Na dziesięciu godzinach pracy z jedną krótką przerwą poprzestałam. Nie było wcale tak, że chciałam, że się męczyłam, końca wypatrywałam. Tak się w swojej robocie zapędziłam, że miałam ochotę na jeszcze i jeszcze. Tylko ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa i umysł nieświeżością już trącił.
W brzuchu burczało, literki zamieniały się miejscami, daty myliły, nazwiska przemieszały. Wyłączyłam więc wszystkie sprzęty i powędrowałam na gorący krupniczek.
Ileż przyjemności było w dzisiejszej pracy, ile wyzwań i motywacji do sprostania im. To dni, kiedy czuję, że wylądowałam we właściwym miejscu. I mimo, że w drodze powrotnej do domu wiatr powieki wywrócił na lewą stronę i starał się oderwać mnie od ziemi, to był świetny dzień. Dokładnie tak- świetny. Dużo śmiechu i radości.
A poza tym, czuję się lekko oszukana. Mało, ale znowu. Dlaczego niektórym tak trudno przychodzi powiedzenie prawdy, tej najprostszej o rzeczach zgoła nieistotnych? Nawyk taki, czy co?
P.S. Chętnie bym się do Turcji wybrała
I jeszcze jedno tego wtorkowego wieczoru, Barbra Streisand :) Kolejne "coś" czego nie rozumiem. Jeśli ktoś potrafi wytłumaczyć, to ja bardzo poproszę:)
Dowód osobisty to absolutne must have każdej dyskoteki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz