I już. Ot tak, zwyczajnie, choć nie nagle wcale. Już i koniec.
Broniłam się przed tym przemijaniem, bo wydawało mi się, że to ważne, że tak należy. Wcale nie. Trzeba umieć słuchać głosu serca, a nie żywić się tym, co mówiło dawno temu. Ważne to co tu i teraz.
A teraz wiem, że ono ostatkiem sił krzyczało- już. Na szczęście w porę dotarło do mnie to skomlenie. Już. Ot tak. Po prostu. A nawet więcej jeszcze, bo otwarcie dziś mówię śmiejąc się do siebie- no to się dziewczyno pomyliłaś :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz