Co prawda nogi się już do biegu rwą i rower coraz głośniej krzyczy, ale na to będzie czas niedługo.
Z wnętrza mego mogę dodać tyle, że pokonałam siebie (i dlaczego mi tu się sama piosenka śpiewa- pokonamy fale, jeśli każde z nas zbuduje brzeg...nanana).
W pracy sporo pracy:) stąd pewnie zaniedbywanie bloga. Coraz częściej opuszczając redakcję nie mam już ochoty na żadne wizje twórcze. Swoje napisałam. Tu i w wordzie też. Właśnie! Wydrukować miałam, wciąż zapominam:)
Ganiają mnie różne tematy, te bliższe mi i dalsze, przyjemne i mniej, te za których obiektywizm otrzymuje podziękowanie w postaci obrażenia się i takie, za których realizację ktoś potrafi powiedzieć proste "dziękuję". Nie, nigdy tego nie oczekuję, wręcz przeciwnie, to moje źródło utrzymania, za to mi płacą, obowiązek. A jednak, jak raz na kilka miesięcy wymknie się komuś "dziękuję"- bezpośrednio, przez telefon lub smsem, to jest miłe, ciepło się robi, że ktoś...coś, że może to wszystko nie jest pozbawione znaczenia.
Wstałam dziś o 5 rano i ruszyłam w drogę. Zupełnie inaczej świat wygląda o tej porze. Szkoda, że tak rzadko to widzę, ale tyle razy podejmowałam już bezskutecznie walkę z budzikiem, że chyba w końcu się poddałam.
Marzenia są do spełnienia:) Mało tego, są po to, by nadawać sens ludzkim poczynaniom. Bez nich...nie, nie mogłoby ich nie być. Ja mam, poza kilkoma małymi radosnymi, jedno ogromne, taki cel działań wszelkich i motywacja do codziennych poczynań. Ale...o marzeniach nie mówi się głośno, jeszcze by się nie spełniły...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz