Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

niedziela, 31 października 2010

Praca, praca, bieganie i przyjemnościom się oddawanie, rozmyślanie i zadawanie sobie wciąż jednego pytania. To wszystko okazuje się być dość męczące, do tego stopnia, że w codziennym funkcjonowaniu zaczęłam być czymś w rodzaju automatu.
Pojechałam na kilkudniowy urlop. Już się skończył. Podróże podobno kształcą, a ja nie czuję się po powrocie mądrzejsza. Piękne krajobrazy w pamięci i poznanie nowych rzeczy mają wiele uroku. Ale o tym później.
Z lekką obawą spoglądam w przyszłość. Jakby wciąż bardziej niepewną. I...zaczynam mieć tego dość. Podejmowanie decyzji, ważnych decyzji, nigdy nie było moją mocno stroną. Ostatnimi czasy również myślałam- jakoś się ułoży. Samo. Okazuje się, że nic z tego. Należy (w końcu) wziąć swój los w swoje dłonie, poobracać nim trochę i wybrać najlepszą dla przyszłości alternatywę. Rzecz w tym, że nie tylko rozsądkiem człowiek kieruje się na każdym niemal kroku. Czasem chciałabym, żeby szkiełko i oko nad czuciem górowało. Myślałam, że tak potrafię, ale tej pewności we mnie coraz mniej i mniej i mniej. Mam nadzieję, że podejmę słuszne decyzje, jakiekolwiek by one nie były. Mój los w moich rękach(?).

niedziela, 24 października 2010

Nie chodzą nauki lasem

Nauczyłam się czegoś ważnego- związki się szanuje.
Nauczyłam się też widzieć to wieczne nieposzanowanie. Boleć zaczyna to, że ten kocha ją a na kawę idzie z inną. Ten z tą od kilku lat mieszka udanie, ale pleców umycie innej proponuje. A ta kocha mocno (a można słabo?) ale bez namysłu godzi się na towarzyszenie koledze w wycieczce po sklepach. W nieskończoność tak można. Jeszcze rok temu nie zatrzymałabym się na chwilę nad tym zagadnieniem. Dziś myślę. Odrażające. Niesprawiedliwe. Obłudne. A przede wszystkim smutne.
Ktoś mnie nauczył takiego- ważnego spojrzenia na powyższe. I za to mu tak w sobie dziękuję :)
Mimo wszystko...

sobota, 23 października 2010

zapisani

"To pisanie do Ciebie przypomina dłubanie patykiem w nieskończoności. List będzie szedł tydzień, a odpowiedź dostanę za dwa tygodnie!. W takich warunkach można sobie pisać eseje, ale nie listy!".

"Ona: Ten mój ostatni zbyt długi wyjazd jest wyjazdem znaczącym".

Czytam. Ileż w tym przyjemności. Kilka stron w gazecie a trafia tak daleko, w tyle miejsc we mnie. Proste słowa, które znaczą tak wiele. Piękna historia opowiedziana niby zwyczajnie...Niby.

środa, 13 października 2010

Miało być...dużo przede wszystkim. Ale i mnie w końcu dopaść musiało- brak słów. Niechęć w stosunku do myślenia i całej przyziemności.

sobota, 9 października 2010

Nie od parady rady

We dwie zaczęły klekotać jak młode boćki. Koleżanki z młodych szkolnych lat. Wypytały mnie o wszystko, jak i ja je, zresztą. Każda niemal sprawa stała się nad zwyczaj ważna, a skoro tak, musiałyśmy sobie radzić. O mężczyznach, chłopcach uroczych i nie, o randach i ich braku, o intrygowaniu i podrywaniu. Jak nastolatki. I tak miało być.
- Idz z nim na ten obiad!
- Racja, idz, bo pożałujesz!
- No ale ja nie wiem...
- Jak nie wiem? Zaprosił to idź, zakochiwać się nie musisz, a zjesz coś smacznego i wina się napijesz! (tak tak podejście kobiet XXI wieku)
- Ale ja nie lubię takich oficjalnych spotkań, wiecie koszula, krawat, restauracja, kieliszki. Ja wolę usiąść nad jeziorem z kurczakiemm w pudełku, sałątką w drugim, butelką wina w ręku. On chciał się ze mną umówić, to mógł chociaż coś wymyśleć.
- Ale co ci szkodzi? Idz to nam opowiesz jak było, jaki jest i po co chciał się spotkać
- Wiem po co. Sprowokowałam go ostatnio, rozmawialiśmy i w rozmowie wyszło, że mamy takie czasy, że kobiety zapraszają mężczyzn na spotkania, proponują umówienie się, a ja, mimo, że też bym mogła kogoś zaprosić, gdyby mi się podobał, jednak wolałabym być zaproszona. Tradycjonalizmu trochę we mnie
- A do kina cię nie zapraszał?:)
- Nie jeszcze
- Jeszcze?
- Bo ja mam wrażenie, że nie odpuści. Mnie ta znajomość jakoś nie bawi, on to zauważa i zaczyna dziwne rzeczy mówić
- Ale co?
- Że jest przerażony, że na mnie czeka, chociaż tak mało mnie zna, że jestem niesamowita, zaskakująca, że chciałby mnie poznać, że go intryguje, że myśli, że staje się ważna, nooo takie różńe rzeczy
- Ty wiesz co, to może ty z nim nie idż na ten obiad
- Mówiłam wam przecież, że nie wiem czy to dobry pomysł
- On się zakochał w Tobie, na pewno, a jak nie to się zaraz zakocha, po obiedzie na pewno
- Idz, wystrój się, wymaluj, rozkochaj w sobie i przestań się odzywać. Niech mają! Zrób tak, zrób, zrób, zrób
- Nie umiem. Nie chcę się mu podobać. Jeśłi pójdę to ubana w wyciągnięty sweter i bez makijażu. Kiedys tak zrobiłam w ramach eksperymentu. Nic nie dało. Przesłąnia nie odebrał
- Pewnie go słowem oczarowałaś
- Wredotą chyba i uszczypliwością
- Idź na ten obiad! Ja taka ciekawa jestem co wyniknie
- Nic nie wyniknie, nie pójdę dla Twojej frajdy

I taaaakie nie kończące się. Iść czy nie iść? Z igły widły, a danie stygnie :)

czwartek, 7 października 2010

Listy ludzie słali

W piątek rozpocznie się ładne święto- Tydzień Pisania Listów. Napiszę coś do każdej ważnej dla mnie osoby. Zapakuję w kopertę, nakleję znaczek i wrzucę do skrzynki. Żal mi, że zanikają listowe zwyczaje. Czasem wysyła się kartkę z wakacji, chociaż i tak teraz częściej jest sms z pozdrowieniami. Szkoda, uwielbiam pisać listy, myśląc w tym czasie o odbiorcy, a jeszcze bardzie, pewnie jak każdy, lubię je dostawać.
Jakaś magia, czar, tajemnica i sentyment, wiele rzeczy schowane w kopercie, którą później ktoś rozrywa...:)

Dziś już nic więcej. Uśmiechu dużo we mnie.
W nocy na zielonym tle anioła namalowałam. Mojego Stróża.

środa, 6 października 2010

Podarty rozkład

Wychodzi rano uśmiechnięta z domu, zamyka drzwi i zbiegając po schodach w myślach układa plan dnia, myśli o kolejności wykonywania obowiązków i późniejszym odpoczynku. Po niecałej godzinie zamyka inne drzwi. Blada. Gdyby musiała coś powiedzieć, nie potrafiłaby. Nawet myśli zdawały się gdzieś ulotnić. Wsiada do samochodu. Ręce i nogi trzęsą się. Jakimś młotem w głowę dostała. Nie może prowadzić. Przejdzie się. Ludzie na zakupach, w drodze do pracy, szkoły. Tacy zwyczajni, jak każdego dnia. Chciałaby płakać, nie może sobie na to pozwolić. Pójdzie do pracy i jak gdyby nigdy nic zajmie się tym, czym powinna. Nie ma już rozkładu dnia dzisiejszego, ani jutrzejszego, nie ma planów (jakich planów?!). Pustka. Nic. Marzy żeby przyszedł już wieczór. Wtedy popłacze, a może spakuje się i pojedzie gdzieś na chwilę. Nie, nie można tak gnać bez końca, musi być silna. Nie powie nikomu, po co inni mają sobie czymś jej zaprzątać głowę? Nie zniosłaby ani jednego pytania. Jeszcze nie. Może zaśnie, przecież jest szansa, że za tydzień znów wyjdzie słońce.

sobota, 2 października 2010

szept wstydu nie zna

Kogo...czego słuchać, gdy tyle głosów wokół?
Serce szepce do ucha po cichu swoje, głowa rozumu nie wyzbyta krzyczy co innego, a obce zupełnie głosy mówią rozkazująco co czynić. Co dalej? Zbyt wiele we mnie wątpliwości, niepewności, wszystko posypało się na zbyt wiele części, bym była w stanie podjąć decyzję. Nie ważne, czy słuszną, ale jakąś w ogóle. By nikomu nie było źle. Walczyć? Poddać się? Iść na łatwiznę? Nie robić nic? Czegokolwiek bym nie uczyniła, mam wrażenie, że kiedyś będę żałowała. Ale zawsze byłam zwolenniczką twierdzenia, że lepiej coś zrobić i żałować niż żałować, że się nie zrobiło. Ale...co ja mogę? Czasem nasz los wcale nie w naszych rękach. I say a little prayer...

ciii...

"Otwarty Mikrofon", "Szansa na sukces" i "Jaka to melodia" w wersji samochodowej i parkowej. W duszy jakaś "nieswojość".

- A może coś Ci zagrać?
- Zagrać, zagrać
- Na wesoło?
- Tylko na wesoło
- Ale nie śpiewaj, ok?
- Dlaczego?
- Po prostu nie śpiewaj
- ok

Nie śpiewałam bo nie znałam słów trochę znanych, trochę zmyślonych, trochę z innego języka zapożyczonych. Zdecydowanie na wesoło.
Zimny ten październik, dopiero co przyszedł a już postraszył. Gdyby nie wyszukane w czyjejś szafie odpowiednie odzienie, noc nie byłaby tak udana.

Powstrzymuje się przed pisaniem o tym co dzieje się wokół i w środku, we mnie. Nie z obawy, nie z tajemniczości, ale z jakiegoś strachu, obawy. Słowa wypowiadane głośno stają się ciałem. Wyobrażam sobie, że jak czegoś nie mówię głośno to tego nie ma, albo jest tylko trochę i jak się poudaje, że nie istnieje, to zniknie samo.


Rudość mi minęła i wredota w rudości swoje źródło mająca też.