Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

czwartek, 29 lipca 2010

wstyd wstydowi

Dwudniowy urlop będzie wyglądał tak, jak normalny weekend:) Czyli zapracowany. Ale wierzę, że udany. Dziś, MIMO WSZYSTKO, nastrój bardzo pozytywny. Może to przez ilość zjedzonych "szklaków".
Zaczynam rozumieć. Wiele. Cieszy mnie to. Tak zwyczajnie. A może to bieganie po lesie w strugach deszczu tak pozytywnie mnie nastroiło.
Czyjś wstyd nie za mnie, ale mnie, stał się dla mnie nie tyle przykry, co śmieszny. Z coraz większym sarkazmem zaczynam postrzegać taki...w tym przypadku egoizm.
I tak sobie myślę, czy i jak często:) nie zdarza mi się wstydzić kogoś. Bo za kogoś zdarzało się swojego czasu nie raz. Teraz patrzę na to z niedowierzaniem. Może już nie będę, może wyrosłam i wiem, że inni, dorośli ludzie, sami odpowiadają za swoje czyny i słowa.

wtorek, 27 lipca 2010

poranki

Pamiętaj rano, gdy wstaniesz, chodź na palcach. Postaraj się nie budzić mnie, gdy znów będziesz wychodzić z myślą- nie wrócę nigdy.

poniedziałek, 26 lipca 2010

falowanie i spadanie

Dzieje się i dzieje. Gnam nie wiadomo dokąd. Co sił w nogach. Uciekam. Gonię, nie mogąc doścignąć czegośtam. Potykam się przy tym o własne kończyny. Nie zatrzymujcie świata, nie zatrzymujcie mnie. Niech trwa ta kołomyja. Zacisnę zęby i przetrwam. Poszybuję trochę przy tym w okolicach chmurek. Może spadnę, ale może uda mi się unosić nad ziemią dłużej.

niedziela, 25 lipca 2010

gimnazjum

W przerwach między pracą a pracą błąkam się z kąta w kąt. Nie, wcale mnie się to nie podoba. Że tak sobie pozwolę- no żesz k.... mać !
"Drzewo nigdy nie smagane wiatrem rzadko kiedy wyrasta na silne i zdrowe" - powtarzam sobie jak mantrę. Tylko, że ja już wyrosnąć powinnam z takich chwiejności.

"Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć, miniesz - a więc to jest piękne". Jakże daleko mi do tego piękna.

Zła jestem. Zła na cały świat i na wszystko wokół. Wiem, minie, chociaż będzie wracać. I wracać i wracać. Ale minie. Zawsze mija. Wrrr.

Nie biegałam, nie pływałam, na rolkach nie jeździłam. Zdecydowanie za mało dziś wysiłku fizycznego. Obawiam się urlopu. Ot tak, że brak pracy namiesza mi znów w głowie. Muszę sobie czas zaplanować od A do Z, by podczas wolnego zbyt dużo wolnego nie mieć.

Gimnazjalistką zalatuje. Pytasz co myślę. Nie chcę o tym mówić. Po co?
Wolałabym martwić się o zeszyty i podręczniki, które trzeba kupić na nadchodzący rok szkolny. Kiedy to było...
Siły mi dajcie, siły, by wieczory kończyły się dobrze.

czwartek, 22 lipca 2010

gratisy

Przyszła i zaczęła. A gdy już zaczęła to i skończyć nie mogła.
- Chciałam mu obiady gotować, jego bieliznę prać z moją bielizną. I wierszem chciałam mówić do niego. I wiesz co? On niczego nie chciał! Bo on chyba pieniądze wybrał. Albo chce Sam być Sobie Kapitanem, Sternikiem, Majtkiem, Żaglem, Sterem, Okrętem. Niczego nie chciał a ja mu wszystko byłam gotowa oddać i chyba dlatego poszedł do innej, ona była "czasowo niedostępna". Jak będzie ją miał, weźmie się za kolejną. Taki casanova od siedmiu boleści. I sypiać z nim chciałam, nawet jak ochoty nie miałam. Nie odmawiał, chociaż tego nie umiał mi odmówić. A mnie to cieszyło. W końcu pomyślałam, że to nie darmowy hotel z dziwką i kolacją gratis. Nie chciałam tak dłużej. On też nie, zniknął. A ja jego skarpetki chciałam z moimi prać...
- Na zdrowie!
Śmiechu było co nie miara, gdy otwierałyśmy drugą butelkę wina.

onegdaj





Zgryzota.
Wpędzam się w sidła. Kuszę los, a później znów pluję sobie w brodę. Nie umiem wyciągać wniosków z tego, co się zdarzyło, a zdarzenia których onegdaj doświadczyłam nie stanowią przestrogi. Głupiaś. I tyle. Zachowuję siebie i może stad wiele zdarzeń, nie udaję, że czegoś nie ma, skoro stoi krok za mną. Czasem oszukuję na chwilę swoją głowę. Że woda poza tym, że chłodzi ciało, działa kojąco na duszę, Czasem nawet sobie wierzę.

- Jeden pan wygrał nagrodę. Czy byłaby pani zainteresowana przyjściem do nas, kiedy będzie ją odbierał?
- Jasne, mogę wpaść. Gdzie? Kiedy? O której?
- (pada adres) A czy mógłbym zadzwonić jeszcze przed spotkaniem, żeby potwierdzić Pani obecność?
- Oczywiście, proszę zadzwonić w poniedziałek
- Bo wie Pani, jak Pani przyjdzie zrobimy imprezę z pompą a jeśli nie- bez pompy

I jak mogłabym zwycięzcę "pompy" pozbawić?

środa, 21 lipca 2010

Ta pamięć moja wciąż zapamiętać nie może, że zapomnieć powinna.

wtorek, 20 lipca 2010

Gruzowisko

No i moje poczucie mądrości legło w gruzach. Ot tak,bez konkretnego powodu. Gubię się. Albo inaczej, nie mogę się odnaleźć. Gdzie ta siła, która karze do przodu kroczyć pewnie? Wierzyłam w zbyt wiele rzeczy, myślałam, że może być dobrze, staram się wciąż pogodnie patrzeć w przyszłość. To trudne.

poniedziałek, 19 lipca 2010

DL vel Dolores



Powoli, stawiając ostrożnie niewielkie kroki staram się wracać do rzeczywistości. Może lepiej byłoby od razu rzucić się na głęboką wodę. Ale to duże ryzyko. Obawiam się jego podjęcia, nie wiem, czy bym podołała a jeśli tak, jak by to się mogło skończyć. Unicestwianie kończy się. Trzeba iść dalej, w miarę możliwości, z podniesioną głową. A najlepiej nie myśleć. W ogóle.


Kilka dni temu, zwodowaliśmy naszą łupinkę. Nie żaden kupiony plastik, ale starą, robioną kiedyś przez kilka lat przez tatę, Dory. Oldtimer pierwsza klasa. Stylu niejeden mógłby jej pozazdrościć. Zbyt licznej załogi nie pomieści, ale sunie dzielnie po falach, zadziwiając wszystkich fokiem, grotem i bezanem. Niewielki dwumasztowiec na mazurskich jeziorach jakiś czas temu nie wzbudzał sensacji, w dobie jachtów którytojestdłuższy, piękniejszy i ma więcej full opcji, intryguje. A jest nasz. Ha! Ciągnie na wodę. Nie wiem kiedy, nie wiem z kim, ale nie odpuszczę, poczekam grzecznie albo i nie na urlop i wezmę się za stawianie żagli. Kiedyś przecież umiałam.

Sama uroczystość załadowania drewnianej łódeczki do wody odbyła się w przyjemnej, wesołej, a co najważniejsze zupełnie bezstresowej atmosferze. Towarzyszący nam najmłodszy, bo dziesięciomiesięczny załogant dzielnie obserwował wszystko ze swojego leżaczka nie pisknowszy ani razu. Zapakowaliśmy do łajby co trzeba- od materacy, ubrań, przez liny, linki, worki, kapoki, po silnik, jedzenie, itd. i pomknęła prowadzona przez sternika przed siebie. Dziś pewnie jest gdzieś w okolicach Węgorzewa.
Ahoj!

Nie spotkać siebie

Zmądrzałam. Nie połknęłam encyklopedii, nie zgłębiłam tajników wszechświata, ani nawet praw fizyki ale zmądrzałam. Tak czuje. Nie oznacza to, że z czymkolwiek jest sobie łatwiej poradzić i cokolwiek jest prostsze, ale jest świadomość, że te emocje są moje.
Wiem już czego nie chcę, wiem, jak nie chcę żyć. Potrzebuję spokoju wewnątrz z nutką szczęścia. Tyle wystarczy. Wiem, gdzie tego nie znajdę. Nie wiem, co prawda, gdzie znajdę i czy w ogóle znajdę, ale wiem, w którą stronę nie powinnam iść.
Tłumaczę sobie różne rzeczy w mało logiczny sposób, ale tłumaczę i tak jest lepiej. Wymyślam historie, które się zdarzyły, by śmielej iść do przodu. Przeinaczam przeszłość, zmieniam teraźniejszość. W głowie, bo tylko tak potrafię. Jaźń mi się rozdwoiła...

niedziela, 18 lipca 2010

Bez...

Wyprana z resztek sił. Weekend nie był łaskawy. Gonitwa od rana do wieczora. Marzy mi się spokojny, długi sen. Kiedy przyjdzie?
Wyczerpujące emocje. Wrak dziś ze mnie. To wszystko.

sobota, 10 lipca 2010

abstrakcjonizm

Praca na plaży,, wierzcie mi, jest męcząca. Po 1. tłum, po 2.upał, po 3. parzący stopy piasek, po 4. nie można ochłodzić się w jeziorze (w pracy tak jakoś nie wypada, chociaż kostium pod kiecką jest), po 5. brak zadaszenia w okolicach sceny, po 6. w jasności słabo widać jak zdjęcia wyszły, po 6., 7., 8,....UPAŁ
A wcześniej.

Wybrałam się do galerii. Drzwi zamknięte. Dzwonię i czekam. Otwiera Pan Artysta. W pośpiechu ubiera się i zaprasza do środka. Na ścianach wiesza obrazy, szykuje lokum na wernisaż młodej malarki. Obrazom trzeba przyjrzeć się uważnie. I nie ma, że nie wiem, co autorka chciała przez nie przekazać. Tego nikt wiedzieć nie może. Nieco na trop mogą naprowadzić tytuły poszczególnych prac. Nieco. Reszta pozostaje interpretacji odbiorców. Każdy zrozumie, bądź nie zrozumie, taką sztukę na swój sposób.
Rozmawiam sobie z Panem Artystą o wystawie. Tej i kolejnych. Gadamy sobie o wszystkim. Pan Artysta jest autorem kilku pomników. Ba! Nawet kapliczek i ołtarzyków. Ciekawe, spróbować odnaleźć w sobie trochę zrozumienia dla sztuki.
Zawitałam w to miejsce i... na pewno do niego wrócę.

Umyłam dziś łódeczkę. W środku. Kołysała się, mimo, że jeszcze nie jest zwodowana. Mnóstwo kurzu w środku. Wieloletniego. Ale nie o tym chciałam. W kabinie zamontowałam sobie lampkę, żeby widzieć co i jak sprzątam. Na rozgrzaną żarówkę wpadłam prawą łopatką. AŁA! Oj, na długo ślad pozostanie...Oferma ;)

ps. Prawa dłoń cała, nie boli, ale jakaś dziwna białość na niej jest...:)

piątek, 9 lipca 2010

poparzenie niewiadomego stopnia

Wstałam, co do mnie nie podobne o 6.30, niecałą godzinę później byłam już przy służbowym biureczku. Moje czy innych zdziwienie było większe?:)
Praca do 17.
Poznałam dziś niesamowitych ludzi z Pogotowia Teatralnego.
Była też szybka wizyta nad jeziorem, ależ tłum się przed wakacjami zrobił...Czasu na konie wciąż nie znalazłam i zła jestem na siebie z tego powodu.
Na plaży ktoś urządzał grilla. Pozazdrościłam. Szybkie zakupy i już rozpalałam ogień pod karkówką i skrzydełkami. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie poparzenie ręki. Boli jak cholera. A moja lewa dłoń jest mało sprawna. Lodu w zamrażalce ubywa i boję się, że nowy nie zdąży się zrobić. Oby noc była przespana. Jutro sporo obowiązków.
A grillowe zakupy robiła ze mną 14- letnia siostra. Na reds`a namawiała. Powiedziałam- jak tata pozwoli wypijesz i kupiłam dwa. Tata pomysłem wzruszony nie był. No i tak z młodą obaliłyśmy po dwie szklany. Ja rolki na nogi nakładam, a ta mi, że nie jedzie nawet rowerem, bo się przewróci i do domu poczłapała. Demoralizuję młodzież, czy lepiej, żeby ze mną tego reds`a wypiła niż z innymi gimnazjalistami w krzakach?
- Mama mi czasem kupuje, jak koleżanka u mnie nocuje- mówiła
Więc chyba do sądu mnie ta jej mama nie poda. Chyba.
Łapa boli, czas spróbować zamknąć oczy.

czwartek, 8 lipca 2010

zgrabianie

Coś mi się tu lekko daty, czy godziny przestawiają, ale tu wyższa internetowa szkoła jazdy. Niech tak zostanie :)

Obudził się we mnie dyrygent. Taki kierownik, nie tylko zamieszania. Przewodnik bo tajemniczym świecie- co? kto? dlaczego? kiedy?
Tłumacze cierpliwie, odpowiadam na wszystkie pytania, polecam, wymagam, ale też proponuję i wspieram. Poprawiam, podpowiadam. Uczę się przy tym. To dobra dla mnie rola. Wymyślam komuś, kto chce zrobić coś "fajnego", zadania. Ambitne. Sama nie próżnuje.

Czasem ta moja wiara w ludzi przeszkadza. Bo ja niekiedy ufam, że każdy jest dobry, wszyscy chcą dobrze dla innych. Naiwnie wierzę w altruizm. A przecież nie raz przekonałam się ilu jest takich co to myślą tylko o sobie, a zwłaszcza o pieniądzach. Zdarza mi się, mimo to, zapomnieć, że każde grabie grabią do siebie. Bez wyjątku. Łapię się na tym, że gdy ja chcę komuś wyświadczyć przysługę, myślę, że nawet moja własna przy tym satysfakcja to jakaś korzyść, więc bezinteresowność nie istnieje. A ja lubię pomóc komuś, nawet obcemu i nie tylko wtedy kiedy jest mi to po drodze. I absolutnie nie uważam (a tak pewnie to brzmi), że jestem dobra. Sporo głupot i krzywd w życiu wyrządziłam. Nie tylko sobie. Ale też innym, ważnym. Bo najmocniej krzywdzimy tych, którzy są nam bliscy. To słowa, które mocniej ranią niż miecze.

Ten Dżordż to nie wie

Przyłazi do mnie razu pewnego Dżordż i z nienacka strzela- weź się kobieto ogarnij (jakby nie zauważył, że jestem ostatnio ogarnięta jak mało kiedy) i się z kimś umów. Idź na randkę.
Wzięłam nieszczęsnego przyjaciela na stronę i tłumaczę mu, że ja na takie coś nie chadzam. Że mam swój ładny świat i nie randki mi w głowie.
-Dżordżu mój drogi, czyś ty z księżyca spadł? Mam tyle na głowie. Ściany mam zamiar pomalować, garderobę uporządkować i tyle obowiązków dnia codziennego. Zresztą finał Mistrzostw Świata zaraz, a czwarte miejsce brązu, nie wiem dlaczego, nie dostanie.
Ten dalej swoje.
Tłumacze więc po raz kolejny, już bez argumentów, ale coraz bardziej podirytowana- Nie, bo nie.
Nie skutkuje.
- No dobra, razu jednego miły, przystojny przedstawiciel tej gorszej niby płci zapraszał mnie na kawę. Zapraszał, sugerował, proponował, polazłam w końcu. Z zastrzeżeniem, głupim (ale zawsze): ot, koleżeńskie spotkanie żadna randka. Przystał. I co? Całkiem miło było, nie powiem. Normalnie dość. Ale do domu wróciłam z myślą- tyle rzeczy mogłam zrobić, a tyle czasu straciłam. Może i warto, bo dowiedziałam się, że nie warto. Kilka miesięcy później, piwo wypite w knajpie, która urok swój już straciła. Urok szybko stracił też ów przystojniak. Bo ja takiego nie potrzebuję. Nie, nie, wcale nie jest tak, że nie wiem, czego potrzebuje. Chcę wiedzieć po czym stąpam, spać spokojnie a wolne chwile spędzać na wspólnych szaleństwach. Tylko monotonii chyba się obawiam. Ale...Dżordż wie, że ja się takiej nie dam.
Widzę innych. Kochają się albo niby się kochają, idą razem przez życie, a zamiast stawiać kroki razem, ten daje jeden w przód, a ta do tyłu. Albo odwrotnie. Mijają się ciągle. I coraz częściej zadają sobie pytanie- po co? w imię czego? jak długo jeszcze? Nie są samotni, ale do szczęścia czegoś braknie. Jest między nimi chemia, sam kwas. Kłótnie, prowadzące nie wiadomo dokąd rozmowy, dyskusje i pewnie dziesiątki myśli- to minie, on/ona zmieni się, będzie lepiej. Rozmawiając z takimi jednostkami myślę- moje życie jest dobre. Bo przecież naprawdę jest.
Odmienię Twoje życie, wprowadzę orzeźwienie. Tak, najlepiej kubeł zimnej wody na łeb głupiej kozy. Przyda się.

Lato w pełni, a ja ani myślę wybrać się na urlop. Odnajduję się w pracy. Po pracy błądzę w krętych uliczkach małych miasteczek i polnych drogach między wioskami. Szkoda, że po takich na rolkach nie można sunąć.

Rejsowanie zdaje się być coraz bliżej, a jednocześnie wciąż stoi pod znakiem zapytania. Nie chcę się znów rozczarować i popłynąć z tęsknotą za oczekiwaniami na niewiadomoco niewiadomokiedy.
Obmyślam plany. I nic z tego nie wychodzi. Wena twórcza kończy się przy pierwszej ścianie. Chcę wierzyć, że wszystko się uda i gdzieś tam w głębi ducha faktycznie wierzę. Ale z drugiej strony, staram się twardo stąpać po ziemi i zdaje się rozróżniać rzeczy możliwe od tych nierealnych. Łatwo nie jest. Ale ze zniecierpliwieniem i podtupywaniem stópkami, wyglądam wtorku. Już niedługo, prawda? Dlaczego to jeszcze aż pięć dni? A później kolejne tygodnie i miesiące? Czas ostatnio w każdej sferze daje się porządnie we znaki. Brakuje go na wszystko. A gdy już przychodzi chwila wytchnienia, następuje czekanie. Wolę nie mieć wolnych chwil. Tak jest łatwiej. Tobie i mi.

środa, 7 lipca 2010

Nie lubię spać

Coś mnie dopadło i trzyma już od kilku dni. Ciężko to zdefiniować, ale na pewno nie jest i nie niesie za sobą niczego dobrego.
Staram się całkowicie oddać pracy. Póki co. Na brak obowiązków na szczęście narzekać nie mogę. Jutro rozpoczynam poszukiwania jakiejś uroczej stajni, gdzie będę mogła powrócić do swojej niegdyś pasji. By wieczory były cieplejsze.
I czekam. Myślę i czekam. Tydzień.
Zło przychodzi we śnie i niestety nie w tym śnie, którego rano się nie pamięta. Zostaje na całe dnie.
Dziś dostałam od znajomego do posłuchania utwór.
http://www.youtube.com/watch?v=GWwCQ3_dmdc

poniedziałek, 5 lipca 2010

Sztuka

Przychodzi. Nie. Wpada dziś do mnie starsza pani. Lat ok. 75. Sympatyczna, uśmiechnięta, prosi by nagrać jej zdjęcia na płytę. Zabieram się do pracy. Trwa kopiowanie, a my w tym czasie ucinamy sobie krótką pogawędkę.
- Wie pani, bo ja wczoraj byłam na koncercie, piękny był, więc chciałabym mieć te zdjęcia. W domu wrzucę je do komputera i obejrzę- zaczyna staruszka
Nieco zdziwiona obyciem kobiety z komputerem, pytam, czy zgrać wszystkie, czy poszukać tych, na których jest.
- Wszystkie bym chciała, przejrzę u siebie to pokasuje te, które nie będą mi potrzebne.
Wczoraj byli u mnie znajomi, też sporo zdjęć nacykaliśmy, dziś powybierałam ładniejsze i porozsyłałam wszystkim. Bo ja lubię siedzieć przy komputerze. A to na gadu gadu z kimś pogadam, a to pocztę posprawdzam, maila napisze, wiadomości poczytam. Wie pani, mąż to już mówi, że ma dość mojego przesiadywania przy komputerze, ale on nie korzysta, więc nie rozumie. Wolę to niż telewizję. Po sieci poszperam, zawsze się coś ciekawego znajdzie, a w telewizji tylko te nudne seriale. Jak już nie mam co robić, to pasjansa sobie układam. To przez wnuki musiałam nauczyć się korzystania z interneru, nie wypada, żeby ich babcia nie wiedziała co i jak.Namawiają mnie, żebym wspomnienia spisywała, bo ja jeszcze przedwojenna jestem. Pewnie, że lepiej napisać, niż opowiedzieć, bo na słuchanie mało kto ma czas, a na czytanie kiedyś się znajdzie.
A ten wczorajszy koncert był przepiękny. Vivaldi, Mozart, raj dla duszy. Od 33 lat na nie chodzę. Spotykam tan starych znajomych, zawsze jest fajnie. Zresztą, ja w ogóle taka towarzyska jestem, ciągle ktoś do mnie przyjeżdża, ludzie lubią Mazury. Dziś też gości mam, więc muszę lecieć piec ciasto...I poleciała.
)