Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

sobota, 28 grudnia 2013

Kocham, uwielbiam. Wszystkich tych, którzy, pal licho, czy nie tylko z "bo tak wypada" mówia, że ładnie wyglądam. I tych mężczyzn, co mówią, że rewelacyjnie i te kobiety, co mówią, że "normalnie". Kocham ich jak nie wiem co i chce mi się z nimi mówić, mówic, mówić :) Tak to dobrze na mnie wpływa, od razu człowiekowi wszelkie dolegliwości ustają.

piątek, 27 grudnia 2013

2,3,4. Minuty, kwadranse, godziny, odliczam nocą nie śpiąc. Nie mogę. Wstaje później o 10 czy 11 i tak półprzytomna. I chciałabym przestawić sobie ten tryb funkcjonowania na dzienny, ale nic nie poradzę na to, że zasnąć w nocy nie mogę. Dziesięć tysięcy myśli, problemów, zagwoztek.

10 tygodni mi zostało. Maluśko. I już się stresuję. Czasem zdarza mi się panika. Nic nikomu rzec nie można, bo się niepokoić będą. A ja nie dość, że się boje, to i zwyczajnie nie wyobrażam sobie ani samego porodu, ani tego co przyjdzie po. Nie wiem jak się przygotować. Nie wiem co mam, czego nie mam, cu kupić, co przynieść, co wziąć, jak złożyć, ułożyć, czego się trzymać myślami chociażby.

Nie wiem jsk pojadę do szputala, jak zniosę te 15 czy 20 godzin w bólu. A potrem kolejne i kolejne. Zniosę, bo nie ja pierwsza nie ostatnia. Potną mnie na żywca, a to podobno i tak pikuś w porównaniu z częścią właściwą. Potem też na żywca zszyją. A potem nie wiadomo co będzie potem.

Mimo wszelkich czasem naprawdę okropnych dolegliwości, czasem fajnie jest być w ciąży. Wyobrażasz sobie jak wygląda Twoja mała cząstka, Czujesz kiedy śpi, a nie śpi aż tak często jak by się mogło wydawać, Czujesz, że wyczuwa Twoje nastroje i że lubi pomarańcze ;) I wiesz gdzie rękę wkłada, a gdzie nogę. Tylko z tą grubością ciężko znieść siebie  Już mi się chce zacząć zrzucać. Chodzić, ćwiczyć, cokolwiek, byle się ruszać i gubić tłuszczowy balast.

I do ludzi się chce. Tu boli, tu uciska, tu niedobrze. A ja bym poszła, posiedziałą pół nocy na pogaduchach, zatańczyła. Ok, to może nie teraz. Ale i przez najbliższe miesiace, a może i lata też nie.
Taka kolej rzeczy, wiem, i świadomy wybór do tego. Ale tęskno mi do beztroskich czasów.

Teraz jakieś pytania dziwne. To powinnam, tego nie mogę. I czemu sama ciągle siedzę. A do tego mordercze pytanie świątecze- czy świadomie zdecydowałam się na samotne macierzyństwo. Odpadłam.

Wpadam na takie spotkanie przy stole, jakich oststnio w nadmiarze było, i czuję te spojrzania. Sama? Z brzuchem? Piechotą przyszła? Wczoraj też była? I niee, nikt nic nie powie, tylko patrzą po sobie, po mnie, jakby niestosownego pytania zadać nie chcieli. A to wszystko proste jest przecież- tata i mama mają swoje rodziny.A do tego mama źle się czuję i leży, wymiotuje, śpi, a tata ma swoją rodzinę. Byl przecież dwie godzinki. Powytykał, pozarzucał, poatakował i wrócił do swojej. Na szczęście, bo dłużej bym nie zniosła słuchania że zła kobieta jestem.

No i najlepsze są sugestie, że nie dbam o siebie... Bo na przykład mdli mnie i w łóżku leżę. Litości.
I nieważne, czy źle się czuję, że ruszyć się czasem nie mogę i wsparcia zero. Nie, nie, ważne  jest to, że rodzina się dziwi, że nie przyjadę. Ja nie przyjadę w odwiedziny. 

sobota, 21 grudnia 2013

Zachowanie niektórych osób wprawia mnie w osłupienie. Najbardziej zdarzające się ostatnio macaie brzucha jeszcze przed dokończeniem pytania "mogę dotknąć?" albo i wcale bez niego.

Czymś na porządku dziennym jest też zaglądanie w talerz. Czy oby nie za mało, nie za dużo, bo nie powinnam się przejadać i czy oby na pewno "możesz to jeść?". Na tym nie koniec, bo oni już spieszą z radami, że tego lepiej nie, to jest zdrowe i jak najbardziej. Nie lubisz? Ale to przecież potas, dla dziecka...
Kawę pijesz? Aha, lekarz pozwolił, ale to chyba jedną jakąś słabą? Cukierków nie jedz. A może masz ochotę na czekoladę, nie, powinnaś jeść jabłka KONIECZNIE, ale Ty to na pewno śledzia byś zjadła. Taaaa...zjadłabym rozum, gdybym Was słuchała.

Na tym nie koniec, bo zdarza się usłyszeć wypowiedziane załamanym głosem- jak Wy dacie sobie radę...no tak dorośli jesteście, poradzicie sobie, ale wychować dziecko to nie takie proste. Taaa, widzimy po sobie.

I tak ludzie ręce nade mną załamują. Bo gdzie mi do macierzyństwa...
Są i stwierdzenia babci przyszłej, ze ona to żałuje teraz, że rad swojej teściowej nie słuchała....Stąd pewnie troska o to, bym ja tego błędu nie popełniła. Chociaż i tak nie przebije nic tego jak ostatnio mi poowiedziala "No, ale się gruba zrobiłaś". Oj, przepraszam, że w ósmy miesiąc najpierw wszedł brzuch, a później ja. To ja już dziękuję za kolację. Tak, dokładnie, będę głodzić dziecko.

A i jeszcze troskliwe pytania z cyklu- możesz JESZCZE sama buty zawiązywać? Jak idziesz po schodach do mieszkania to robisz sobie przystanki? Robie, co drugi schodek, sprawdzam, czy mi wody nie odeszły. Ty sama pojechałaś do lekarza?

Ok, nie jest już lekko. Szczególnie wstawać parokrotnie nocą do toalety gdy człowiekowi tak się dobrze leży. Ale wstaję , po schodach chodze bez przystanku JESZCZE, jak czegoś zapomnę wracam na trzecie piętro. Nikt sam nie pomyśli, żeby mnie w tym wyręczyć, a  wolę poczłapać niż znów zsłyszeć "O Bożeee". Jem co chcę i ile chcę, wychodzę jak mi się chcę i wracam kiedy chcę.

Zapomniałabym  o pracy, a to przecież tak ważny element naszego życia, że inni nie mogą sie oprzeć ingerowaniu. Jak pracujesz to...siódmy/.ósmy miesiąc, mogłabyś już odpuścić. Po co masz pracować, jak 100 procent Ci płacą? Kiedyś to tak dobrze nie było. Nie pracuj już, jeszcze się napracujesz, korzystaj z wolnego. Pewnie już Ci się nie chce chodzić do pracy. Pewnie, tyle latania, a Tobie już ciężko.
I o czym tu dyskutować. Chciałabym pracować,bo lubię to co robię, ale już nie mogę. Kropka.

A jak się czujesz? Jak dziecko? Pytają wszyscy oczekując odpowiedzi pełnych radosnego świergolenia. Włoż na siebię z 10 dodatkowych kilogramów, nie śpij w nocy, ciągle odwiedzaj toaletę, czuj się jak słoń w każdym ubraniu, miej mdłości po jedzeniu, ale i nieustanny  głód. Poświergolisz? Ok, czujesz jak od środka Cię potomek przywołuje do porządku i nie możesz się nie uśmiechnąć.


Na deser- imię. Bo chyba nie wybierzemy pierwszego lepszego? To to nie, to też nie, to brzydkie, tak ma na imie nielubiany kolega, to może być, ale czy jakiś międzynarodowy odpowiednik jest? A może po (pra)dziadku albo tak jak sąsiad?  A może nazwiecie tak, jak nazwali tamci? A zresztą, po co wymyślać, wezmę kalendarz i coś wybierzeMY. Litości. Żałuję, że w ogóle temat powstał i mówiłam innym jakie imię. Po porodzie, jakby dało się na tacy dziecko już z imieniem, byłby spokój. 
znów nie śpię, może to już dla zasady ;)

piątek, 20 grudnia 2013

Zakupy zrobione, choinka postawiona, prezenty zapakowane, portfel opróżniony. Byle przetrwać do końca świąt.
Wielokrotnie dyskutowałam z tatą na temat pewnej rodziny. Dość bliskiej nam zresztą. Chodzi o fakt, że jest w niej czworo dzieci, a najsilniejszy czuje się ten, który robi jak najmniej. To jakby niepisana zasada, wygrywa nicnierobienie, a skoro Ty coś robisz, przegrywasz i inni mają z tego frajdę. Dziwne, bo chodzi np o odkurzenie, pomoc w myciu okien, przyniesienie zakupów, zrobienie obiadu, itd. Zwycięzcą czuje się faktyczny przegrany i absolutnie nikt w tej rodzinie tego nie rozumie. Tak jest. U mnie od kiedy pamiętam ten, który nie zrobi, bądź zrobić nie może (jak ja teraz np) czuje się zwyczajnie źle, ma wyrzuty sumienia i stara się pomóc w jakiś inny sposób.
I właśnie trzymając się już mojej osoby sądziłam, ze moja pomoc może być pomocą Jego, skoro jest obok. Nic bardziej mylnego.
Każda prośba, nawet jesli ostatecznie spełniona, spotyka się z "O Bożeeeee" i np wymachiwaniem papierami przed nosem, bo tyle roboty. W związku z powyższym i wszechobecnym problemem zrobienia czegoś dla drugiej osoby, czegoś wymagającego choćby namiastki wysiłku, ubolewaniem, że czegoś ktoś chce, a nie ma czasu/chęci/potrzeby/sposobności, dziś o pomoc poprosiłam kolegę. Możnaby rzec pierwszego  z brzegu. Czy pomoże mi coś wnieść po schodach. Oczywiście, najpierw z dziewczyną zrobi zakupy, do domu zaniesie,  a później pomoże mi. Chociaż jak trzeba, to zwolni się z pracy i od razu przyjedzie. To przecież takie naturalne. Zrobiłabym tak samo. A problem może tkwić tu, że On innym może też by pomógł, ale mi nie. Bo bliskim się odmawia, a obcy może sobie źle pomyśleć o nas.

I taka jestem potrzebna- na święta, żeby dobrze wpasować się w rodzinny obrazek, bo ktoś coś pomyśli.. Otóż- mówiąc krótko- "O Bożeeeee, teeeeraz?". Dlaczego mam spotykać się z tymi, dla których ja i dziecko zdarzyliśmy się więc musimy być? Nieco więcej wart jest człowiek.

A na sylwestra jak będę pójdziemy spać, a jak mnie nie będzie,  będzie impreza. Nigdy nie czułam się tak wartościowym człowiekiem, jak pozwala mi się czuć Ten. Ale jest mi już i tak wszystko jedno. To ja sobie wczoraj dupkę niemowlaczka pooglądałam i widziałam przepływ krwi. Ja bym za stówkę czy dwie tego nie przegapiła, ale to jestem ja.

środa, 18 grudnia 2013

wtorek, 17 grudnia 2013

Jak na karuzeli, huśtawce.
Dziś był dobry dzień. Ciężko nosić przed sobą brzuch, bo nie oszukujmy się, to nie jest naturalna postawa. Ale nie było dziś żadnego bólu, irytacji, złości. Błogość i pomroczność całkowita. Kupiłam malutki sweterek. A mówiłam, że już nie będę ;)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Ja jebie. Znów noc nie przespana, wymioty i ból głowy. Pierdolę nie wstaje, nie ma po co.

i ch.. radości, poradnikowo.

niedziela, 15 grudnia 2013

Takie zwykle badanie

Dwa tygodnie wycięte z życia, pełne nerwów, niepokoju, niepewności i obawy. Tyle kosztowała mnie rażąca pomyłka, jakiej dopuściło się laboratorium wykonując proste, wydawałoby się, badanie.
Test tolerancji glukozy ma wykazać bądź wykluczyć wystąpienie cukrzycy ciążowej.
Bez obawy poszłam na badanie, uznając je za jedno z wielu, jakie trzeba wykonać będąc w ciąży.
Polega ono na pobraniu na czczo krwi z żyły, wypiciu roztworu glukozy (75g), pozostaniu w spoczynku- pozycji siedzącej lub leżącej przez dwie godziny, po których drugi raz pobiera się krew z żyły i sprawdza poziom cukru. Jeśli jest zbyt wysoki, należy udać sie do diabetologa celem ustalenia bezpiecznej dla dziecka i mamy diety i uważać do końca ciąży, a nawet po.
U mnie badanie przebiegło inaczej. Po pierwszym pobraniu krwi pani z laboratorium odesłała mnie do domu. Poszłam, wróciłam po dwóch godzinach będąc, zgodnie z wytycznymi wciąż na czczo. Pani po pierwszej próbie wkucia w żyłę, stwierdziła, ze nie da rady i pobierze krew z palca. Wynik - 229. Mniej więcej dwukrotnie wyższy niż być powinien. Zdziwiona pyta czy na pewno nie jadłam w ciągu minionych dwóch godzin, oczywiście- nie.
Sugeruję powtórzenie badanie, ale słyszę, że nie ma sensu,  a z wynikiem trzeba do lekarza.
Zapoznaję się  w Internecie z opieniami, normami wyników dla tego badania i widząc, że nie jest dobrze w panice poszukuję lekarza. Udaje mi się zdobyć skierowanie do diabetologa, dzwonię, wizyta...za ok. miesiac. Nie wiem co jeść, czego nie jeść, czego unikać, nie wiem nic.
Nie bez znajomości udaje mi się po paru dniach dostać do innego diabetologa- patrzy na wynik i mówi z pewnością- cukrzyca. Wcale nie ciażowa tylko normalna, typu 2, która mi się w ciązy ujawniła. Ptawdopodobnie trzeba będzie stosować insulinę. Póki co zaleca  dietę, mierzyć cukier, kieruje do szpitala. NIe ukrywa, że najchętniej odesłałąby mnie do placówki wojewódzkiej, bo tam zajmują się takimi przypadkami. Znów stres, strach, obawa co będzie, czy dziecko urodzi się zdrowe, bo że przez cesarskie cięcie jestem pewna, ile spędzę w szpitalu, czy do końca ciąży, tydzień, czy miesiąc, nie wiem nic....
Ochłonowszy nieco udaję się jeszcze tego samego dnia do lekarza prowadzącego. Opowiadam całą sytuację, pani doktor kłócić sie z diagnozami innych lekarzy nie chce, ale sugeruje, że badanie zostało źle przeprowadzone. Kieruje do szpitala na powtórne wykonanie testu i pomiary cukru. Kolejne dni pełne obaw, a po nich wyjazd do szpitala, ponowny test, pomiar cuktów, dieta.... i czekanie na wyniki.
Po trzech dniach lekarz ocenia, ze nie jest źle i cukrzycy prawdopodobnie nie ma, ale należy skonsultować się ze specjalistą, diabetologiem, do którego mnie kieruje . Kolejne dnni w stresie i niepewności, czekaniu i nerwach co przyniesie wizyta u kolejnego lekarza. W końcu, dokładnie po dwóch tygodniach słyszę- może Pani normalnie funkcjonować, a wynik z laboratorium wyrzucić do śmietnika. Oddycham z ulgą. Dopytuję, czy na pewno, czy jakiś batonik mogę zjeść, ciastko, cokolwiek. Pani doktor doradza owoce i warzywa, ale nie zabrania słodyczy. Bo poza nerwami, jestem wygłodniała, zero cuktu czy to w herbacie, czy chlebie, płatkach- nic, podczas gdy  miałam wrażenie, że wszyscy dookoła się objadają. Podobni odzwyczajenie się od cukru zajmuje trzy miesiące. Na pewno bym dała radę, ale sprawdzać tego nie musiałam.
Doabetolog powtarza słowa mojego lekarza prowadzącego- jak powinno wyglądać badanie i nie kryje oburzenia jego faktyczynym wykonaniem . Pytanie- co by było, gdybym pojechała do szpitala wojewódzkiego, poleżała na oddziale wewnętrznym bez powtórzenia testu. Ile czasu zajęłoby dojście do faktycznej oceny nie wystąpienia cukrzycy, gdybym sama za tym nie ganiała. Ile stresu i nerwów jeszcze by z moim dzieckiem igrało? Ile łez i strachu by mnie czekało, nocy i dni w szpitalnych murach?
Idąc na badanie oddajemy się w ręce specjalistów, ufamy im, a lekarz na podstawie wyników badań, jakie nam wręczają, diagnozuje. Nikt nie jest przecież w stanie sprawdzać wyniku każdego badania, od jego prawidłowego wykonania jest laboratorium, z jego "świstkiem" nikt nir dyskutuje. Jak ufać teraz dobrym/ złym wynikom? Jak zawierzać pracownikom laboratoriów,  gdy jedna pani jednym badaniem zafundowałą tyle "atrakcji""? Czy pacjent ma obowiązek posiadania wiedzy jak dokładnie powinno wyglądać badanie, czy oddając się w ręce fachowców powinien mieć pewność, że zostanie ono należycie wykonane? Chyba nie ma co do tego wątpliwości.

A ja sobie spokojnie mogę zjadac dwa kilo pomarańczy albo mandarynek dziennie. 

piątek, 13 grudnia 2013

Obejrzałam dziś pierwsze lokum z cyklu "samotna z dzieckiem". Rudera z szarymi ścianami. Na takie swobodnie byłoby mnie stać. Czy wytrzymamy? Myślę sobie, że to tak mało istotne gdzie, a ważniejsze z kim. Zobaczę coś jeszcze, zadecyduję i poniosę tobołek.

Myślę sobie tylko, że może nie musi to być tu, tylko w jakiejś wiosce poPGRowskiej w bloku gdzieś albo w miasteczku mniejszym w okolicy. Tylko jak się tam dostać teraz to nie wiem.

czwartek, 12 grudnia 2013

Nie ma co tu kryć. Moje życie kręci się już tylko wokół brzucha i jego ruchomej zawartości. Dziś wzięłam aparat i sama sobie zdjęcia zrobiłam, zeby moje dziecko nie pomyślało kiedyś, że nie jest moje. 

środa, 11 grudnia 2013

czekałam długo
wspierałam włosy na ręce
podpórkę robiłam włosom
z moich rąk samotnych z palców
usta oszukiwałam pieszczotą
kolorowej szminki
czekajcie - mówiłam ustom -
przyfruną pocałunki
opadną
rojem pszczół w wasze różowe wnętrze
i piersi dotykałam ręką
szeptałam w uniesione końce
czekajcie - przyjdzie ten
w którego rak zagłębieniu
znajdziecie przystań spokojną
i nóg strzelistym wieżom
odwróconym w dół
kłamałam - przyjdzie
i drżały - wierząc

teraz - rzucam to wszystko
w chłodną taflę lustra
jak w głęboki staw
i odwracam twarz i się śmieję

Halina Poświatowska pięknie piórem pokierowała


Drugi spacer, po ciemności. Tylko to "jest niebezpiecznie, nie idź sama". Nie mam pojęcia co mi się mogłoby stać. Nikt uwagi na mnie nie zwróci przecież na ulicy.

w planie

Zdarza się chyba każdemu usłyszeć czasem odpowiedź na propozycję "Ok, nie mam planów". Albo- niestety- mi się zdarza. Nie rozumiem, nie pojmuję, nie lubię.


Pytasz kogoś, czy wpadnie na herbatę i słyszysz- jak nie będziemy mieli innych planów to ok, albo- póki co nie mamy innych planów, albo-ok, bo planów nie mamy. Dyskutowaliśmy ostatnio o tym, o przykrości jaką można komuś sprawić takimi słowami.
Jest jedna konkluzja, o której sama nie pomyślałam, to chęć pokazania że ma się ciekawsze życie niż inni, fajne plany, spędza się czas oryginalnie z lepszymi znajomymi, a wy jesteście wtedy jak nic innego nie wypali. Cholernie przykre myślę sobię. Staram się zawsze podawać powód odmowy jakiejś propozycji, ale na pewno zdarzyło mi się napomnknąć o innych planach. Niedobrze. Ale jak słyszę- może wspólnie spędzimy Sylwester, bo ci czy tamci mówią, że innych planów nie mają i mogą z nami... Jeju. Wymyślam pewnie. Bo dziś 11.12.13.
Poszłam dziś po lodzie do lasu. Mokro, smętnie, szaro, smutno. Ileż brakuje tym drzewom do tych wiosenno- letnich... Aż się człowiekowi uśmiechnąć nie chce.
Trochę w tym wszystkim tylko myśli czy na pewno nic się nie stanie, jeśli się noga poślizgnie na tym podłożu zimowym, ale trzeba czasem wyjść z domu. Samemu. Oczywiście.

wtorek, 10 grudnia 2013

Kurczę, no nie wiem ile osób jednego dnia kupi majtki albo rajtuzki na rynku, że przy minusowych temperaturach stoi tam tylu sprzedawców. Jest gwarno i pogodnie. Co nie zmienia faktu, że zbytu dużego te galoty po prostu mieć nie mogą. Praca jest i to wcale nie łatwa, dlatego nie wiem, czy współczuć czy podziwiać za wiarę i wytrwałość. Gaci nie kupiłam. Mam już.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

GENERALNIE to jest mi wszystko jedno.
Ignoruję już pytania- gdzie jest? dlaczego nie odwiedza? nie interesuje się? nikt nie zadzwoni?
A to nikt to chyba w znaczeniu rodziny, ale pewności nie mam, nie intersuję się. Nie odpowiadam, nie komentuje, mówię krótko, że  to nie do mnie powinny być pytania. I wsio. Już nawet to kiwanie głową z politowaniem mnie nie irytuje. Nie zauważam. Ktoś współczuje,  nie rozumie, dziwi się? To nie mój problem. Ja wiem z kim i na czym stoję.
Przestałam się wkurzać, że nadrzędną wartością jest K- kwota, klient, kasa, a potrzeby są materialne, innych nie odnotowano. Sama się wesprę myślą dobrą, którą ściągnę po tej złej, sama sobie czas zagospodaruje, a i o samopoczuciu opowiem komuś (samopoczucie to bardzo ważna sprawa jak się okazuje, mnóstwo osób o nie pyta- bliżsi, dalsi, rodzina, znajomi, a nawet niemal obcy ludzie). Już nie oczekuję zainteresowania, bliskości ani nawet K, czuję się N- nieatrakcyjna wizualnie i intelektualnie, ale wewnętrznie bogata jak nigdy. A jak słyszę jeszczę mające dowalić leżącemu- o grubym tyłku, to wiem, że z człowiekiem na poziomie do czynienia nie mam. Dlatego jest mi wszystko jedno.
Poczucie, że odwiedziny w szpitalu są taakie męczące, tyyyle zachodu i poświęcenia wymagają, taaaak trudno było na chwilę odstawić K, by się na nie zdobyć. Zaraz zaraz jakie odstawić, przecież w szpitalu też można K policzyć, pochwalić się ile mam, skąd i co sobie za to kupię.
A mi w dobrym humorze wciąż jest wszystko jedno. Bo ja sobie też kupuję- śpioszki, skarpeteczki, spodenki, bluzeczki w rozmiarze 50-70 cm. I czuję sobie jak rośnie we mnie ta mała duma, kopie mi flaczki, domaga się uwagi. Jak zasypia, budzi się, rozrabia.
I wiem, że zarówno teraz- jako hotel all inclusive, jak i później, kiedy już będę nim tylko na czas posiłków, przebierania, kąpania, radę sobie damy. Bo za nami już naprawdę dużo.


czwartek, 21 listopada 2013


poniedziałek, 18 listopada 2013

Piąta doba w szpitalu. Ani przyczyna nie znaleziona, ani skutek nie wyleczony.
Jak było, tak jest. Podobno to normalne, mam wątpliwości, bo normalnie z bólu się człowiek nie skręca przecież. A nauczyć się funkcjonować z bólem w tym stanie to brak wyobraźni.

Z braku laku, zajęć i nadmiaru czasu na rozmyślanie, wymyśliłam, ze najbliższy rok mogę sobie coś zmienić. I nie tylko w swoim życiu jako matki opiekując się dzieckiem, ale i coś więcej.
Może to jedyna i niepowtarzalna szansa, by na parę miesięcy wyprowadzić się na przykład w góry. Lato inne niż zwykle, w innym miejscu, otoczeniu. A może morze? A może coś?


niedziela, 10 listopada 2013

Kryzysowa noc. Nie możesz ruszyć się, więc wstać po wodę, nie możesz do nikogo zadzwonić, bo musiałbyś otworzyć drzwi, a do nich nie dojdziesz.
Oby w dzień się drzemka udała.

sobota, 9 listopada 2013

I tak od blisko tygodnia żebra młotkiem potrzaskane, że z boku na bok nie da rady się przekręcić, a głębszy oddech to ryzyko na skalę rozdarcia  klatki piersiowej,

I to wkurzające- widać/ nie widać, brzuch duży/ normalny/nieduży od znawców wszystkich

I te drwiąco- współczujące- to Ty sama siedzisz?


poniedziałek, 21 października 2013

nie chce mi sie, zyc sie nie chce

piątek, 18 października 2013

Będę Ci codziennie ROBIŁ obiady, ZAŁATWIAŁ zakupy, PRZYNIOSĘ zgrzewkę mleka, będę się OPIEKOWAŁ Tobą, WOZIŁ, żebyś się nie męczyła i STARAŁ, żebyś się dobrze czuła.

Ale, o ja pierdolę,,  nie mam czasu na godzinę wspólną. Sorry. Oj, głodna jesteś? Aha, ja mam spotkanie za chwilę. Przecież nie dla siebie zapierdalam.

zostaniesz?
nie
zostaniesz?
nie
zostaniesz?
nie
a może byś został?
nie
może zostanę?
nie
bo ty nigdy nie chcesz żebym zostawał, nie pozwalasz, odsuwasz mnie

Czy jaki spieprzyć sobie komfortowe samopoczucie, codziennie spieprzać na nowo dając wiarę czyimś słowom. I jak z powodu braku sił dziecko położyć głodne spać. Bo jak ja ŚMIEM nie mieć siły i MOGĘ  leżeć (OBIJAĆ SIĘ) w biały dzień. JESTEM leniem, MAM fochy, OBRAŻAM się bez powodu, WYCHODZĘ na herbatę do kolegi, a nie SIEDZĘ sama w domu.  Przecież on taki dobry, biedny, zapracowany... nie dla siebie przecież, dla nas. Ja znowu RYCZĘ. POJEBAŁO mnie chyba. A on spierdolił sobie życie, no raczej nie sam z siebie,bo zapierdala cały czas dla dla dobra ogółu, a jest poniewierany. Wszystko daje, a nic nie ma.

piątek, 11 października 2013

Umieram. Ciśnienie znacznie poniżej normy, aż się pani w przychodni zdziwiła, że normalnie funkcjonuje. Nie funkcjonuje. Dajcie łóżko, koc i wodę, bo się wykończę. Nie sądziłam, że spacer na dystansie nieco ponad kilometra może tak człowieka zmęczyć. Rano i po południu przemierzając tę niewielką odległość konam. Dlatego na jutro musiałam już zamówić podwózkę ;) Chce mi się pracować, tylko idąc albo będąc w pracy marzę o tym, żeby się położyć, chwilę podrzemać, odpocząć, wypić gorące kakao albo herbatkę pod kocem, zimną wodę, cokolwiek.

Ale ale... jest słońce, piękna wiosna, cudne kolory, aż same się pozytywy znajdują. Ciuszki maleńkie kupuję i nikt mi nie mówi co dobre, co nie, co mogę, muszę, powinnam, nikt nic nie musi zatwierdzać, jak ja bym musiała. Chowam sobie w szafie :)


wtorek, 8 października 2013














+
Miło, gdy obcy ludzie się o Ciebie troszczą. Obcy w znaczeniu nie rodzina, przyjaciele, a bliżsi, a nawet dalsi znajomi. A to ktoś jogurcik do pracy podrzuci. a to na oficjalnym spotkaniu usłyszałam dziś z  urzędniczych ust " jak tam dzidzia w brzuszku?", "proszę, niech pani koniecznie usiądzie, a może wody?". Zaskakujące jak nagle zaczyna się zauważać takie drobiazgi, a jeszcze bardziej zadziwiające jak ważne one teraz są.
I przechodzi nagle złość, że trzeba tyle samej, że trzeba wołać o pomoc nie w tę stronę w którą by się chciało. Wystarczy tylko przestać patrzeć w jedną stronę i oczekiwać, są osoby, które z przyjemnością usiądą obok i po prostu będą, z poczuciem nie najgorzej spędzonego czasu.

środa, 2 października 2013

szarość widzę

Jesień, jesień, jesień już daje się we znaki. Wystarczy z ciepłego mieszkania wyjść na zewnątrz gdzie są 3 stopnie, po 20 minutach wejść do innego ciepłego pomiszczenia i choroba gotowa. Nie wiem, czy to za sprawą obniżonej odporności, czy zbyt lekkiego ubrania (a skąd brać rozmiar swój +1/2?), ale dopada mnie w moment. Popołudnie spędzę w łóżku, podobno tak trzeba dmuchając na zimne.
To jedna szarość jedna, druga to spełnienie się złego proroctwa. Ja wiedziałam, że to mnie czeka, ale nie sądziłam, że tak szybko. Jeden, drugi, trzeci wydatek i musiałam się zapożyczyć już na początku miesiąca.. A nie znoszę mieć poczucia, że komuś coś jestem winna. Pieniądze rzecz straszna, wiadomo. Trudno, poczucie poczuciem, ważne, żeby mały pływak nie miał w swoim coraz większym królestwie powodu do narzekań. 

wtorek, 1 października 2013

Jest jest jest

Czuuuuje! Wtorek jak co wtorek, pracy całkiem sporo. A tu nagle, jak gdyby nigdy nic, czuje ruchy od środka. Słabe i krótkie, ale były! Aż się popłakałam. Co tam, że wokół tyle niesprzyjających okoliczności, w ciągu ułamka sekundy zniknęły wszystkie troski.
Na tym etapie musiałam już wyłączyć służbowy komputer i biec w te pędy do domu gotować obiad. Bo może to tak z braku pożywienia :) Ale jest, prawie namacalnie, a w każdym razie wyczuwalnie. Emocje większe nawet od czekania w dzieciństwie na Mikołaja :)
Już za moment ogórkowa dwa razy, na zdrowie!

piątek, 27 września 2013

Lejąca się od trzech poranków krew z nosa, zeźlone samopoczucie, chęć na słodycze i niechęć ogromna do nich po spożyciu, zmęczenie po nawet krótkim spacerze, bezsenność. Zawsze mi się wydawało, że energii z każdym dniem jest więcej i więcej, a okazuje się, że przybywa tylko centymetrów.
Dziwny to stan, zdecydowanie. Zaczynam robić obiad i po 5 minutach odkładam garnki, bo muszę posiedzieć. Nawet chęć na jedzenie przechodzi. Tylko pragnienie się nie wyłącza. Woda, soki, jogurty, płatki, pomidory (żeby było, że zdrowo), tacham ze sklepu i z komputerem sobie zajadam. To prawieczłowiek przecież już.

niedziela, 8 września 2013

dzień wolny

nos na raka
wystarczy 
kilkadziesiąt godzin
pracy jakby nie było







poniedziałek, 2 września 2013

wychodne

- zaraz u Ciebie będę
- za ile?
- 7 minut

O ta krótką rozmową zapewnić sobie miły wieczór- bezcenne. Wpaść do kogoś na pogaduchy, ugotować budyń, wypić herbatę i gadać, słuchać, gadać, słuchać, zrzucić problemy z serca i wziąć na siebie kawałek czyiś. Jak to dobrze, że jeszcze czasem zdarzają mi się takie spontaniczne wyjścia z domu i wieczorne spacery powrotne. 

czwartek, 29 sierpnia 2013

Jem kisiel, pierwszy od lat :) Za dziecka jadło się często, a potem jakoś poszedł w odstawkę.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Jestem zmęczona, śpię, leżę, nie mam siły nic robić. Chodzę do pracy na  trochę i wracam do łóżka. Wszystko mnie boli. A do tego czuje się jak zbrodniarz, dwa dni pod rząd jadłam paluszki rybne  z zamrażalnikai i zupkę chińską. Źle, ale jak się zebrać do ugotowania obiadu?

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Jak człowiek pali, to bez przerwy stoi w kolejce o bankomatu po pieniądze, jak nie pali, to lata tam po kasę na badania. Podobno sport to zdrowie.

Czasem na głowę zwala się tyle, że nie wiadomo od czego zacząć dzień. A w tym wszystkim przecież większość czasu trzeba poświęcić pracy. I gdzie tu znaleźć czas na porządek? Rower, taksówka, marsz, a chciałoby się po prostu posiedzieć. Wolałabym posiedzieć trochę.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Nawdychałam się specyfiku do mycia wanny i mdli mnie na samą myśl wejścia do łazienki. Wietrzę.
************
Wietrzę też pamięć, bo jak się okazuje wiele sytuacji nie jest wartych tego, by pamiętać. Człowiek, którego się szanowało, lubiło, powierzyło wiele swoich tęsknot, radości i słabości, nagle staje przeciwko tobie. Ot tak, bez konkretnej pobudki z chęci zniszczenia czegoś, co być może ci się układa. Ludzka zawiść jest niepojęta i nie do zdefiniowania jest jej siła. To żenujące jak nisko jesteśmy w stanie upaść, by zniszczyć drugiego człowieka. Chęć odpłacenia za krzywdę, którą się komuś wyrządziło nieświadomie, a nawet nie zdawało sobie z niej sprawy, może pokonać wiele. I nikt mi już nie powie, że to nie ludzie ludziom zgotowali ten los.

*************
Zbliża się czas  remontu. Raz, że w życiu, dwa, że w mieszkaniu. Trzeba pomalować, odświeżyć i zrobić tyle rzeczy, że nie mam pojęcia od czego zacząć. Siły nie mam na nic, głowa boli, chce się spać. Poczekam na jakieś uderzenie energii z zewnątrz.

sobota, 27 lipca 2013

Szpital.

Instytucja totalna.
Łózka poustawiane w określonym porządku, zasady którym trzeba się podporządkować, piżamowe uniformy i ograniczenie wolności pacjentów i ściśle określone pory podawania ohydnych posiłków.

niedziela, 21 lipca 2013

krzaki mnie podrapały




To były porzeczki i maliny.



Obejrzeć taki koncert w pierwszym trawnikowym rzędzie- bezcenne



czwartek, 18 lipca 2013

Nie dob rze mi od świ tu do zmie rzchu

Nie chce mi się dziś pisać nawet o rolach społecznych,  o czym myślałam sobie wczoraj nie mogąc zasnąć. 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Dobrze jest w tym dziwnym czasie wsiąść sobie na rower, pojechać nad wodę i tak zwyczajnie z kimś pogadać.


Nikt nie mówił, że będzie lekko, ale nie sądziłam że może aż tak nie być lekko. Nie wiem jak mogłam doprowadzić do stanu, w którym z głodu trzęsą mi się ręce. Po makabrycznym poranku, słabym dniu w pracy, popołudnie rozpoczęłam od braku obiadu, bo przecież nikt nie zrobi i na stół nie postawi, zrobienia zakupów, noszenia roweru po schodach, w końcu gotowaniu. Nie ma mocy. Jest słabość.

wtorek, 2 lipca 2013

quo vadis


środa, 26 czerwca 2013

I dlaczego zrobiłam się już dorosła i kapiąc się w biały dzień nago w jeziorze myślałam, ze ktoś gdzieś na pewno ma lornetkę, kamerę albo coś? 

piątek, 21 czerwca 2013


czwartek, 20 czerwca 2013

koperta wygrała z pościelą

Pierwszego dnia było dobrze, drugiego jakoś, a trzeciego nie było już wcale. Nie mogę biegać, a chce mi się, ciężko mi chodzić, a stanie boli. Kolano sprowadza mnie do parteru.

*****
Błyszczący nowością rower leży przed domem? Wiadomo była komunia. Przez pierwszy tydzień starannie stawiany na stopce, teraz już oparty o ścianę albo ułożony przy schodach. Ale symbol komunii jest. Na wsiach przede wszystkim. W mieście wiadomo kiedy była komunia, bo nagle dzieci poznikały z osiedli. Czyli są laptopy i gry. Jest szczęście, wielka radość i przechwałki na szkolnych korytarzach kto który lewel osiągnął. Kto pamięta w tym wszystkim po co i czym jest komunia?
Bo tego, że 90 proc. uczestniczących w procesji Bożego Ciała nie ma pojęcia co to za święto, jestem pewna. Wszystko w porządku, tylko po co podążać za czymś czego się nie zna, nie wyznaje, nie wierzy. To, "bo inni" już przestało być dobrą odpowiedzią, teraz na czasie jest przecież bycie innym od tych innych.

Pieniądze. To prezent, który dostają nowożeńcy od gości. Głównie. Kiedyś było inaczej. Tak wiem, czas leci, wszystko postępuje, jeden wielki progres. Ale to jakie wielkie przemiany przechodzi mentalność ludzka jest nie do pojęcia. Są pieniądze w ślubnym podarku. Przyczyna jest prosta- młoda para najlepiej wie co potrzebuje i sobie to kupi, po co więc gość miałby ryzykować z nietrafionym prezentem. Przed laty były pościele, garnki, kołdry, żelazka, odkurzacze, szklanki, ręczniki i komódki. Wszystko się przydawało. Bo? Ano, bo młodzi przed ślubem nie mieszkali ze sobą, a z rodzicami i nie mieli wspólnych już od lat przedmiotów, a nawet mieszkań. Nie kategoryzuje. Nie mówię dobrze to czy źle. Tak sobie stwierdzam, co wszystkim wiadomo, że jest inaczej.


I już nigdy nie będę pewnie przewijać kasety na długopisie, bo szkoda baterii w walkmanie. Ale bazę gdzieś w drzewach albo między fotelami w mieszkaniu na pewno jeszcze zbuduję.


O czymś mniej ważnym bym zapomniała, co sprawiło, że przez jedną z ostatnich nocy czułam się jak młoda bogini. Dostałam akredytację na duży muzyczny głośny festiwal gdyński. I bardzo bym chciała by byli tam wszyscy, z którymi chciałabym spędzić kilka dni w oderwaniu od rzeczywistości. Ale ręce dam spokój, biorę palec.

niedziela, 16 czerwca 2013

Dla porównania

Są dwie osoby ci bliskie, jedna bardziej, mniej druga, ale obie w jakiś sposób figurują w twojej codzienności, Nazwijmy ich przyjaciółmi, z którymi spędza się wiele wolnych i zajętych chwil w swojej czasoprzestrzeni. Oboje wylatuja, jeden na kilka dni aktywnego wypoczynku w prawo, drugi w lewo. Jeden ze szczgółami opisuje co odwiedzi, namawia do dołączenia, szuka ci biletu. Korci nieziemsko ale wiesz, ze nie mozesz.
Drugi kierunek- możesz. A raczej mogłabyś, gdyby ktoś o Tobie pomyślał.  Tylko tu nikt nie mówi, że możesz, nikt ciebie nie chce, nie proponuje.
Nie mam pojęcia dlaczego mi to smutność sprawiło, ale wiem gdzie być bliżej gdzie dalej,
I'm looking for a friend :)


czwartek, 13 czerwca 2013

Stłuczone, posiniaczone lewe kolano, obite prawe biodro i podrapana prawa strona brzucha (jak po walce z dzikim kotem), obdarta lewa dłoń i prawy łokieć- za mną bliskie spotkanie z asfaltem. To nic, poboli, zagoi się i włożę sukienkę. Najgorsze jest to, że w tej rolkarskiej przygodzie na rękach trzymałam dziecko, które za moim potknięciem uderzyło głową w asfalt. Guz wielki i noc czuwania, czy na pewno wszystko ok. Może trochę zamortyzowałam ręką, którą pod dziecko wepchnęłam, ale strach wielki. Pewnie gdyby nie ten płaczący kilkulatek długo siedziałabym na drodze, a tak nie wiadomo skąd człowiek zebrał siły, wziął dziecko na ręce, do rąk rolki i boso wrócił do domu. Dopiero tam zobaczyłam straty w ciele.

Obkleiłam się plastrami, żeby mnie noszenie spodni nie bolało :)


niedziela, 2 czerwca 2013

Brak podstawowej formy komunikacji międzyludzkiej czyni zgliszcza.
Dochodzi do sytuacji, gdy nic nikt nie wie i wiedzieć nie chce, bo myśli, że druga osoba wie swoje.
No i ja nie wiem, ale wiem, że ktoś wie więc nie robię nic, bo myślę, że nic nie mogę zrobić. Chociaż chcę. Oj, mały człowiek w ogromie tych wszystkich relacji, malusieńki.

****

Myślisz sobie, żeby na jakiś czas rzucić wszystko i pożyć w innym miejscu. I nagle ktoś wychodzi z propozycją- pakuj się i jedź, zostaw wszystko za sobą, idź w nowe, zacznij nową książkę. Co robić? Pakować się i ruszać w nieznane, czy zostać i próbować budować jutro na bazie tego co jest teraz? I czym tak właściwie ta baza miałaby być?
Niby proste w chwili, gdy zmian się potrzebuje. Tylko...to działanie bez odwrotu, decyzja ciągnąca za sobą nieodwracalne skutki, jutro bez tego i tych, którzy są dziś. Byłam oszołomiona, gdy usłyszałam to "pakuj i jedź", jestem oszołomiona wciąż, I nie wiem. Mam chwilę na przemyślenie, ale czy na pewno jest nad czym się zastanawiać?


poniedziałek, 27 maja 2013

Ciągle poznaje kogoś fantastycznego. Ludzie mnie zachwycają.

*************
Kiedy miałam w sobie jeszcze jakieś pokłady romantyzmu ważne mniej lub bardziej smsy spisywałam na kartki, w kalendarz, do zeszytu. Wydawało mi się, że kiedyś z uśmiechem wrócę do tego co z telefonu uleci.
Wczoraj takie kartki znalazłam. Przeczytałam piąte przez dziesiąte i wyrzuciłam do kontenera z lecącymi po policzkach łzami. Nigdy więcej nie zapisze żadnego smsa. 

piątek, 24 maja 2013


czwartek, 23 maja 2013

Zaczęło sypać się od rana i czekam aż ta lawina się zatrzyma.

Złe wiadomości z każdej strony. Że też człowiek potrzebuje kilkunastu godzin, by przyswoić pewne informacje. Przykro strasznie gdy komuś dzieje się krzywda, nawet jeśli jest konsekwencją własnego nieodpowiedzialnego zachowania.

Przykro też, gdy starasz się z całych sił coś załatwić, dać sobie odrobinę przyjemności, oderwać się, wyjechać zaledwie na jedną noc, a ktoś ci to uniemożliwia. Jak ja chciałam wyjechać!!
Dorosły człowiek pracować musi....szkoda, ze w sytuacjach dla siebie istotnych nie ma nic do powiedzenia. Chociaż to i tak mało przy tym, gdy ktoś Ci mówi, że wiedział, że tak będzie. Że nie oderwę się od pracy, nie pojadę. I nie z przymusu zewnętrznego, tylko nie bo nie.  Na to co komuś siedzi w głowie nie ma się wpływu, czasem tylko szkoda, że nie oszczędzi uszczypliwości, tylko dokłada do i tak parzącej lawiny. Pal licho, gdyby to był ktoś obcy, ale nie.To cudowne uczucie, że ma się w kimś wsparcie.
Taki lajf jak to mówią. Może po prostu słowo "dystans" do siebie, pracy, przyjemności i innych ludzi powinien być słowem klucz.

środa, 22 maja 2013

zwykle niezwykły

21 maja zapamiętam na długo. Dzień był prawie jak każdy inny, ale...

Spotkałam jakąś taką wyjątkową osobę, z którą mogłabym rozmawiać i rozmawiać, siedzieć sobie obok i czerpać uśmiechy z takiej prostej relacji służbowej. Niezwyczajna w swej zwykłości, uśmiechnięta, silna, mocna, z wielką samoświadomością, dyscypliną, realną samooceną, a przy tym radosna i otwarta. Z takimi ludźmi człowiek przebywać lubi, dużo uczą. Żyją inaczej i pozwalają spojrzeć choć przez chwilę na świat przez pryzmat swojej codzienności. Bezcenne.

Jeden pomyłkowo wykonany telefon, zwyczajnie przekręciłam cyfrę, a później ruszyła lawina. Mój błąd pociągnął za sobą dziwne konsekwencje. Zaczęłam się dowiadywać, że mam piękny głos i że może to wcale nie był przypadek. Głos zmęczony, przypadek to był. Dorośli ludzie wiedzą na ile mogą sobie pozwolić, przynajmniej takie miałam przekonanie. Pomyłki się zdarzają, nie sądziłam, że mogą mieć jakieś swoje "pięć minut".

No i w końcu wizyta, chwilę po północy, na miejscowej komendzie. To jedno ze zdarzeń, które na długo pozostaną w głowie. Emocje niecodziennie, nieumiejętność odnalezienia się w skrajnie dziwnej sytuacji, hamowanie śmiechu i przeważająca myśl, że tu jednak na żarty pozwolić sobie nie można. Pisanie oświadczenia, ciche posłuszeństwo i myśl- to się naprawdę dzieje. A potem nocny spacer i znów snu zaledwie skrawek.

Każdy dzień coraz mocniej różni się od poprzedniego. Monotonia nie ma szans przedarcia się, czasem tylko rodzi się pytanie- czy to na pewno dobrze?

poniedziałek, 20 maja 2013


sobota, 18 maja 2013


piątek, 17 maja 2013

Trzaśnięty pożyczony samochód. Nie wiem co się dzieje.


sobota, 11 maja 2013

we wodzie

piątek, 10 maja 2013

Od lat jest, od tygodnia kilka razy dziennie i nie mogę się oderwać :)

czwartek, 9 maja 2013


DIABŁY W DESZCZU
Muzyka: Seweryn Krajewski
Słowa: Agnieszka Osiecka
Ze ty wolisz sławnych, pięknych i bogatych,
to ci z oczu patrzy, to są stare prawdy,
że w dorosłym życiu będę ci kłopotem,
zgoda, zgoda, zgoda powiesz mi to potem.

A na razie światła nie gaś i miłości też,
bo na obu nocy brzegach znajdziesz tylko deszcz,
a na deszczy diabły rosną, diabły sieje wiatr,
trzymaj mnie za rękę mocno, bo się skończy świat.

To już piąta zima naszej prowizorki,
bierzesz mnie jak cytat z nieciekawej książki,
że nie jestem w końcu lordem i pilotem,
zgoda, zgoda, zgoda, powiesz mi to potem.

A na razie światła nie gaś i miłości też,
bo na obu nocy brzegach znajdziesz tylko deszcz,
a na deszczu diabły rosną, diabły sieje wiatr,
trzymaj mnie za rękę mocno, bo się skończy świat.

Że ja znałem oczy jasne i zielone,
co patrzyły chętnie w moją ciemną stronę,
że nie jestem twoim sprzętem ani kotem,
zgoda, zgoda, zgoda powiem ci to potem.
 

środa, 8 maja 2013

 Czasem trzeba wyjść z domu i pojechać przed siebie. Gdziekolwiek.

wtorek, 7 maja 2013

Wojaczek Rafał

Chodzę i pytam


Chodzę i pytam: gdzie jest moja szubienica? 
W czyim ogrodzie, w jakim lesie rośnie? 
Na jakiej miedzy pasie cień kobiecy? 
Na którym rynku świąteczną choinką? 

W jakim pokoju zwiesza się nad stołem 
Uprzejma pętla, bym ją szyją przetkał? 
Na jakich schodach nareszcie ją spotkam? 
Na którym piętrze sznur sobą wyprężę? 

W której to stronie głowę ku niej skłonię? 
W jakiej piwnicy, hałasie czy ciszy? 
Na jakim strychu, ciemnym albo widnym? 
W jakim klimacie, gorącym czy zimnym?

poniedziałek, 6 maja 2013

I mam długo (nie)wyczekiwaną złość. To już szmat czasu jak mnie tak cpś wyprowadziło z równowagi. Mam dość cyrkowej estrady i bajki z podstępnym Pierrot'em. Może to właśnie o to chodzi, żeby wiedzieć kiedy ze sceny zejść. 
Na odludzie ciągnie, na odludzie, z dala od siebie też.

niedziela, 5 maja 2013

Zdarzyło mi się niedawno spotkać pewną kobietę. Taką zwyczajną, nie wyróżniającą się niczym na ulicy. Szła w moją stronę, powiedziała jakieś zdanie komentując wygląd mijającej nas nastolatki i ... poszło. Wędrowałam sobie do pracy z panią lat ok. 45 i gawędziłam o wszystkim i niczym.

Przyznaję, gdy mnie zaczepiła wzięłam głęboki oddech, odsunęłam się, bo jak to obcy człowiek zaczyna sobie rozmowę bez powodu. Nie wiedziałam, że za chwilę usłyszę o jej córce, która wyjechała do pracy za granicę, wnuku, którym się opiekuje. "Dobry chłopak, uczy się w sam raz. Nie najlepiej, ale też nie najgorzej, jak to chłopaki". O tym, że nie jest lekko, ale dzieciak zdolny, razem odrabiają lekcję, pomaga mu na ile potrafi. O tym, że wszyscy narzekają, a przecież nie jest źle i że w końcu wiosna. Że ma jeszcze syna, ale mieszka gdzieś na południu.

A gdy już się uprzejmie pożegnałyśmy zaczęłam się zastanawiać, dlaczego to jest tak dziwne. Dlaczego nie jest czymś naturalnym, że się po prostu rozmawia z nieznajomymi choćby po to, żeby sobie poranek uprzyjemnić? Dlaczego zamykamy się we własnych skorupach i odgradzamy murami od świata? Strach? niepewność? Brak zaufania? Brak umiejętności komunikacji? A może po prostu przywykliśmy do tego, że żyjemy dla siebie i ze sobą tylko. Mamy w wielkim świecie swój mały świat, tak jak inni mają swoje i nie ma potrzeby robić podzbiorów. Szkoda. 
A jednak potrafię się jeszcze wzruszyć. Ot tak.



Bright days will come


Do we have to say it’s over
One more, like winter
Must we must say it’s really over again
It’ is, like summer time

When someone goes around you
When the words go with you
Come touch me and never let me go
What time was when you said stay just with me belive me

Shall you be
Shall you ask to word to say
Only for us tell me said you with me

So pleased
Don't think, and forget the days that passed
Just try not to say
The words that make me cry

Never more never see
Never more, will you see my tears return,
Never leave me, let me feel your hands again
Holding mine and I hope
That the bright day soon will come,

If we don't say don't say don't say, good bye
Never more never see
Never more, will you see my tears return,
Never leave me, let me feel your hands again

Holding mine and I hope
That the bright day soon will come,
If we don't say don't say don't say, good bye
Don’t say goodbye goodbye

Już nigdy nie będzie takiego lata.









środa, 1 maja 2013

nie dość, że mój ulubiony maj, to jeszcze jak ja kocham to miejsce.





wtorek, 30 kwietnia 2013

Uwielbiam wszystkiego rodzaju ruiny. Tak sobie myślę, że to może mieć jakiś wydźwięk symboliczny, być metaforą. Znaki? :) Zamiast wyleżeć co wyleżeć trzeba, musiałam wybiec w świat. Wypróbowałam- aparat do kieszeni odpowiedniej włożony, nie przeszkadza. 









niedziela, 28 kwietnia 2013

Ananas z bitą śmietaną i inne ogórki. To tak, żeby sobie poświętować niedzielę ostatnią kwietniową i wejść we wszystko bardziej niż zwykle.
Silni ludzie dają sobie radę.

sobota, 27 kwietnia 2013

Tak, zdecydowanie. I zdecydowanie jest tu słowem kluczowym. Dawno nie miałam w sobie tyle odwagi. Zamknąć książkę, odstawić na półkę i więcej po nią nie sięgać. Czasem, by sprowadzić rzeczywistość na prosty tor trzeba być zdecydowanym. Konkretna decyzja, jedno cięcia. Bez myślenia, że są jeszcze jakieś wspólne sprawy, nie dokończone tematy, cokolwiek. Nawet jeśli są, to trzeba obok nich przejść obok.

Plątanie się, błąkanie, czekanie, brak stanowczości, przypuszczanie, same może i gdyby. To już było przez całą ostatnią dekadę. Teraz czas włożyć buty i wędrować w świat. Idę. Z podniesioną głową. Mimo wszystko. W stronę normalności, przecież wystarczy ją sobie samemu stworzyć. Wystarczy rozłożyć żagle i wypłynąć w rejs. Jak gdyby nigdy nic nie bylo.

Tak to bywało




wtorek, 23 kwietnia 2013


czwartek, 18 kwietnia 2013

 Kiedy człowiek zdaje sobie sprawę,  z tego, że niekoniecznie dobrze wybrał? W skrajnych sytuacjach, nie w zdrowiu, a w chorobie. W szczęściu, którego się nie chce dzielić i braku go wynikłego z niepodzielności.
W smutku, gdy nie ma komu w nim powiedzieć o radosnej wiośnie i słońcu i w uśmiechu, którego się nie dostrzeże. W zgubieniu siebie kimś powodowanym i w braku ramienia.
Są przyjaciele, jest ktoś. Możesz mówić, żalić się, opowiadać, uśmiechać szczerze choć przez łzy. Przepaść pojawia się, gdy idziesz na cmentarz żegnać bliską osobę i nie ma ramienia, na którym możesz śmiało się oprzeć. Odruchowo, z potrzeby, bez myślenia. Wtedy wiesz, że wybrałeś źle.
I nie toczy się gra o dążenie do tego, by ktoś był obok mimo wszystko, a o wędrowanie przez życie tak, by chciał być. Jeśli nie czuje takiej potrzeby popełniłeś gdzieś błąd. Albo źle wybrałeś.

środa, 17 kwietnia 2013

Wskażcie mi drogę bo błądzę

Wiele myśli, zamieszania, kołowrotków, a przede wszystkim czasu zajęło mi dążenie do zrozumienia o co   w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. A tu proszę, samo przyszło, jakby obuchem dostać w głowę. Mówi się o sile pieniądza i o tym, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to o pieniądze właśnie. Oczywiste, na wyciągnięcie ręki, nie wiem dlaczego wcześniej mi to do  głowy nie przyszło. Może nie dopuszczałam do siebie myśli, że moją wartość jako kobiety (!) mogą wyznaczać cyfry na koncie, co ważne- ich znikoma ilość. Masz- jesteś godna, nie masz- nie jesteś. Dzizas, jakie to przykre. A może lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć i lepiej mieć świadomość wartości człowieka, który postrzega Cię przez pryzmat portfela. 

środa, 10 kwietnia 2013

się zamykam.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Byłam przekonana, że doświadczenie uczy wszystkiego, pomaga znosić wiele zdarzeń, a minione lata pokazują, że nie wszystkim warto aż tak się przejmować. A jednak nie. Gdy ktoś kogo miałeś za bliską osobę, sprawia ci przykrość celowo mierząc w Ciebie chowaną od dawna bronią, boli tak samo jak ma się 17 czy 27 lat. Później też.
A może warto spotykać na swojej drodze takich ludzi, znajomość z nimi uczy odróżniania tego co ważne od tego co płytkie. Niektórych zwyczajnie warto unikać, szkodzą zdrowemu samopoczuciu. Szkoda, że nie żyjemy w świecie, gdzie mówi się wprost- Ciebie lubię, możesz iść ze mną, a Ty spieprzaj.

Tak właśnie dziś bym powiedziała. Z wielką chęcią. I wcale nie brak odwagi mnie hamuje, tylko myśl, że nie jestem na świecie sama i ktoś te słowa w taki czy inny sposób odczuje.


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Są zachowania, które zdarzyły mi się zaledwie kilka razy w życiu. To efekt sytuacji, które wprowadzają mnie w stan skrajności, bądź też samych skrajnych odczuć. Zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych. Daleko mi do egzaltacji, zdarzało się jednak, że dałam się ponieść. Przeważnie żałowałam, długo ubolewałam nad tym, że pozwoliłam, by pokierowała mną chwila. Dziś nawet tego nie wspominam. Są zdarzenia, które na zawsze wymazałam, nie tyle z głowy, ile z pamięci. Nie wracam myślami tam gdzie nie trzeba, bo nie ma ku temu racjonalnych powodów.

To jest dobre i nie powinno powodować wyrzutów sumienia, rozsądek powinien dominować. Doświadczenie pokazuje, że większość zachowań (nie)adekwatnych do konkretnych sytuacji daje zgniłe owoce. Bycie powściągliwym wbrew pozorom nie jest łatwe, ale konsekwencje tego są prostsze do przyswojenia.


sobota, 23 marca 2013

Tak z prostej ścieżki tu zeszłam. Bez namysłu i rozżalenia. Zwyczajnie, naturalnie, swobodnie.
Przestałam widzieć cel. A gdybym nawet takowy osiągnęła, to co dalej? Kolejny i następny?
A jeśli by się nie udało, to podnosić się, wstawać na kolana, na przedramiona, nadgarstki, w końcu obolałe stopy? Wyciągać ręce nie wiadomo ku czemu?
Przestałam widzieć sens. I nie ma tu smutku, modnej w ostatnich czasach depresji. Jest świadomość siebie, swoich (nie)możliwości, swojego środka, swojej niewiedzy, własnej ułomności.
Przestałam widzieć nadzieję. Na jutro. Na mądrość. Na progres. Na pomyślność.
Bronisz się, gdy słyszysz coś negatywnego o dobie raz.Bronisz się nawet przy drugim, trzecim i piątym. Przy kolejnym zaczynasz się zastanawiać ile jest racji w tym, co dotychczas odbierałeś jako obelgi. A po  następnych przyjmujesz je jako pewnik.
Dlatego wiem już, że jutro nie przyniesie zmian. Nie wierzę, że coś się zmieni. Jest źle, ale nie użalam się, zaczęłam przyjmować to jako coś co dostałam stojąc kiedyś w kolejce "na górze". Tylko....już mi się nie chce. Nic. Przestałam mówić, już chyba nic do powiedzenia nie mam. Nic, co mogłoby wnieść "coś". Przestałam w ogóle.

Po co nam znajomości, których się wstydzimy i w których ktoś wstydzi się nas?
Wolę nie mieć niż chować. To komplikowanie sobie siebie na własne życzenie, nikomu nie potrzebne. Nie zależy mi już.

"And when we come for you,
We’ll be dressed up all in blue,
With the ocean in our arms,
Kissing eyes and kissing palms.
And when it’s time to pray,
We’ll be dressed up all in grey,
With metal on our tongues,
And silver in our lungs."

czwartek, 21 marca 2013

Grunt to (po)znać swoje miejsce w (pod)szeregu i wystąpić z niego. Bez trzaskania.

Lepiej późno niż później :) Wiooosnaa. 

wtorek, 19 marca 2013

maratona di roma










sobota, 9 marca 2013

Co za kraj...Polska krajem absurdów...Tu się nie da żyć godnie..Słychać z każdej strony, prawda? Narzekania na polską rzeczywistość, rząd, utyskiwania na panujące wokół ubóstwo i obwinianie o każde zło elity z "góry". Nie znoszę słuchać o tym. Twój los w Twoich rękach jeśli chcesz żyć na wysokim poziomie, nie oczekuj manny z nieba, weź się w garść. Sama się muszę wziąć. Ale czy to wystarczy? Nikt nas na siłę w Polsce nie zatrzymuje, jeśli uważasz, że inne miejsca to krainy mlekiem i miodem płynące- naprzód, wyjedź. Może i ja wyjadę, chociaż moje otoczenie, ludzie, samo miejsce, są dla mnie najważniejsze.

Nie wiem, czy warto zostawiać to, żeby podwyższyć swój status materialny, bo społeczny raczej nie.

To takie rachunkowe refleksje. Po wydaniu połowy pensji na wszelakie opłaty, zastawiam się, czy mi źle. Chyba wyjątkowo nie :) Kwestia przyzwyczajenia. Głodem nie przymieram i pewnie przymierać nie będę, to, że nie jeżdżę na weekendy na relaks do spa...nie jest dramatem, to potrzeby wyższego rzędu, których nie zaspokojenie, nie czyni naszego życia ubogim. Ważne co w głowie, co w duszy gra. Po co myśleć o wczasach w 5* hotelu, jeśli są poza zasięgiem, można mieć szczęście za kilka groszy. Samemu ze sobą trzeba tylko żyć w zgodzie ;)

A jak będzie źle...wyjdę. 

Marcowanie

Popijam sobie cappucino z pianką, zajadam suszonymi daktylami (codziennie mam suszone coś, to pewnie przez odstawienie słodyczy wpadłam w suszowy szał) i wierzyć mi się nie chce, że godziny tak szybko uciekają. Wstać, wyjść do pracy, zrobić zakupy, zebrać w sobie zapas sił i dotachać je do domu, zrobić obiad, zjeść, sprzątnąć i...już 16!

Dzień Kobiet, międzynarodowe święto, mogę sobie na parę słów pozwolić. Kwiatek był i były słodkości (!). Były życzenia i smsy.Głównie. I głównie pod wieczór, czego nie rozumiem. Dla mnie liczy się do południa :)

Usłyszałam, że tetryczeje.

Internet obiegły kolorowe, zabawne bardziej lub mniej obrazki. Mężczyzna w różowym fartuszku polerujący podłogę, facet z podbitym okiem, bo nie dał kwiatka, kobieta w mleku niczym Kleopatra. To drugie mnie nie bawi. Obraza, bo nie dał kwiatka, bo nie przyszedł, nie pofatygował się. Zwyczajnie nie miał potrzeby. Nie zapomniał, bo nie da się zapomnieć o 8 marca, to jedno z takich mocno medialnych świąt. Nie pojawił się, czyli nie czuje, nie chce, nie zależy mu. Nie ma na co się złościć, jak inaczej może zademonstrować obojętność? Przestać myśleć o takim i już. Dlaczego ma być ważny ktoś kto nie ma chęci (bo nie tłumaczmy tego brakiem czasu) złożyć ci życzeń. Lata nauczyły mnie podchodzić do tego bez emocji i nie stawiać żadnego mężczyzny na piedestale, bo później właśnie takie kwiatki wychodzą  :)

Czekasz, a zostajesz pod wieczór zawiedziona. Myślałaś, że przyjdzie....po co? Przecież w kalendarzu na rok ma kilka ważnych dni- Swoje urodziny, Swoje imieniny, Swoją chorobę, Swoją rocznicę czegoś, Boże Narodzenie, Wielkanoc, Dzień Mamy i Swój urlop.


Gdzie bym się nie ruszyła, nogą czy palcem świat każe mi zwrócić myśl w stronę konklawe. I jakoś nie patrzę przez pryzmat tego wydarzenia na wyjazd do Rzymu. Fakt, ciekawie jest znaleźć się w centrum historycznego wydarzenia, ale nie może to zdominować wyjazdu.
Myślę za to o tłumie pielgrzymów, na który chcąc nie chcąc natknę się pewnie. Czy to oczekujących dymu, czy witających Papieża. Nie lubię dużych skupisk ludzie. Tak, tak...tetryczeję..

wtorek, 5 marca 2013

Uczynienie kogoś kretynem w jego własnych, czy też oczach innych, to nie wyczyn, ale pogodzenie się z tym, że ktoś kogoś takiego robi z nas to już coś. Nasuwa się proste pytanie- walczyć o swoje dobre imię, czy  przejść obojętnie? Odpowiedzi nie trzeba szukać daleko, przyjaciel zrozumie, wróg nie uwierzy, więc na  nic tłumaczenie.

Ślepe podążanie za czymś co od praczasów uznane jest za pozytyw, jest naturalne, buszowanie natomiast po krętych ścieżkach obecnie panujących trendów wydaje się tak małe, że ciężko uwierzyć, że właśnie tym kierujemy się na co dzień.
Wystarczy jednostka o charyzmie ponadprzeciętnej, by zjednać tłumy, które pójdą za nią bez pomyślunku. I właśnie tego, myślenia, brakuje najbardziej. Zauważam powszechnie panującą pustkę myślową. Wcale nie odnoszę się tu do stanu wiedzy jako takiej, ale permanentnego unikania korzystania ze wspaniałego wyróżnika człowieczeństwa, czyli myślenia właśnie.

Rzecz w tym, że ów myślenie, świadomość siebie tu i teraz może powodować wykreowanie własnej osoby na szaleńca pozbawionego zdolności logicznego myślenia. Argument jest tylko jeden- bo inni tak nie postępują.

Nie odnajduję złotego środka. I to jest jedyny aspekt, w którym jestem w stanie uznać za szczęśliwców tych, którzy zauważają tylko biel i czerń. Ale nie na prostocie świat przecież stoi, a wszelakiego rodzaju komplikacje i kamienie, o które się potykamy nadają sens teraźniejszości i przyszłości.



sobota, 2 marca 2013

no to go

Na pewno niektórzy kojarzą jakieś amerykańskie(!) komedie romantyczne bardziej albo mniej, filmy dla amerykańskich nastolatków albo amerykańskie melodramaty. Pojawia się tam scena wyglądająca mniej więcej tak: ona smutno zagląda w rozgrzany piekarnik i obiad, który lada chwila będzie gotowy, wyjada sałatkę z miski i zdmuchuje świeczki. On nie przyjdzie, już wie. Żałosne. Gdy widzę takie sceny wiem, że to film nie dla mnie. Wszyscy dziewczyny pewnie żałują, a ja sobie myślę- a było trzeba? Idź niewiasto zrób coś pożytecznego zamiast łudzić się, że tanecznym krokiem wejdzie do domu zachwycać się Twoimi daniami.

Zjadłam dziś sama pierś z kurczaka zapiekaną z białym serem, ziołami i pomidorem. Zjadłam sałatkę, którą zdominował czosnek, a potem wypiłam latte sięgając po suszone morele (czy coś). I nie jest mi smutno, że za dużo tego przygotowałam. Miało być towarzystwo, a nie ma. Następnym razem, nie nie, jakim następnym razem..?  Przygotowując kolejny obiad, zrobię go w odpowiedniej co swoich potrzeb ilości. Nigdy więcej.

A że wiosna do okiem dziś zaglądało, mam  czyste podłogi, lustra i półki. Poszłabym jeszcze na spacer. Już jutro.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Jasna noc. I wcale nie taki to oksymoron, jaki sobie ktoś może wyobrazić. Czasem człowiek mówi, ze potrzebuje na coś czasu, albo mówi, żeby dać mu kilka dni na przemyślenie czegoś. I chociaż dwoi się i troi głowę swoją w tym owym czasie zajmie się wszystkim byle nie tym.

Bo na siłę to tak się nie da i jak się sobie zaplanuje to też się nie da. A przynajmniej- przeważnie się nie da.

Wczorajsza noc przyszła jak każda inna i nie zapowiadała oświecenia, a jednak. Wiem czego chce i jak chce. Mało, wiem kiedy chce i wiem, że samo chce nie wystarczy, bo od założenia do namacalnego (no prawie) faktu długa droga. To nic. Postawiłam sobie małą granicę czasową i jej się trzymam. I nie ma już, że miesiącami, latami trwa przekształcanie planu w życie, gdzie po drodze mimo, że plan może pozostać niemieniony życie go zwyczajnie modyfikuje albo niweluje.

To wszystko jest prostsze niż nam się wydaje. Albo jest coś albo nie ma nic. I żeby się o tym przekonać wcale nie trzeba tracić wiele energii ani czasu.

Mówi się, że do tanga trzeba dwojga. Idealnie. Albo dwójka jest albo każdy sobie sam.

niedziela, 27 stycznia 2013

Jeśli jest coś nie tak, człowiek jest w stanie chwycić się wszystkiego, by tylko utrzymać się na powierzchni. Nie ma reguł, lekarstwo można znaleźć wszędzie. Rozrzuca się to, co jest pod ręką i dalej, by tylko normalnie funkcjonować. Próbuję wszystkiego. Śmiechu, łez, poezji, książki, spaceru, jazdy "gdzieś", snu, pracy, biegu, sprzątania, kopnięcia piłki, czy nawet krzesła, złości i radości w drobiazgu. Dziś ubrałam się, uczesałam, umalowałam i poszłam do kościoła. Godzina dla siebie, tak jakby bez świata, z poruszeniem, wyciszeniem, z przejmującym chłodem.

***
Listy. Mają w sobie coś niewymownego. Odgrzebałam stertę takich sprzed dziesięciu lat i noc mnie w czytaniu zastała. Wspomnienia, dawne marzenia, szczęścia i smutki. Młodzieńcze rozterki, wyznania, deklaracje. W takich momentach trochę żal, że papeterie mają teraz formę elektroniczną. Nie wiem, czy bez komputerów było lepiej, ale na pewno bywało więcej tego "czegoś".

Ballada

'To ballada o zabitej,
Która nagle z krzesła wstała.
Ułożona w dobrej wierze,
napisana na papierze.

Przy niezasłoniętym oknie,
w świetle lampy rzecz się miała.
Każdy, kto chciał, widzieć mógł.

Kiedy się zamknęły drzwi
I zabójca zbiegł ze schodów,
ona wstała tak jak żywi
nagłą ciszą obudzeni.

Ona wstała, rusza głową
i twardymi jak z pierścionka
oczami patrzy po kątach.
Nie unosi się w powietrzu,
ale po zwykłej podłodze,
po skrzypiących deskach stąpa.

Wszystkie po zabójcy ślady
pali w piecu. Aż do szczętu
fotografii, do imentu
sznurowadła z dna szuflady.

Ona nie jest uduszona.
Ona nie jest zastrzelona.
Niewidoczną śmierć poniosła.

Może dawać znaki życia,
płakać z różnych drobnych przyczyn,
nawet krzyczeć z przerażenia
na widok myszy.

Tak wiele
jest słabości i śmieszności
nietrudnych do podrobienia.
Ona wstała, jak się wstaje.
Ona chodzi, jak się chodzi.
Nawet śpiewa czesząc włosy,
które rosną."

sobota, 26 stycznia 2013

"- Co się dzieje z człowiekiem, kiedy pęka mu serce?
- Nic. Zupełnie nic. Przecież żyję, piję herbatę, biorę prysznic, czytam książki, czasem nawet się uśmiecham... Z tym, że każda z tych czynności nie ma najmniejszego sensu, rozumiesz?"

czwartek, 24 stycznia 2013

Trzask palących się polan to jeden z moich ulubionych odgłosów. Przywodzi też na myśl pożary, ale odganiam dziś takie wizje.

Marzy mi się kominek w łazience. Ładne nogi kuszącej wanny, podstawka na książki, coś do przerzucania kartek, żeby nie moczyć ich dłońmi i głośnik w kącie. Ogrzewanie podłogowe, ciepły, "misiowy" szlafrok i takież same kapcie.  Pachnąca piana po brodę i poczucie, że jest tu i teraz. I że to jest właśnie szczęście.

Wanna i kominek tuż obok przesłonił mi dzisiejszy dzień. I ciężko trochę, że pozostanie to zapewne na zawsze w sferze marzeń.

***
A jednak. Mimo tego przeszywającego i utrudniającego normalne funkcjonowanie mrozu są powody do radości z tego co nam zima przynosi. Nie chodzi o sanki narty, czy łyżwy, bo to jest oczywiste.
Jadę sobie rano (wcale nie "17") i patrzę na pola. Duże przestrzenie zimą robią największe wrażenie. Białe równiny, pagórki, ziemia, na której od dawna nikt nie postawił nogi. No prawie...I to jest właśnie to. Tylko zimą możemy popatrzeć sobie na ślady dzikiej zwierzyny. Tak mnie to przez dwa minione dni fascynowało, że nie mogłam wzroku oderwać. Zające, sarny... Nawet nie wiem co. Ale pojedynczo albo w stadzie, przy drodze, w oddali, pewnie w poszukiwani pożywienia wędrowały. Długie jak wzrokiem sięgnąć pojedyncze ścieżki albo wydeptany fragment pola. Genialne. Zatonęłabym tam z aparatem.



wtorek, 22 stycznia 2013

- 20. Ludzie szybciej chodzą.

niedziela, 20 stycznia 2013

O naiwności pewnie było. Ba! Żeby raz. To jest coś, co irytuje mnie u innych do granic możliwości a nawet poza nie. A okazuje się, że sama mogłabym się w tej kwestii ubiegać o koronę.
Wierzyłam, bo pewnie wierzyć chciałam (a kto by nie chciał), ufałam, bo jak nie ufać przy tak wielkich i pięknych słowach. A to ja zawiodłam i czułam się podle jak nigdy. Bo do dziś nie wiem ki diabeł...
Schylam głowę, przyjmuje jak dorosły człowiek i godzę się bez walki na konsekwencje. Co tu kryć, zasłużyłam na to co złe.
Tak by pewnie było do końca, gdyby nie fakt, że, jak się okazuje, nie do końca wygląda to dokładnie tak. A raczej, że to nie tylko to i nie tylko ja. Wierzyłam- niepotrzebnie i wściekła jestem na siebie. Raz za to, że dopuściłam się błędu, a dwa, że pozwoliłam uznać go za jedyne zło.
To nie we mnie leżał problem i jeśli ktoś będzie próbował mi wmówić, że było inaczej, zrzucę ze schodów.
Wyrosłam już z gierek, pogrywania, tajemnic, ukrywania i licytowania się kto komu uczynił większe zło. Ja i niech tak zostanie. Nie mam 15 lat, żeby naiwnie wierzyć gdy ktoś przekonuje mnie, że kłamstwo jest dla mojego dobra.
Dość. 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Pokutuję. Że mnie coś boli, to pal licho. Najgorszą karą jest zło, które spotyka innych. Nie zasłużyli, nikt nie zasłużył. I bardzo bym chciała, żeby już nic złego nikogo nie spotkało. Ale co ja teraz mogę? Zamknąć się i mieć nadzieję, że jakkolwiek by nie było, jakoś to będzie. Tylko ciężko w to ostatnio wierzyć.

Przeraża mnie nawet krążący wokół wirus grypy i jej podobnych, boję się o wszystkich.
Chwilami myślę, że ciężkich dni przede mną w życiu jeszcze wiele, nie mam tylko pojęcia ile człowiek jest w stanie znieść. Czasem wydaję mi się, że już żadnych nie dotrwam. Dziczeje owiana swoimi myślami. W ciszy i samotności jest najgorzej, głowa szaleje. Wyszłabym do ludzi, ale nie mogę. Mam wyrzuty sumienia, że atmosfera jest dobra, że się śmieję, beztrosko spędzam czas, a wokół tyle zła. Egoistycznie martwię się też o przyszłość. Sama siebie długo nie zniosę, a jak będę musiała wyjść, nikogo już nie będzie w pobliżu.
Desperacko szukam sposobu na nie myślenie. Nie ma. Udaję przed sobą, że się trzymam, a nawet nie chcę się już trzymać.
Moje problemy są niczym, nawet nie mam głowy, żeby o nich myśleć.
Wystarczy.



wtorek, 8 stycznia 2013

Posypało się, lawinowo. Jeszcze nigdy życie nie kopało mnie tak mocno dzień po dniu. Staram się odłożyć swoje odczucia, wetrzeć łzy w policzki, żeby mieć jak najwięcej siły i pomagać tym, którzy tego potrzebują. Być, to jedyne co mogę zrobić. Z bezsilności przykułam się do łóżka, do dziś. Kolejna informacja, która zabrała mi grunt spod nóg sprawiła, że paradoksalnie wstałam z wielką ochotą, potrzebą i chęcią- działać, zrobić cokolwiek. Ktoś może na mnie teraz liczy, nie mogę się chować. 

piątek, 4 stycznia 2013

Najbardziej boli to, że świat nawet na chwile się nie zatrzyma. Zegar nie staje. słońce świeci, ludzie chodzą ulicami zajęci swoimi sprawami. Nic się nie zmienia, ptaki śpiewają, śnieg topnieje, muzyka gra, a kogoś już nie ma. Jak to możliwe???

Boli to, że nadsłuchujesz kroków, patrzysz na czapkę, papierosy i myślisz, ze zaraz po nie sięgnie. Albo, że to tylko tak mówią, że się wydaje, że zaraz przyjdzie.wstanie, okaże się, że to nieporozumienie.

Cały czas tak myślę. Że zaraz będzie, jest.

Boli wszystko od A do Z. Zajmuję się wszystkim byle nie myśleć, nie mówić. Mówię o innych sprawach, śmieję się, udaję, że niby nic. Czasem nawet udaje mi się siebie oszukać na chwilę.

Nie mogę zostawać sama, bo gryzę ściany, nic nie mówię ale wiem, że każda godzina w samotności doprowadzi mnie do szaleństwa.
Nie wiem jak ludzie radzą sobie z takimi sprawami, nie mam pojęcia jak w ogóle można sobie radzić, jak normalnie funkcjonować. Nie wiem. Uściskałabym mocno każdego kogo spotkała śmierć bliskiej osoby, a wiem...że spotkała każdego. Jak można przejsc nad tym do porządku dziennego- nie mam pojęcia. Boli ciągle tak samo, niczego nie ubywa.

Słucham w kościele księdza i zaczynam mu wierzyć, bo to jedyne co sprawia teraz, że jako tako da się trwać. Mówi, że to tylko na chwilę, że się spotkamy, żeby się modlić i być.

A ja sobie myślę, że on już gdzieś tam na górze robi grilla, przykro mu, że wszyscy płaczą, więc przestaje płakać. Na chwilę, bo zaraz przychodzi myśl, że nas na tym grillu już nigdy nie będzie.

Samemu jest najtrudniej. Nikt nie przytula, nie trzyma za rękę, nie ściśnie tak, żeby tylko ból fizyczny czuć. Trzeba trwać. Jakkolwiek. I szukać ludzi, żeby byli.