenie. Odległe i myśląc zdroworozsądkowo- zupełnie nierealne. To taka moja mała wielka prywatna tęsknota. Z nią zasypiam, chodzę na spacer, wsiadam na rower, piszę, czytam, wskakuję do jeziora i wanny. Mam ją i nie chcę nikomu oddawać. Czasem ma się ochotę wyrzucić z siebie, wykrzyczeć w świat w biegu z nadzieją, że zaraz zapomną i myślą, że może to przybliży. Ale nie.

Nadzieja to plan
on ziści się nam

...z nadzieją mi będzie do twarzy :)


Imieniny miałam. Nie obeszłam, zapomniałam :)






piątek, 10 sierpnia 2012

Hipokryzja- tylko to słowo przychodzi mi na myśl. Wyśmiewać coś, kpić, szydzieć, nie lubić i w samych negatywach wypowiadać się o czymś, a potem z usmiechem w tym uczestniczyć. Po co?
Nie jestem święta, ale to, że mam wady nie znaczy, że nie mogę swojego niesmaku wypluwać. Irytuje mnie odgrywanie roli nie wiadomo po co i dla kogo. A może to jest takie przed sobą granie?

PS. Lubie wracać do domu i czuć zapach zupy. Niedawno była kurkowa, dziś ogórkowa. Z wiejską beztroską mi się to kojarzy. Chcieć coś zjeść znaczy zrobić samemu. Pychota.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

rybak

Propozycja (nie) do odrzucenia wydawać by się mogło. I gdyby nie to, że jej przyjęcie mogło by być swoistym stąpaniem po cienkim lodzie, weszłabym w to. Pomysł był niezły, a po modyfikacji mógłby się okazać bardzo dobry. Ale...
Ktoś na coś wpadł, dzieli się z tym i wizja jest jedna- albo razem albo nikt. Rzeczywiście, samo to, że jestem widziana w realizacji ciekawego, aczkolwiek niepewnego i kosmicznego, przedsięwzięcia jest mocno budujące i działa na mój pęd za wyzwaniami, a przy tym próżność, wcale nieźle.
W obecnej sytuacji, gdzie pracoholizmowi w czystej formie mówię "nie" (nic to, że po 22), rzeczywiście skłonna bym była zmierzyć się z zamierzeniem, poświęcić mu czas, siebie i starać się co sił, by nie zakończyło się fiaskiem. Ale nie.
Miałam przemyśleć, przespać się i nie decydować bez głębszej analizy. Ad hoc.

Z całym przekonianiem- nie mogę. Bo, czymkolwiek by to nie było i jakkolwiek by nie pociągała mnie ciekawość- jak by to mogło być, mówię nie. Cała sprawa ma drugie dno. Niby niezauważalne gołym okiem, ale gdy się już do połowy tę szklankę opróżni, można dostrzec, że pomysł jedno, a jego realizacja i sposób w jaki jest planowana to coś więcej. Dla mnie to by miało być "przywiązanie" do pomysłodawcy, który przekonał się, że sposobu na mnie nie znajdzie. Jeśli nie może być bliżej jak chce i nie może dotrzeć do celu od razu, skłania się w stronę półśrodków. Świadomość tego miałam już po kilku zdaniach. Że też tak szybko można wyczytać między wierszami intencje. Te przewodnie i te towarszyszące. Nie powiem- szkoda, ale lepiej omijać wszelakie sieci.

sobota, 4 sierpnia 2012



środa, 1 sierpnia 2012

Nie wiem co napisać. To najbardziej osobisty, prywatny koncert na jakim byłam. Piękne wrażenia, historia, muzyka. Słuchać, patrzeć, słuchać...uwielbiam..






Moje ciało i nieciało krzyczą "jeszczeeee"

wtorek, 31 lipca 2012

Na drodze




Nad tym, że relacje międzypersonalne bywają różne i nie da się ich ubrać w żadne ramy, nie trzeba podnosić dyskusji. Nie zmienia to faktu, że zagadnienie jest ciekawe, a drążenie tego, kto z kim i dlaczego, mimo, że bezcelowe, może być porywające.

Bo z jednymi potrafimy śmiać się bez wypowiadania słów, a z innymi setki zdań nie pomagają, by dojść do zrozumienia. Przy niektórych płaczemy, a reszcie wstydzimy się okazać emocje. Za pewnymi osobami gotowi jesteśmy rzucić się ogień, a innych jak ognia unikamy. To oczywiste i o tym prawić nie będę (nie dziś w każdym razie).

Spotania na ulicy- to to co mnie zajmuje. Czy zatrzymujemy się, by wymienić grzecznościowe "co słychac" (nie znoszę), czy kłaniamy uprzejmie i idziemy dalej? Czasem krótkie "cześć" zamienia się w godzinną pogawędkę i rozglądaniem się za miejscem, gdzie można by na kawę przysiąść, a innym razem uciekamy gdzie pieprz rośnie, byle uniknąć choćby mijania. Na to wszystko składają się albo relacje przeszłością namalowane, albo nasze subiektywne odczucia względem drugich osób. I to mnie nieco zajmuje. Zdarza się nam zobaczyć kogoś pod domem i po przywitaniu się zapomnieć o spotkaniu, a bywa i tak, że "dzień dobry" dźwięczy w uszach do końca dnia.
W obcych miastach jest inaczej. Tu widząc nawet dalszego znajomego, czujemy się jak w domu. W końcu "swój" człowiek na ziemi obcej. Można bez końca- o przypadkach, wypadakach, wymijaniu, wyprzedzaniu, omijaniu i rozmowach. Można, ale nie sposób dotrzeć tu do brzegu. Relacje nasze kolorami świata malowane.

A, że wciąż na kogoś "wpadam", poświęciłam temu pięć minut dzisiajszego dnia :)

poniedziałek, 30 lipca 2012

O krok od płaczu

niedziela, 29 lipca 2012

tęsknoty

To jest właśnie moja dwudziestogodzinna przyjemność. U jej kresu, w aucie 100 kilometrów przed domem Morfeusz trącał mnie w ramię. Dotrwałam :) Od początku do końca- przyjemność. Mimo wszystko i dzięki wszystkiemu.





Ciężko się odnaleźć po takim dniu. Chciałoby się więcej, mocniej, dłużej, jeszcze...Pozostaje niedosyt i wcale nie tylko muzyczny. Walnąć się na trawie, chwycić w dłoń aparat, czuć okołodźwiękowy klimat. To nie działa na zasadzie- było, skińczyło się i już. To tęsknota za chwilą, która jest tak ulotna. I mimo, że to wiemy, czasem uzmysłowienie sobie tych zwykłości nie przychodzi naturalnie. Potrzeba czasu i wdrążenia się w codzienny rytm. Z poczuciem pragnienia wybicia się z niego. To takie oczywiste...
Dni uciekają, nocy brakuje, a ja patrząc na kalendarz zachodzę w głowę gdzie podziały się ostatnie miesiące, jak to możliwe, że minęły tak szybko? Czas goni tak, że nie sposób sprostać wszystkiemu. Coś odbywa się po trochu kosztem czegoś innego.
Staram się w tym wszystkim nie odmawiać sobie radostek, bo...jeśli nie teraz to kiedy? Chcę coś robić dla siebie, mieć przyjemność i wspomnienia, do których kiedyś będę wracać. Nie zrezygnuje z wydarzenia, które jest dla mnie ważne z powodu pracy. Albo skończyły się te czasy, albo staram się lepiej operować czasem, jaki mi góra daje do dyspozycji. A w tym czasie nie może zabraknąć mnie.

Wiele spraw nakłada się na siebie w codzienych zawirowaniach. Staram się być w tym wszystkim uczciwa. W stosunku do siebie i do innych.
Nie zwodzić- to powinno być wewnętrzne przykazanie każdego człowieka. W relacjach kobieta- mężczyzna przede wszystkim. Nie zwodzę, jakkolwiek byłoby to odbierane. A bywa różnie. Są zarzuty zdystansowania, chłodu, braku sympatii, zarozumiałości, egoizmu, ba! nawet wojskowego reżimu, bo ponieść się nie daję. A jest wręcz odwrotnie- nie chcę się ponosić i nie chcę by kogoś ponosiło z mojego powodu. To nie klasztorne wychowanie, tylko prostosta, bo tu nie ma miejsca na tęczowe barwy, jest białe albo czarne. A gdy jest czarne, szkoda czjegoś czasu.
Stawiam się sprawę jasno i dokładnie tłumaczę w czym rzecz, żeby propozycje spacerów, kaw, wyjazdów odrzucić sensownie argumentując. Pojęcie tego zabiera innym sporo czasu. Po złości, oburzeniu, dziesiątkach pytań, przychodzi refleksja. Gdy widzę, że spotkałam zrozumienia, gdy słyszę o szacunku, jestem z siebie dumna. Kiedyś nie było mnie na to stać, teraz wiem, czego nie chcę i nie boję się tego powiedzieć. Ważniejsza jest zwyła uczciwość od przyjemności bycia adorowanym. I nie o mnie tu chodzi, ale o drugą osobę, która bez powodu mogła by zabrnąć zbyt daleko.
Czy ma to sens? Pewnie nie :)

poniedziałek, 23 lipca 2012



So so so amazing!


Wyplątuję się ze wszystkiego co się pzyplątało. Zbyt dużo zamieszania się zrobiło znienacka. Wiem już na czym przyszło mi stanąć i nie chce na tym stać.

I irytują mnie obściskujące się pokątnie nastolatki. Nie 17-, a 13- latki.

niedziela, 22 lipca 2012

A tymczasem na motorze niedziela :)




Porywcy nastoletnich tłumów! :)

piątek, 20 lipca 2012

prowokacja?



No i zostałam na kilka dni sama w pracy. Nowe doświadczenie :)

Nic to jednak przy prowokacjach, jakie mi się zdarzają. Jestem prowokowana i zaczepiana. Pogubiłam się w tym, nie mam pojęcia o co chodzi. Gdzie zaczyna, a gdzie kończy żart. Nadążałam do czasu, już przestałam. Pewniak jest jeden- spaaaać :)

środa, 18 lipca 2012

Od rana myślami byłam w lesie. Chciałam uporać się z pracą szybciej niż zwykle i mieć dla siebie choć godzinkę na wsi. Udało się. Wróciłam zalana. Od stóp do głów, kapało ze mnie jak z rynny. Ale co się nawochałam lasu i najadłam malin, to moje :)

I nikt mi nie powie, że takie zakątki nie są piękne. Daleko nie trzeba jechać, by mieć widoki jak z kalendarza :)








wtorek, 17 lipca 2012

Ja? Ja nieeee

Przyznaje. Początki są pełne buntu. Niby dlaczego? Z jakiej racji? Tylko kieeedy? Nie ma czasu, no i oczywiście- Po co?

Trudno jest w coś się zaangażować, jeśli nie widzi się w tym sensu. Pomijając brak jakichkolwiek korzyści łącznię z tą zwaną satysfakcją. Ale zlecenie to zlecenie. Niespodziewanie i bardzo niepostrzeżenie wdarły się pod moje palce kolejne dwie strony internetowe. Nie, nie chciałam. Ale po cichu, rozglądając się, czy oby nikt nie patrzy, zajrzałam, żeby sprawdzić co jest i coma być. Zaskoczyło. Bo jak już mam jakiś błysk, pomysł (którego słowo daję tym razem wcale nie chciałam), przychodzi chęć na sprawdzenie siebie. A jak już zaczynam, wkręcam się na całego. No i tu też zaczyna mnie ponosić. Godzina 22. a ja patrzę sobie co by tu jeszcze... Skoro powiedziałam "A", nie chcę, by ktoś inny mówił "B". Swojego zalążka przecież nie oddam. Chcę być realizatorem dzieła. Chcę pracować nad projektem, tworzyć publikacje i układać z puzzli całość. Sama siebie uczę, bo nikt mi nie mówi jak ma być. Będzie tak, jak postanowię. A gdybym jednak się pomyliła, mogę liczyć na sugestię. Ktoś musi wiedzieć, że to lubię i że jeśli zaczynam się angażować, to choćbym noce miała zarywać, doprowadzę to do końca.
Nie dla kogoś, dla siebie przede wszystkim. I staram się jak mogę, by nowe przedsięwzięcia nie rozwijały się kosztem tych istniejących. Niestety, działając w pojedynkę, fizycznie nie jest się w stanie sprostać wszystkiemu. Doba mogła by być nieco (ostatnio moje ulubione słowo) dłuższa. A przecież i na grilla trzeba czasem znaleźć chwilę tej letniej jesieni ;)

Ubaw mam dziś z siebie, bo jeszcze parę dni temu powiedziałam "oooo nie". A już po głowie mi błyskawice latają :)

poniedziałek, 16 lipca 2012

spod sceny

Z takim aparatem i obiektywem, który waży tyle co moja lewa noga,to ja mogę na koniec świata :)










A jak się do tego dorzuci Open'erowskie historie, człowiek chciałby na chwię zamknąć swój świat w muzyce.

sobota, 14 lipca 2012

w bajkowych okolicznościach










sobota, 7 lipca 2012

Jaaa nie mam czasu :)

Na bardzo szybko. Z rzeczy, które znalazłam pakując się w biurze, tych absolutnie niezbędnych: szczoteczka i pasta do zębów (wiadomo, o higienę jamy ustnej należy dbać niezależnie od czasu i miejsca), stanik (czasem trzeba się przebrać przed wyprawą na plażę), koszulka (z tego samego powodu), śpiwór (nie wiem co powiedzieć), dwie torebki (na zmianę, w zależności od tego, co trzeba zapakować wychodząc), kurtka (a jak się nagle zrobi zimno?), dwa parasole (pogoda wciąż taka niepewna), apaszka (a nóż zawieje i trzeba będzie szyję osłonić), aparat, z którego korzystam+ dwa inne (mały, duży, lepszy, słabszy- w pomieszczeniu, na zewnątrz, zawsze inny może się przydać), kolczyki (bo mam nawyk zdejmowania), kartki od znajomych (cieszą oko i przypominją, że ktoś przeżył przygodę i pamiętał), buty (wstyd trochę, ale uzasadnienie jest słuszne- ostatnio wracałam na rolkach), ochraniacze na nadgarstki (w razie wyjścia na rolki), książka (nie nie, nie czytamw pracy, bo nie ma czasu, wróciła do mnie akurat gdy byłam przy biurku), krem do rąk (no co?). Więcej nie pamiętam. Praca naszym drugim domem, lubię się tu czuć jak u siebie, bo u siebie jestem. Żeby nie było- mam porządek, wszystko jest ułożone. Czasem tylko pożartujemy sobie, że gdyby doba była dłuższa, nie wychodzłabym. W końcu- wszystko mam pod ręką :)

P.S.
Mam już wystrugane śledzie do namiotu. Jakkolwiek by to nie brzmiało:) Drewniane oczywiście, bo z innmi w podręcznym bagażu by mnie do samolotu nie wpuścili. Latanie nie jest moim hobby. Byłoby ok,gGdyby nie wsiadanie (a najpierw kolejka przy kontroli, bo może mam bombę albo broń), startowanie i zakręcanie czy krążenie nad lotniskiem. Muszę zatkać uszy, zamknąć oczy i śpiewać sobie w sobie, by znieść takie ekstremalne doznania. Ale dla widoków jakie mam gdy nieba chmury nie przykrywają, mogę znieść wiele :)

poniedziałek, 2 lipca 2012




czwartek, 28 czerwca 2012

Gadajo bo lubio


Małomiasteczkowość- to jedyne słowo, które nasuwa mi się, gdy myśle o tym, co słyszę.
W niewielkich miejscowościach łatwiej jest dotrzec do opinii o każdym. Ba! Ta opinia dociera do nas nawet wtedy, kiedy jej nie oczekujemy.

I nie dotyka nas to jakoś szczególnie dopóty dopóki nie dociera do nas coś, skądś, od kogoś. Bo oto nagle dowiadujemy się, że owszem gdzieśtam byliśmy. Przy okazji podobno z kimś i widzieliśmy coś. Każdy wie co i po co. No i my dzięki temu mamy szansę się doweidzieć. Gdzie, z kim i po co.

Można swoje życie zobaczyć przekoloryzowane do granic zdrowego rozsądku. Wkurza mnie to.

A poza tym, ja nie chcę wiedzieć, że ktoś z kimś, coś. A wiem. Nie interesuje mnie po co, ale słyszę. I co z tego wynika też nie moja sprawa, a wiem, mimo, że nie potrzebuję, bardzo nie potrzebuję tej wiedzy.

Po co ludzie biorą na języki innych i po co obarczają tym nas? Gadajo, bo lubio? Bo chco? Bo nie mają o czym?

Ja nic nie chce wiedzieć. Już ani o sobie ani nie o sobie Kropka

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Jestę brakię siły :)


piątek, 22 czerwca 2012

Mój najważniejszy

- Tata, tata, włącz Trójkę
- Nie mogę, córciu, na rowerze jestem, a co tam?
- Trudno, jutro Ci powiem


"Nigdy w życiu nie mówię ojciec i nie pozwalam mówić tak innym. Tata, tatuś, czasem żartobliwie- ojcze :)

Dziś tata dorabiał mi dziurki w pasku i sklejał buty :) Wszystko z radością.
Jest najlepszy pod słońcem. Nauczył mnie pływać, jeździć na rowerze, prowadzić auto, sterować łajbą, czytać, pisać i uciekać nad jezioro poukładać sobie w głowie, gdy coś idzie nie po mojej myśli. Nauczył mnie wszystkiego, wokół czego toczy się życie. A co najważniejsze- zawsze ufał i szanował każdą decyzję. Ze wszystkimi problemami i radościami idę prosto do niego. Zawsze jest i zawsze cieszy się, że może pomóc. A dla mnie jest najważniejszy, Dzień Taty to moje ulubione święto, jutro pójdziemy na rolki i będziemy zajadać się lodami :)"

"Takie wzruszające, piękne słowa napisała do nas w swoim liście pani ..."
Prosto z Trójki, na antenie, w cały świat, dla mojego tatusia. A ja skakałam z radości, że będzie mógł to usłyszeć :)


Ile się naniecierpliwić można przy tej piosence, żeby wychwycić drugie dno. Nie mogłam się uporać z tym tekstem przy oczywistym przekazie. Musiałam iść w tym dalej. Dotarłam :)

Uwielbiam takie zrywy jak dziś. "Za 10 minut jedziemy, jedziesz?" Taaak! Szybko z betów wyskoczyć, odziać się i polecieć w beztroskę zupełną.

Albo w 10 minut przed 21 postanowić, że jedziemy szukać zapomnianej plaży, a po kwadransie być już w aucie. Po pół godzinie siedzieć na kocu, zaprzyjaźniać się z wiatrem, zachwycać falami i cieszyć (po prostu cieszyć) niebem, nieco jeszcze poczerwieniałym od dnia, który przemija. Uwielbiam :)

czwartek, 21 czerwca 2012




No tak. Czasem doszukując się podstępu jesteśmy blisko rozminięcia się z czymś ważnym. Z czasem coraz trudniej wierzyć słowom.


Usłyszałam dziś zwątpienie. Że ile można się starać, działać, chcieć innym sprawiać radość i spotykać się z ich niechęcią. "Na ile jeszcze wystarczy mi sił, bym robiła co robię?"- pyta mnie dziś znajoma. A ja znakomicie rozumiem to z czym się boryka. I mimo, że strasznie nie chciałabym, by się poddawała, bo jest doskonała w tym co robi i robi to znakomicie, nie jestem pewna co radzić. Zacisnąć zęby, przecież docenia to już coraz więcej osób. Już jest blisko spełnienia..

To z jej inicjatywy mieszkańcy niewielkiego miasta mają imprezy, wystawy, koncerty, spotkania z pasjami, rajdy piesze i rowerowe i wszystko to, co dla większości jest poza zasięgiem. Jest mi niewymownie przykro, że wciąż opór ludzi jest zbyt duży. Staram się jej wytłumaczyć, że to nie w niej jest problem, a potrzeba czasu, by przełamać zasiedziałą mentalność, zwalczyć stereotypy i udowodnić ludziom, że mogą brać kiedy tylko chcą. Miewam podobnie. Czasem opadają mi ręce gdy wiem, że kierunek działania jest dobry, do celu dotrę i zrobię "coś" a spotykam się z przeszkodą, którą ktoś rzuca z nienacka z pewnym "nie". Pozostaje złość i bezsilność. Tym razem, ale przecież będą następne :)


"Ze straszliwie pustego Krakowa wysłałem Ci kartkę. Tonął w błocie i w mojej paskudnej nostalgii, żeby już nie powtarzać w nieskończoność słowa "tęsknota". Tęsknię do Ciebie przez stół, przy którym siedzimy, tęsknię z fotela na fotel obok, w teatrze czy kinie, tęsknię z Pragi na Kępę, z łóżka w którym leżę - do Spatifu, w którym popijasz z Miniem, na szerokość kołdry, która okrywa nas oboje, też potrafię tęsknić do Ciebie - przez drzwi łazienki, w której się kąpiesz, i przez schody, po których idziesz do mnie, i przez naskórek mój, szczelnie przywarty do Twojego... Ale jak nazwać to, co odczuwam w Warszawie, kiedy Ty jesteś w Londynie? Też - tęsknotą? Oj, ubożuchny jest ten słowniczek, który mamy do dyspozycji. ”
— Przybora do Osieckiej, 16.03.1965r


Znów po głowie krążą mi te słowa. Najpiękniejsze połączenie wyrazów jakie mogę sobie wyobrazić. Rok 1965 czym się różni od 2012? Błagam, niech mi nikt nie mówi, że "zaczepkami" na facebooku.

"Niebo płacze deszczem o Tobie', a ja nie wiem, czy śmiać się czy z tym niebem płakać i ręce załamać. Deszcz to przecież najdoskonalszy zapach na świecie. Czy piszę, idę, jadę, podziwiam, rozmawiam, krzyczę, śmieję się, sprzątam, tańczę. Deszcz paaaachnie :)

Wracam do pracy. A właśnie, jak człowiekowi chwile w pracy potrafią dobrze zrobić :) Bawimy się słowami. Przenoście, przezwiska, historie, mury przez które przebijamy się z tym większą chęcią im są grubsze, tajemnice "wenwątrzzakładowe" i moja ulubiona ostatnio zabawa- wywieszanie na tablicy "hasła dnia" związanego z zajściami sytuacyjnymi, których nie pojmie nikt z zewnątrz. "Nie nadaje się, jest za miękki. Za miękko chodzi". Uwielbiam klimat jaki sobie stwarzamy :)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

More more more





Nie wiem o co chodzi, ale kocham Trójmiasto. Gdy dwa dni zwalają z nóg :)