Upały w mieście są bardziej dokuczliwe. Szczególnie w metropoliach. Nagrzewa się beton, wszystkie mury. Nie dość, że jest szaro, to i duszno. Dziś w moim małym miasteczku promienie słońca hulały po ulicach.
Wczorajsza wichura szybko poszła w zapomnienie. Mimo to, przywdziałam rolki i ruszyłam nad wodę. Zmęczyłam się bardziej niż zwykle. Ale nic to. Czekały na mnie czereśnie. Soczyste, dojrzałe, przepyszne. W ramach deseru. Po chłodnikowym obiedzie do szczęścia brakowało bardzo niewiele. Wsiadłam więc na rower.
Trafiłam dziś w przerwie na świetny artykuł o bananowej młodzieży. Wydaje się to tak odległe, a jednak jest tuż obok. Passe jest bycie niegrzecznym i zbuntowanym. Na czasie jest teraz dobre wrażenie, chociażby miał to być przerost formy nad treścią, świetne oceny i bystrość. Dorosłe nastolatki z zawodem córka bądź syn, które na własne życzenie tracą dzieciństwo. Bo najważniejsze to mieć i bywać. To dość smutne, ale oni są szczęśliwi. Mają wszystko, albo nie mają czasu w pogoni za butami z Paryża, by zastanowić się chwilę nad tym, czego im brakuje.
Czytałam też o pozbawionych dzieciństwa maluchach. Spełniający swoje ambicje rodzice posyłają dzieciaki na kursy, szkolenia, warsztaty. A co myśli kilkulatek? "Ja tylko chcę rysować, a wy dorośli ciągle się rządzicie".
Czytałam dziś o kilku innych sprawach i tak się zaczytałam, że popołudnie mnie zastało.:)
Uwielbiam zapach oliwki. I uwielbiam słowo uwielbiam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz