Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

niedziela, 31 lipca 2011

Podejść gdzie trzeba







Jeden z tych wieczorów był fantastyczny. Dosłownie, bo coś nie z tego świata ze sobą przynosił. Taką małą, inną rzeczywistość, w którą mogłam wejść. Kilkutysięczna rodzina bawiących się osób. Tak zwyczajnie, bez udawania, wszyscy są "swoi" i my tu jesteśmy sobą. Dobry to jest świat, o ile lepszy od plastikowych złudnych dźwięków dyskoteki.

Drugi przyniósł śmiech. Ten szczery i dla siebie. Wiedziałam, że Hrabi ma wielką siłę i gdy tylko te kilka osób z tego kabaretu pojawia się na scenie wiadomo, że będzie się działo. I działo się. Nie byle jak. Oderwanie absolutnie od wszystkiego. Więcej tu chyba pisać nie trzeba...:)





sobota, 30 lipca 2011

Zaliczane lato


Pływało takie coś...przez pół wyprawy nam towarzyszyło, aż w końcu z wiatrem popłynęło:)



Jedna rzeczka w tym sezonie (i wcale nie Krutynia) została zaliczona. A właściwie to ona zaliczyła mnie. Jako trzeci pasażer na chwilę do jednego kajaka wsiadłam. Na chwilę, bo ktoś wymyślił, żeby na rzece pastuch zamontować. Nie wiem dlaczego w niego wpłynęliśmy i nie pokonaliśmy tej przeszkody. Łup...kąpiel. A, że deszcz padał...Pomoc, która do nas wyruszyła też z drutem przegrała, w konsekwencji wszystkie moje rzeczy wypłynęły spod kajaka. Zabawa przednia :)

wtorek, 19 lipca 2011

40 groszy za Wasz sen spokojny

Porwali mnie, ciągnęli za włosy i wepchnęli do samochodu. Zawieźli do klubu, gdzie byłam niby dyskretnie obserwowana. Nagle zamieszanie. Obiecali nie bić, jeśli pobiegnę za nimi. Co miałam robić? Nie wiedziałam gdzie jestem i z kim mam do czynienia. Uciekłam, jak kazali. I gdy do końca pozostało mgnienie okna, ze snu wyrwał mnie dźwięk smsa- ile byłabyś w stanie znieść w imię miłości?

Czytam raz, drugi, potem jeszcze raz. Nie, litery wcale się nie poprzestawiały. A ja miałam ten związek za idealny. On jej nieba przychylał i czynił księżniczką, ona sprawiała, że czuł się prawdziwym mężczyzną. Szczęśliwym. Oboje w szczęściu zatraceni.

Ile byłabyś w stanie znieść w imię miłości?

Odpisuję rzadko, a biorąc pod uwagę, że był środek nocy nawet bym o tym nie pomyślała. Wydało mi się jednak, że drugi człowiek jest w potrzebie. Musi otrzymać duchowe wsparcie. Oczekuje go ode mnie. Nie mogę zawieść.

Ile byłabyś w stanie znieść w imię miłości?

Ja? Czy Ty? Pytasz mnie? Czy próbujesz sobie odpowiedzieć na to pytanie? Wiem, to dla Ciebie ważne. Nie ma teraz niczego ważniejszego. Liczy się tylko to jedno- uczucie.

Ile byłabyś w stanie znieść w imię miłości?

To na pewno do mnie? Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do wypowiadania się na ten temat. Zapytaj kiedyś w przeszłości lub kiedyś w przyszłości. Ile byłabym w stanie znieść? Nie uwierzysz. Mogę powiedzieć tylko jedno, czyli coś co nie budzi we mnie wątpliwości. Zniesiesz absolutnie wszystko. Tylko...czy masz pewność, że to miłość, skoro zadajesz takie pytania i to mi, a nie osobie, która śpi obok Ciebie?
Miłość, jakby się o niej nie mówiło, to nie jest coś co dostaje się ot tak, to "coś" jest tylko na początek. Potem to praca dwóch osób, budowanie wspólnej ścieżki drogą kompromisów. Inaczej się nie uda, bo niczego nie otrzymujemy po prostu. Miłości też. Na pewno. Nie pytaj o to mnie, przecież wiesz kogo należy zapytać. Wierzę w Was. Nie milcz, powiedz co Cię boli. Zaufajcie, uczcie się nie na swoich błędach, zbyt duży koszt :)

Ile byłabyś w stanie znieść w imię miłości?

Zamordowało mnie to pytanie na tydzień co najmniej. A miało z rąk oprawców wyrwać. Ja przekonałam się ile tylko w nieodpowiednim czasie. A Ty wiesz?

poniedziałek, 18 lipca 2011

Wyrwana

Przyjechałam do tej miejscowości, w której bywam czasem, gdzie nieopodal dwa małe jeziorka w lesie nazwy kolorów mają. W jasnym się wykąpałam. Nad ciemnie nie dotarłam. Za to na małą biegową wyprawę do lasu w stronę drugą się udałam. Poza harcerzami spotkałam, a właściwie to mnie spotkał- deszcz. Jak nagle lunęło, tak nagle przestało. Rozebrałam się i suszę ubranie:) Powietrze pachnie.
Gdyby mnie ktoś zapytał o ulubiony zapach, to myślę, że jest to właśnie ten...)a potem kilka innych:))
I będę tu dziś przez uchylone okno tym zapachem się raczyła. Rano wsiądę w pociąg:) Co by nieść ludziom wieść.

piątek, 15 lipca 2011

Gdzie już tylko żaby rechoczą

Ruiny, odmalowywane freski na sufitach, piękne budynki i pozostałości po nich. Akcja- szlakiem mazurskich pałacyków.

Intrukcja leśnego poszukiwania

No nareszcie! :)

Już tak czekałam, aż coś dla siebie będę mogła napisać:) I mam! Swój pokój, swój komputer, mój, mnie, moje...
Tyle myśli się przez głowę obiło, że każdego dnia miałam potrzebę pisania:)
Po niemal dwutygodniowej tułaczce z plecakiem dotarłam w swoje kąty. I niby każdego dnia byłam obok, ale czasu zabrakło, by wstąpić w te ściany. Dziś jestem. Cisza gra.

Koncert kwartetu smyczkowego- piękny, koncert inne- mniejsze i większe- udane.
Wędrówki po wsi, po lesie, nad jezioro bieganie. Spotykane służbowoznajome buzie po drodze. Niby nic przyjemnego, gdy jest się po godzinach, ale miło na wiosce słów kilka sympatycznych zamienić. Zresztą- po jakich godzinach?:)

Wczoraj wysiadłam z pociągu, popracowałam, wsiadłam z powrotem i pognałam do lasu. Wzięłam ręcznik, kostium kąpielowy, psikacz antykomarowy i słoik.

Postępuje się w dość prosty sposób. Idziesz, widzisz jagody- kucasz (ważne! Nie schylasz się a kucasz!:)). Zrywasz, zbierasz, zamykasz słoik i dalej nad jezioro. Kąpiel orzeźwiająca po leśnej duchocie- coś wspaniałego. Wracasz biegiem, zagniatasz ciasto, przygotowujesz farsz, lepisz pierogi. Przepyszne- z jagódkami. Z tymi zbieranymi swoimi rękami smakują najlepiej (chociaż moje rączki raczej do celów wyższych stworzone zostały):)

W lesie, postępując według tej samej zasady, zbierasz kurki. Najlepsza jest przecież zupka kurkowa i jajecznica na kurkach właśnie. Są też poziomki i przepyszne maliny. :)

Za kilka dni znów pojadę, a potem jeszcze i jeszcze. I nic to, że dzikami straszą.

sobota, 9 lipca 2011

Potyczki drogowo- słowne

Jadę sobie powoli, skręcam w prawo i jak nie łupnie we mnie autobus...i jakby nigdy nic pojechał dalej. O nie, myślę sobie, tak to się bawić nie będziemy. Zszokowana nieco, bo to jednak stłuczka na drodze, wrzucam bieg i gonię drania. Dopadłam go i na nic zdały się tłumaczenia kierowcy, że to nie jego wina. Ja przepraszam bardzo, jechałam prawidłowo, swoim pasem, a pan mnie stuknął :)

czwartek, 7 lipca 2011

O takich, co z księżyca pospadali

Rewelacyjny babski wieczór. Wyjście do knajpki jednej, drugiej, trzeciej. Tańce i śpiewy. Godziny mijały nie wiadomo kiedy.
Zdziwione byłyśmy nieziemsko, gdy podszedł do nas dwudziestoparoletni chłopak z konkretną propozycją- Przyjedźcie do mnie na pokoje.
- Że co, proszę?
- Zawiozę was. Nie macie gdzie spać a ja mam wolne pokoje.
Nie wnikam i nie chcę wnikać w tę propozycję. Być może jakieś dziewczyny kiedyś z niej skorzystały, dlatego młodzieniec tak chętnie pomoc(!) oferował.

We własnym mieście uznano mnie za turystkę. Taksówkarz wiedział, że jestem miejscowa, chociaż mógł mieć wątpliwości gdy usłyszał od jednej z nas "doczochramy się do domu".

wtorek, 5 lipca 2011

Radosna, uśmiechnięta, podśpiewująca dzień cały, rozweselająca biurowe towarzystwo. Taka się staje nie wiem skąd, ale humor przychodzi sam, z ulicy, z przypadkowych spotkań, rozmów, muzyki i tego, co codziennie podnoszę z ziemi. Trzeba umieć patrzeć pod nogi, to przecież takie proste.
- Zazdroszczę ci przebojowości- usłyszałam. A ja tylko...no właśnie- co? Nie krępuję się śmiać?

Żeby nie było, nie ukrywam, że jak każdy miewam swoje małe rozterki. Mijają w letnim wirze deszczem przeplatanym. Przeważnie same. Czasem zdarza się, że mam gorszy dzień. Szybko jednak uświadamiam sobie, jak moje malutkie problemy mają się do tych, którym czoła stawić muszą inni. O istnienie chodzi.
Wypadki.
Ręce mi drżą, podnoszę słuchawkę, wykręcam numer, pytam czy to prawda, bo podobno...
Prawda, niestety prawda. Dłonie się trzęsą, a ja wykręcam kolejne numery- straż pożarna, policja. Na drodze zginął człowiek. Dziś przejeżdżałam tamtędy skoro świt i uśmiechałam się do siebie że taka zaspana wsiadam do samochodu. Dziś mijałam tę drogę, w którą chciał ktoś zjechać. Nie zjechał. Uderzony innym autem, zginął na miejscu. Najpierw zemdlał, został zmiażdżony, pogotowie nie mogło udzielić mu pomocy, bo był przytrzaśnięty, wydobyły go kolejne służby. Martwego.
Dziś na drodze, którą tak często przemierzam zginął człowiek. Czyjś tata, mąż, syn. Dziś stała się tragedia, za kilka dni rodzina będzie musiała pochować ukochaną osobę.
Nie, ja nie mam problemów. Ja mam szczęście, mam życie, mam bliskich. Trzeba się tym cieszyć każdego dnia i docenić. Życie jest tak ulotne. Rozejrzyj się, uśmiechnij, wspomnij, nie trać niczego ważnego, nie pozwól żeby coś zabrało ci przyszłość, nie odbieraj jej sam sobie. To co ważne jest tuż obok, nie trzeba nigdzie biec. Później może być zbyt późno.
Dziś zginął tragicznie kolejny kierowca. Może kiedyś uśmiechnęłam się do niego na ulicy...Nie, nie zazdroszczę nikomu, kto wzrusza ramionami i przechodzi obojętnie obok takich wydarzeń.

Dzienne zapytanie

- Ile??
- Nooo prawie dwa lata
- Przez dwa lata nie umówiłaś się z nikim?
- Prawie dwa lata
- Ale dlaczego?
- Oj, no nie chcę
- Wiesz, że to za długo
- No ale za długo na co?
- Zbyt długo, żebyś swój czas traciła tylko dla siebie i nie dzieliła się sobą z nikim. Zbyt wartościowa jesteś na bycie samotną
- Wartościowa...dla jednych może, dla innych zupełnie nie. To nie jest tak, że jestem samotna, mam wokół ludzi, ale nie umawiam się z mężczyznami, nie chodzę na randki
- Dlaczego się nie umawiasz?
- Wiesz przecież, że nic nie dzieje się po prostu. Nie chcę nie bez powodu. Ja już te prawie dwa lata temu wiedziałam, że tak będzie
- Tak sobie postanowiłaś?
- Nie, to żadne postanowienie. Nie szukam wrażeń, nie chcę.
- Nie rozumiem, nie można tak. Marnujesz się.
- Marnuję się, bo nie umawiam się na randki? Lepiej, żebym szlajała się po dyskotekach i całowała po kątach z kim popadnie?
- Nie z kim popadnie i niekoniecznie na dyskotekach
- Całować się potrafię tylko wtedy, gdy jestem zakochana
- Nie wierze
- :) A ja nie tłumaczę. Tak jest i już
- I nigdy przez ten czas nie miałaś ochoty się z kimś umówić?
- Raz miałam
- I co?
- I nie umówiłam się
- Dlaczego??
- Tak jakoś samo wyszło
- Musisz być szczęśliwa, gdzieś to szczęście znajdziesz na pewno
- To nie tak, nie szukam. Radzę sobie jak potrafię i jest ok w moim świecie. Znam siebie i wiem, że słowa, które powiedziałam raz nie pójdą w zapomnienie.
- Dziewczyno, popatrz na siebie, poznaj siebie, możesz mieć każdego
- Nie mogę, ale nie o to chodzi. Nie o każdego.
- Księcia nie znajdziesz, nie ma ich
- Stop, stop stop:) Chodźmy robić zdjęcia, wiem, ze nie ma ludzi idealnych. Nie o to w życiu chodzi, by znaleźć ideał. To coś znacznie więcej
- Jesteś pewna, że wiesz co?
- Jestem, nic nie tracę przez to i niczego mi nie ubywa.


Czasem tak po prostu niecodzienne rozmowy toczą się między obcymi ludźmi. Z tej wynika jasno, że jestem nierozumiana. Ja rozumiem, wiem, jestem pewna. Moje życie razu pewnego kolorów nabrało. To było kilka lat temu, a jakby wczoraj:) Nie czuję się przez to gorsza, a wręcz przeciwnie.

Kilku zdań wymiana, a ja myślę o niej. Zdarza mi się raz na jakiś czas słyszeć takie pytania. Obracam je szybko w żart, zaczynam wesołą pogawędkę śmiechem przepełnioną, zmieniam temat. Nigdy nie podjęłam się takiej rozmowy. Jest w moim życiu jeden temat tabu, nie przyznałam się jeszcze nigdy do tego. Dziś muszę. Mogę toczyć rozmowy o wszystkim, słuchać, jeśli się na czymś nie znam i mówić, jeśli ktoś dzięki mnie może się czegoś dowiedzieć. O jednej sprawie nie rozmawiam.

To już było ale....http://www.youtube.com/watch?v=mBdWS52KrPU