Tydzień pracy. Zamykam dziś ostatnie pracowite dni i już otwieram się na nowe. Muszę tylko zresetować swoje zwoje i iść dalej. Owoce pracy, żniwa zbieram, a zauważanie efektów przynosi radość. Tak jest chyba w każdym zawodzie. Rezultat zauważalny gołym okiem jest bezcenny. I może tak być nawet wtedy, jeśli za coś nie otrzymuję się żadnej nagrody. Mam na myśli gratyfikacje finansowe. Bo grunt to widzieć coś ponad nimi- czyli właśnie szczęście, że ma się możliwość robienia tego, co się lubi.
Są osoby, z którymi wspaniale mi się współpracuje. Jest ich od groma. Zdarzają się też jednak tacy, których postawa roszczeniowa mnie zdumiewa. Nie chodzi o to, że ja czegoś nie chcę, że komuś chcę zaszkodzić i nie zawsze wszystko mogę. Chodzi o nie rozumienie tego, że i ja mam pewne ograniczenia. Główne to obiektywizm (i choćby nie wiem co nie będę się go pozbywać), a obok niego określona ilość miejsca i czasu. Szkoda, że takie jednostki nie widzą, że tym razem wygląda to tak, a setki razy byli numer jeden. Tracą sympatię, a co za tym idzie, maleją w naszych oczach, w rezultacie szkodzą nie mi, nam, a sobie. Na siłę pomagać jednak nie mogę. Wiem, kiedy ktoś mnie lubi, a kiedy za udawaną sympatią skrywa się interesowność. Kiedyś nie potrafiłam, teraz wyczuwam to na kilka kilometrów. I nie tyle o lubienie tu chodzi, ale o szacunek. Jeśli Ty nie szanujesz mojej pracy, ja Twojej też nie muszę.
Czasem warto zdobyć się na kontakt face to face, to wiele spraw ułatwia i rozjaśnia. Powyższe wywody dziś przedstawiałam. I skończyło się niespodziewanie pozytywnie:) Jedna z osób, z którymi to różnie się współpracowało dziś zyskała w moich oczach. A ja w jej. Jestem pewna, że na drodze służbowej dużo dobrego przed nami. Ważne, żeby obie strony czuły się usatysfakcjonowane, a w razie niedomówień, nie bały się odezwać. Wszak wszyscy jesteśmy tylko (aż!) ludźmi:)
Chociaż... w tym szaleństwie nie ma metod :)
Piątkowy wieczór zapowiada się owocowo. Truskawkowy smak czeka na swój czas:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz