Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

piątek, 29 kwietnia 2011

zalunatykujemy?

Rozdawałam dziś bilety na wakacyjny koncert Dżemu. Będę je rozdawać i rozdawać. Niezła frajda, móc obdarowywać innych, zupełnie obcych ludzi:). Miłe uczucie, gdy można komuś ot tak sprawić przyjemność.
Z tej okazji sobie posłucham:
http://www.youtube.com/watch?v=g7aHLZctJgM
Z winyla musi być genialne:)


Zatańczylibylibyśmy
http://www.youtube.com/watch?v=h-LbvFckptY

Czym żyje świat

Nie, nie będzie o światowej sławy zaślubinach, projektancie sukni Kate, strojach i dodatkach dam biorących udział w uroczystości. Nie będzie także o dwukrotnym pocałunku na pałacowym balkonie, ani o milionach ludzi, którzy je zobaczyli. Czym żyje świat.
Nie będzie także o beatyfikacji Jana Pawła II. Czym za chwilę będzie żył świat.
Nie będzie też o zmarłym dziś Maćku, studencie, którego zamordowało dwóch sportowców. Cierpienie rodziców, przyjaciół, a przy tym sensacja dla mediów. Nie będzie, mimo, że ta informacja dotknęła mnie w sposób szczególny.

Mogłoby być o sympatii wynikającej z interesowności, ale to nie dziś.
Mogłoby być również o dzisiejszym zabawnym "Proszę Pani, a teraz to będę sławny?", ale to nie jest właściwy moment.
Radio dziś nie gra, bo wyjątkowo przeszkadza, telewizora nie włączę, bo słowo daję, nic co tam jest nie mogłoby mnie teraz zainteresować.

Mazury szykują się na przyjęcie turystów. To widać i słychać trochę też. Zrobi się tłoczno, głośno. Nie oceniam, czy to dobrze, czy nie. Ale mam złe wieści- pogoda łaskawa nie będzie.
Z rozpędu wbiegam w maj...w końcu maj. To zdecydowanie mój ulubiony miesiąc. Rośliny kwitną, pachną, dzieciaki biegają po podwórkach, ludzie zaczynają sobie przypominać, że istnieje coś takiego jak spacer, są grille, ogniska, śpiewy i tańce. I ja w tym wszystkim. Z uśmiechem szerokim, w sukience w kwiatki, z właśnie zrobioną (a co tam, nieskromna będę) najlepszą na świecie sałatką gyros. Całą wielką michą. Podzielę się ze wszystkimi. Zapraszam:)


Pamiętamy?:)
http://www.youtube.com/watch?v=I9zpnLBtwwg


Świat jest zły? Szary? Ponury? Brudny? Przecież tyle w nim niezwykłości...
http://www.youtube.com/watch?v=9lW2HXdKVmk
Bezkres błękitu wód i nieba, soczystej zieleni obłoki, ostre skały oplatające wzgórza, piasek wiatrem noszony. W swoich wciąż zmieniających się odsłonach. To nie żadne science fiction. To Ziemia. A tak naprawdę piękno zdarza w codziennej wędrówce każdego z nas, trzeba tylko umieć żyć z otwartymi oczami.

środa, 27 kwietnia 2011

Tak piękny dzień, w słońcu, z wiatrem we włosach, w świetnej atmosferze, pomocni sobie nawzajem, mimo zapracowania. I nic nie znaczył ból piszczeli po kilku krótkich biegowych wypadach, ani nieznośność łydek po tournee na obcasach. To jeden z takich dni, kiedy widzi się sens wszelkich działań.

Niespodziewanie nadszedł wieczór, a wraz z nim niecodzienne, przykre wiadomości. Nie potrafię przejść obojętnie, gdy komuś dzieje się krzywda. Tym trudniej, gdy jest to osoba bliska i nieważne, czy mocno, czy nieco dalej. Płakać mi się chce, gdy ktoś cierpi, tym bardziej jeśli wiem, że na to nie zasługuje. Boli. Chciałabym móc wziąć część tego na siebie, by oszczędzić drugiemu człowiekowi choć co dziesiątej łzy. Nie mogę nic...tylko być. Jestem więc. Gdyby coś trzeba było...pomilczeć, posłuchać, poradzić...jestem.

sobota, 23 kwietnia 2011

She's looking for

Bez siły, polotu, nadziei.
Nie znalazła, a tak się starała...Szukała i szukała, wróciła w stanie, w jakim dawno nie była.

piątek, 22 kwietnia 2011

Dresiara

Usiadłam. Na chwilę tylko. W międzyczasie. Między myciem okien, przy robieniu sałatki, wróciwszy z pracy dopiero co.
Piękny dzień, cudowne słońce i ludzie dziś w tym wszystkim jakby lepsi. Uśmiechnięci, pogodni, skorzy do pomocy.
Paradoksalnie dzisiejszy dzień, mimo nawału pracy, przyniósł wiele śmiechu. W pracy dokuczamy dobie nawzajem i mnożymy absurdalne pomysły, które, mimo, że ich nie zrealizujemy, dodają naszej robocie bardzo dużo. We mnie przyszłość nasza, jak usłyszałam wczoraj, stąd nowe wyzwania i zlecenia wyjazdów na szkolenia, po wiedzę, którą mam się później dzielić z resztą. Protestuję. Głośno i wyraźnie, zaznaczając, że niechęć do wyjazdu nie jest tym razem żartem. Bo czuję, że...nie mam na to czasu, że wolę zrobić zamiast tego wiele innych pożytecznych rzeczy.
A dziś ludzie...puszczali mnie chcącą przejść przez ulicę nie na pasach, dzwonili z życzeniami, przynosili czekoladki, tak, żebyśmy mogli w tym pędzie święta poczuć. I najmilsza część. Dotarła do mnie wielkanocna kartka z życzeniami. Wysłana na adres biura, ale specjalnie do mnie. Z życzeniami dla mnie. Takimi specjalnymi. Od niemal obcych ludzi. Bardzo, bardzo miłe to.
Lubię świąteczne kartki, te nieświąteczne zresztą też. To dodaje uroku codzienności, w której coraz częściej na bok odkładam telefon. Jadę na święta na wieś i już marzę, żeby po pysznym śniadaniu, wizycie w kościele, wrzucić na chwilę dresy i pognać do lasu. Ależ tam musi pachnieć :)
Mmm, sałatka już pachnie :)


Co z tego, że banalne....mnie wzrusza..
http://www.youtube.com/watch?v=j8f8RHWMPyY

niedziela, 17 kwietnia 2011

Masz, żeby żyć, czy żyjesz żeby mieć? To pierwsze? Czyżby?


***

Święta poza domem. Dlaczego nie? Taka moda się zrobiła na świąteczne wyjazdy. Z dala od porządków, zmywania naczyń i obowiązków związanych ze świętowaniem. Wyjazd- owszem. Zbliża, pozwala na wspólne spacery, beztroskie zabawy, opowieści, na które na co dzień czasu brak.
Ale wyjazd bez rodziny, ze znajomymi, samotny? Jakiż to egoizm cieszyć się czasem wolnym bez najważniejszych osób w życiu, zostawić ich z pustym miejscem przy stole. Rodziców, rodzeństwo. Oni odczują to najbardziej. Nie będą mieli żalu, będą cieszyć się twoją radością, a jednak na pewno będzie im przy śniadaniu, obiedzie, kolacji, przykro. Tak myślę. Póki można trzeba spędzać czas z rodziną, dzięki której jesteśmy właśnie tacy i zawdzięczamy najwięcej. Nie wiadomo co będzie za rok. Okazja wyjazdu może się nie powtórzyć, ale możliwość spędzenia czasu przy rodzinnym stole ze wszystkimi, których kochamy- tez nie. Co jest ważniejsze? Odpowiedzi nie trzeba szukać. Dlatego zostaję.
Ja tak tylko... z rozmyślań przy niedzieli palmami ubarwionej.

sobota, 16 kwietnia 2011

Frustracja

czwartek, 14 kwietnia 2011

Czterdzieści i cztery

Lubię jeździć pociągiem. Migające za oknem coraz to nowe krajobrazy, zmieniający się w przedziale współpasażerowie, rozmowy z nieznajomymi albo ich brak. Obserwuje co ludzie robią podczas podróży i zajmuje się w końcu tylko sobą. To czas na układanie sobie w głowie różnych spraw, przemyślenia i tęsknoty. Chwile na obcowanie z muzyką, których w codziennych okolicznościach tak mało. Nawet gdy jestem mocno zmęczona, rzadko zasypiam w pociągu. Chyba czasu szkoda.

Tym razem poznałam dwóch Turków. Pokolorowali moją wycieczkę jak nigdy nikt. Przez niemal pięć godzin poznawaliśmy swoje kultury, opisywaliśmy krajobrazy miejsc, w których mieszkamy, zadawaliśmy niezliczoną ilość pytań. Uczyłam podróżników polskiego. Szło im na tyle dobrze, że gdy do przedziału wszedł pan sprzedaący napoje, jeden z Turków pieknie zapytał
- A po ile woda?
- 3,90
- A po ile sok?
- 4,90
- sok poproszę. Dziękuję bardzo
- Ja również
- Mi też
Ależ był szczęśliwy, że sobie poradził. A mi przeszkadzały strasznie braki w angielskim, chociaż ostatecznie nie było aż tak źle, skoro przez tyle czasu pogadywaliśmy sobie.
Nasz kebab jest ohydny podobno, i jak odwiedzę Turcję koniecznie muszę zjeść prawdziwy. Pyszny. Wiele, wiele ciekawych historii i jeszcze więcej śmiechu w tym wszystkim. Bo nadziwić się nie mogli, że my tak sprawnie wymawiamy "czterdzieści cztery", że "Szczyrk" to jedno słowo a nie trzy, że tak mało osób mówi po angielsku i wiele, wiele innych.
Pytali gdzie po jechać, co zwiedzić w Polsce, kraju, w którym pogoda jest tak bardzo absurdalna, gdzie jednego dnia jest wiosna, a kolejnego zima. Oczywiście, zaprosiłam panów na Mazury- the most beautiful place in the world :)

aaaa :)
http://www.youtube.com/watch?v=ZOXG8wtxx_w

niedziela, 10 kwietnia 2011

Czasem trzeba łzę uronić

W piękny wiosenny wieczór wszystko wydaje się być takie jak powinno. Z uśmiechem, bez rozterek, z dobrymi myślami w pamięci. W radości i z optymizmem, którego ostatnio mi nie brakuje. Jest dobrze. Ale czasem po prostu trzeba poczuć słoną kroplę na policzku. To czyni nas ludźmi...
http://www.youtube.com/watch?v=XmRTsI3zOtE
Przyznaję, to już czwarty mój raz dziś z tym utworem.

Cisza

Kwiecień. Miesiąc, który zapadł w mej pamięci już wcześniej. Od ubiegłego roku nabrał innego wymiaru.
Rok temu nikt nie potrafił nic powiedzieć. W bólu, przez łzy, niezrozumienie, żadne słowo nie wydawało się być dobrym. Teraz mówią wszyscy...byle mówić.
Rok temu spacerowałam po lesie. Na rozmowach o niczym mijało popołudnie. Bo ciężko było powiedzieć coś sensownego. Chwilami trudno było przerwać ciszę, w obliczu tragedii, z jaką przyszło zmierzyć się całemu narodowi, wszystko wydawało się tak małe. A mówić o całym zdarzeniu nie mogłam. Tak mam, nie potrafię podejmować się pewnych tematów od razu. Potrzebuję czasu. Spacerowałam po lesie, tego dnia samemu było ciężko radzić sobie z myślami...



http://www.youtube.com/watch?v=GPvtUjTbV_A&feature=share
Piękne, przyznaje...

Jakbym nigdy nic

To zdanie chodzi po głowie mojej pół dnia, tylko natchnienia brak, żeby pisaniu o tym się oddać.
A poniższe utwory nie mają z tym nic wspólnego, są jedynie wspomnieniem karaoke:)

http://www.youtube.com/watch?v=STKkWj2WpWM

http://www.youtube.com/watch?v=dp4339EbVn8

Ta wieczność to tak na chwilę tylko

Ania i Michał- tak nazwijmy bohaterów wieczoru jednego i sceny rodem ze świata niepojętego.
Wieczór. W ośmioosobowym towarzystwie w jednej z mazurskich knajp- oni. Zwykli, przeciętni, normalni, jak wiele innych par. To pierwsze wrażenie, które zmieniało się z każdym kwadransem. Ona- średniosympatyczna, jakby lekko obrażona, zdawkowo odpowiadająca na pytania, bez polotu, ginęła w tłumie, gdy akurat swojej opinii krytykującej czegokolwiek nie wyrażała. On- uśmiechnięty, z każdym kwadransem coraz bardziej, wesoły, dowcipny, sympatyczny. On na chwilę wychodzi na papierosa, ona już zniecierpliwiona- gdzie on jest? Uspokaja ją ktoś - w toalecie, SAM. No jak on mógł, jak mógł pójść do toalety, gdy ona tu siedzi...Obrażona. Dlaczego? Nie wiadomo. On wraca. Chwila, jak to w towarzystwie, wesołych pogaduch i nagle jak nie łupnie. Ona wykrzykuje kilka słów, zrywa się, chwyta już w biegu niemal torebkę, potrąca siedzącą obok dziewczynę- MAM DOŚĆ- wykrzykuje i w te pędy do drzwi. On spokojny ale zdumiony. Za nią biegnie koleżanka. Namówić, żeby wróciła. Przy stoliku chwila ciszy. Nikt nie wie co powiedzieć, jak się zachować, a przede wszystkim- co się stało, skoro nic się nie stało? On, taki stłamszony nagle w swej niewiedzy wyjmuje telefon, wybiera jej numer.
- Nie dzwoń- mówię dziwiąc się, że w ogóle o tym pomyślał
- Nie dzwonić?
- Oczywiście, że nie
Atmosfera znów się rozluźnia, pogadujemy sobie wesoło. Telefon. Ona dzwoni. Mają iść do domu, ona jest już w drodze. On wracać nie chce. Ona obrażona, on spędza czas w wesołym towarzystwie. Poszła. On został. Wrócił kilka godzin później. Czy miał piekło na które nie zasłużył? Pewnie tak. Za co? Zapewne nie wie, jak nikt nie wiedział. Ale do końca wieczoru rozbawiał całe towarzystwo. Świetny chłopak.
Niech teraz ktoś mi powie, że zawsze staje się w obronie przedstawiciela swojej płci...
We wrześniu biorą ślub. On z nią. Ona- zapewne do tego czasu jeszcze setki razy zachowa się w ten sposób. On będzie udawał, że to nic, bo kocha przecież. Kocha więc wybacza takie "drobnostki". A ona kocha? Wezmą ślub, on pewnie już z domu wieczorami spotkać się ze znajomymi nie będzie wychodził. Ona będzie wiecznie obrażona, on tęskniący za normalnością.
Jedno zdarzenie, tak wiem, to za mało, żeby ocenić czyjeś życie i prorokować. Ale tak ich widzę. Niby kochających się ale nieszczęśliwych. Nieszczęśliwego jego, za którym niejedna w ogień by poszła. Wezmą ślub. Gdyby on spojrzał na nich z booku, pewnie by uciekł. A tak...jest mi go zwyczajnie żal. Bo ten typ tak ma. Foch dla focha. Obrazić się, bo skoro ja nie bawię się dobrze, ty też nie możesz. Podejrzliwość i brak zaufania. A data ślubu już ustalona...Jak wiele jest takich par.

środa, 6 kwietnia 2011

Z pamiętnika wieśniaczki

Wiosna miała zagościć na dobre, a tymczasem wciąż kręci, mąci, oszukuje. Ale jak już przyjdzie na dobre to z pewnością w głowie niejednemu zawróci. Nie zdziwię się jak ktoś zapyta "A Tobie co z tą wiosną?". Tak z przyzwyczajenia czekam, każdego roku wyglądam maja, kiedy to zaczynam wędrówkę po świecie bez kurtki:)

Właściwie, nic chyba się nie dzieje. Nie wiem zresztą sama, bo nie mam czasu zauważać.
Dobre jest to, że nieustannie ktoś "ma sprawę", że ja tym sprawom staram się sprostać, że wieczorami nie sprawdzam służbowej poczty, że...wiele rzeczy jest dobrych:)
A niedobre jest to, że znów zaczęłam zapominać o różnych sprawach, za to gubić rzeczy, zostawiać gdzie popadnie, poszukiwać ich, czyli słowem roztrzepanie daje o sobie znać, ale co tam- humor czasem poprawia:)

Aerobic. Lekko nie jest ;) A poważnie, jak to dobrze się poruszać, rozruszać. Dla mnie bomba. A co po dzisiejszych wyczynach się dzieje? Śmieszne, bo tyłek boli... ale czego się nie robi dla jędrnych pośladków:) A takie wypada przecież mieć;)

Na wieś mi się chcę. Mieszkam w niedużym mieście, a jednak i z takiego czasem mam ochotę na chwil parę wyrwać się w dzikość. A może jutro? A może rowerkiem?

W trójeczce usłyszałam i się ciąąągnie po głowie:

ładnie brzmi, zatrważająco nieco...

i fenomenalne

niedziela, 3 kwietnia 2011

Czasem warto mieć włączony aparat...