Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

niedziela, 15 grudnia 2013

Takie zwykle badanie

Dwa tygodnie wycięte z życia, pełne nerwów, niepokoju, niepewności i obawy. Tyle kosztowała mnie rażąca pomyłka, jakiej dopuściło się laboratorium wykonując proste, wydawałoby się, badanie.
Test tolerancji glukozy ma wykazać bądź wykluczyć wystąpienie cukrzycy ciążowej.
Bez obawy poszłam na badanie, uznając je za jedno z wielu, jakie trzeba wykonać będąc w ciąży.
Polega ono na pobraniu na czczo krwi z żyły, wypiciu roztworu glukozy (75g), pozostaniu w spoczynku- pozycji siedzącej lub leżącej przez dwie godziny, po których drugi raz pobiera się krew z żyły i sprawdza poziom cukru. Jeśli jest zbyt wysoki, należy udać sie do diabetologa celem ustalenia bezpiecznej dla dziecka i mamy diety i uważać do końca ciąży, a nawet po.
U mnie badanie przebiegło inaczej. Po pierwszym pobraniu krwi pani z laboratorium odesłała mnie do domu. Poszłam, wróciłam po dwóch godzinach będąc, zgodnie z wytycznymi wciąż na czczo. Pani po pierwszej próbie wkucia w żyłę, stwierdziła, ze nie da rady i pobierze krew z palca. Wynik - 229. Mniej więcej dwukrotnie wyższy niż być powinien. Zdziwiona pyta czy na pewno nie jadłam w ciągu minionych dwóch godzin, oczywiście- nie.
Sugeruję powtórzenie badanie, ale słyszę, że nie ma sensu,  a z wynikiem trzeba do lekarza.
Zapoznaję się  w Internecie z opieniami, normami wyników dla tego badania i widząc, że nie jest dobrze w panice poszukuję lekarza. Udaje mi się zdobyć skierowanie do diabetologa, dzwonię, wizyta...za ok. miesiac. Nie wiem co jeść, czego nie jeść, czego unikać, nie wiem nic.
Nie bez znajomości udaje mi się po paru dniach dostać do innego diabetologa- patrzy na wynik i mówi z pewnością- cukrzyca. Wcale nie ciażowa tylko normalna, typu 2, która mi się w ciązy ujawniła. Ptawdopodobnie trzeba będzie stosować insulinę. Póki co zaleca  dietę, mierzyć cukier, kieruje do szpitala. NIe ukrywa, że najchętniej odesłałąby mnie do placówki wojewódzkiej, bo tam zajmują się takimi przypadkami. Znów stres, strach, obawa co będzie, czy dziecko urodzi się zdrowe, bo że przez cesarskie cięcie jestem pewna, ile spędzę w szpitalu, czy do końca ciąży, tydzień, czy miesiąc, nie wiem nic....
Ochłonowszy nieco udaję się jeszcze tego samego dnia do lekarza prowadzącego. Opowiadam całą sytuację, pani doktor kłócić sie z diagnozami innych lekarzy nie chce, ale sugeruje, że badanie zostało źle przeprowadzone. Kieruje do szpitala na powtórne wykonanie testu i pomiary cukru. Kolejne dni pełne obaw, a po nich wyjazd do szpitala, ponowny test, pomiar cuktów, dieta.... i czekanie na wyniki.
Po trzech dniach lekarz ocenia, ze nie jest źle i cukrzycy prawdopodobnie nie ma, ale należy skonsultować się ze specjalistą, diabetologiem, do którego mnie kieruje . Kolejne dnni w stresie i niepewności, czekaniu i nerwach co przyniesie wizyta u kolejnego lekarza. W końcu, dokładnie po dwóch tygodniach słyszę- może Pani normalnie funkcjonować, a wynik z laboratorium wyrzucić do śmietnika. Oddycham z ulgą. Dopytuję, czy na pewno, czy jakiś batonik mogę zjeść, ciastko, cokolwiek. Pani doktor doradza owoce i warzywa, ale nie zabrania słodyczy. Bo poza nerwami, jestem wygłodniała, zero cuktu czy to w herbacie, czy chlebie, płatkach- nic, podczas gdy  miałam wrażenie, że wszyscy dookoła się objadają. Podobni odzwyczajenie się od cukru zajmuje trzy miesiące. Na pewno bym dała radę, ale sprawdzać tego nie musiałam.
Doabetolog powtarza słowa mojego lekarza prowadzącego- jak powinno wyglądać badanie i nie kryje oburzenia jego faktyczynym wykonaniem . Pytanie- co by było, gdybym pojechała do szpitala wojewódzkiego, poleżała na oddziale wewnętrznym bez powtórzenia testu. Ile czasu zajęłoby dojście do faktycznej oceny nie wystąpienia cukrzycy, gdybym sama za tym nie ganiała. Ile stresu i nerwów jeszcze by z moim dzieckiem igrało? Ile łez i strachu by mnie czekało, nocy i dni w szpitalnych murach?
Idąc na badanie oddajemy się w ręce specjalistów, ufamy im, a lekarz na podstawie wyników badań, jakie nam wręczają, diagnozuje. Nikt nie jest przecież w stanie sprawdzać wyniku każdego badania, od jego prawidłowego wykonania jest laboratorium, z jego "świstkiem" nikt nir dyskutuje. Jak ufać teraz dobrym/ złym wynikom? Jak zawierzać pracownikom laboratoriów,  gdy jedna pani jednym badaniem zafundowałą tyle "atrakcji""? Czy pacjent ma obowiązek posiadania wiedzy jak dokładnie powinno wyglądać badanie, czy oddając się w ręce fachowców powinien mieć pewność, że zostanie ono należycie wykonane? Chyba nie ma co do tego wątpliwości.

A ja sobie spokojnie mogę zjadac dwa kilo pomarańczy albo mandarynek dziennie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz