Siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość
Federico Fellini

poniedziałek, 21 lutego 2011

Je suis vert

Ta zimowa dieta mnie wykończy. A raczej...jej brak. Jem i jem i jem i przestać nie mogę. Wszystko mi tak okropnie smakuje. A ciała przybywa nieustannie :)
Dziś raczyłam się moją specjalnością, czyli piersiami w warzywach. Deseru zabrakło, w związku z czym jakiś szwendacz mi się włączył.

Jedno jest pewne- potrzeba ruchu. Zimowa aura niby może temu sprzyjać, ale...mnie tak bardzo od mrozu twarz boli:) W środę szykuję się mimo wszystko na górkę i ..tak tak, doczekać się już nie mogę aż deskę jedną lub dwie do nóg przymocuje. W końcu to coś, co uwielbiam od pierwszego upadku.

Póki wiosna nie zawita na Mazury (moje piękne, wspaniałe, najlepsze i jedyne:)) na dobre, pozostają mi łyżwy i...basen. Plan jest całkiem prosty. Zmierzyłam, dotarcie z pracy na pływalnię zajmuje mi spacerkiem dwie (!) minuty. Przerwa, jak każdemu i mi przysługuje. Więc- szukam godziny bez rezerwacji (wszak na internecie jest wszystko), zabieram spakowaną z rana torbę i wychodzę, przebieram się, pływam 20 minut, prysznic, lekki makijaż, co by ludzi nie straszyć, suszenie włosów i za biurko. Godzinka na wszystko wystarczy. So..let`s do it:)


Poza tym, chcę znów zabawić się w domowego majsterkowicza. Lubię pracę chałupniczą:) Malować, przestawiać, ciąć...i kwiaty lubię. Właśnie, zaniedbuję je, że aż wstyd, ale lubię. Raz po raz kupuję jakiegoś nowego pupilka, dbam, podlewam, doglądam, aż nie wyjadę albo nie zapędzę się w obowiązkach i przyjemnościach tak, że zauważam moją roślinkę dopiero, gdy umiera. I słowo daję- jeszcze żadnej nie uratowałam. Dziś przyniosłam do domu ładną. Może zostanie ze mną na dłużej. Nie ma to jednak jak podarowane kwiaty, o te dba się wyjątkowo mocno i cieszą w taki inny sposób:) Tęskno mi do wiosennych kwiatów. Tych z łąki, ogródka, czy lasu. Ciętych, które stojąc na stoliku życie dają całemu mieszkaniu. Tulipanów, róż, żonkili, bratków, stokrotek i....KONWALII.


Jak to przed mediami ukrywać się należy.
Wpada dziś jegomość pewien, z którym zapoznać się przyjemności nie miałam i rzecze:
- Ooo, ja panią zam, to dobrze trafiłem
- Przykro mi w takim razie, że ja pana nie znam
- A bo tam na wsi to to to to i to
- No tak, możliwe więc, że gdzieś już się minęliśmy. A na co skarżyć będziemy?
- Na drogi proszę pani. Na te nieszczęsne drogi i chodniki, przez które zimą przebrnąć tak ciężko. Mogę liczyć na pani interwencje?
- Oczywiście. Zadzwonię, zapytam. Jeśli odpowiednie służby się tym nie zajmą, albo drogi same przejazdu nie ułatwią, chwycę łopatę i będzie dobrze. A...pana godność?
- Ale ja bym wolał nie...
- No tak, pan by wolał, jak większość woli. Tylko pewien konflikt tu następuje, pan bowiem wie z kim rozmawia, skoro mnie pan zna, a ja, cóż...nie mam pojęcia
- XY (padło imię i nazwisko), ale pani nie napisze, że to ja skarżę?
- Nie, nie napiszę...

Ta nieśmiałość zgubi kiedyś ludzi. Nie zbłądzą natomiast nasi młodzi żeglarze, którzy świetne relacje z pobytu w Hiszpanii nam dostarczali. Na gorąco.
Na przykład taka zaduma- "Dziś widzieliśmy przez okno ludzi bez ubrań (chyba są biedni)".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz