środa, 6 października 2010
Podarty rozkład
Wychodzi rano uśmiechnięta z domu, zamyka drzwi i zbiegając po schodach w myślach układa plan dnia, myśli o kolejności wykonywania obowiązków i późniejszym odpoczynku. Po niecałej godzinie zamyka inne drzwi. Blada. Gdyby musiała coś powiedzieć, nie potrafiłaby. Nawet myśli zdawały się gdzieś ulotnić. Wsiada do samochodu. Ręce i nogi trzęsą się. Jakimś młotem w głowę dostała. Nie może prowadzić. Przejdzie się. Ludzie na zakupach, w drodze do pracy, szkoły. Tacy zwyczajni, jak każdego dnia. Chciałaby płakać, nie może sobie na to pozwolić. Pójdzie do pracy i jak gdyby nigdy nic zajmie się tym, czym powinna. Nie ma już rozkładu dnia dzisiejszego, ani jutrzejszego, nie ma planów (jakich planów?!). Pustka. Nic. Marzy żeby przyszedł już wieczór. Wtedy popłacze, a może spakuje się i pojedzie gdzieś na chwilę. Nie, nie można tak gnać bez końca, musi być silna. Nie powie nikomu, po co inni mają sobie czymś jej zaprzątać głowę? Nie zniosłaby ani jednego pytania. Jeszcze nie. Może zaśnie, przecież jest szansa, że za tydzień znów wyjdzie słońce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz